Wszystko, albo nic nie ma opcji pomiędzy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Mela*

- No i co doigrałeś się...-Zaśmiałam się w twarz typkowi .

-Jesteś dziewczyną...Zwykłą szmatą...Co ty mi możesz zrobić ?

-Żebyś się nie zdziwił...Kręcę na was baty...

-Śmieszna jesteś...

-Ja też się pośmieję. -Powiedziałam waląc go z całej siły w twarz. -Zapomniałam, że mam pierścionki...Ups. - Gość zachwiał się na nogach i cofnął delikatnie do tyłu.

-Szmata...

-Od dawna mi wisi co inni o mnie mówią. - Podbiegł, a ja go kopnęłam  w brzuch, znów się cofnął i splunął krwią. -Nic mnie nie cieszy jak wasze miny w takich chwilach. No czekam, jak mnie teraz nazwiesz? Dziwką? Pizdą? Kurwą? Mało oryginalny  będziesz...A może nic nie powiesz? - Podniosłam jedną brew. -Albo nie...Powiesz mi kto was najął?

-Zapomnij...

-Nie, nie, nie to nie jest odpowiednia odpowiedź.

- Nic ze mnie nie wyciągniesz...

-Widzisz te robaczki, które tu chodzą? -Pogrzebałam nagą w liściach.- Pomyśl sobie, że dla mnie jesteś właśnie takim robaczkiem...Jednym gestem mogę cię zgnieść. -Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.

-Nie.

-Wyparcie? No cóż każda taktyka jest dobra, ale popatrz na to z drugiej strony...Jak do nich wrócisz to cię zabiją bo ubrudziłeś rękawiczki i to swoją  krwią, ależ z ciebie idiota. - Zaśmiałam się. - To może powiedz mi wszystko i zginiesz przynajmniej honorowo. Przecież ja im nie powiem, że wiem od ciebie.

- Co ja ci mam teraz powiedzieć?

-Wszystko, albo nic...Nie ma opcji pomiędzy. Kto was najął?-Mężczyzna zaczął się śmiać...-Czyli mi nie powiesz?

-Zapomnij zdziro...

-Ajajaj...-Złapałam go za rękę . - Będzie bolało.- Wbiłam mu kluczyki  i nakreśliłam M. -Nadal będziesz milczał?

-Spierdalaj...- Wycharczał.

- Bo się spocisz...Mam dość tej zabawy. Może jednak zdecydujesz się coś powiedzieć? -Ścisnęłam jego nadgarstek.

-Poukładaj tą układankę...

-Słuchaj ty śmieciu- Schyliłam się do niego.- Nie lubię takich gierek.

-Dla nich jesteś już martwa...-Wybuchł śmiechem, a ja przywaliłam mu jeszcze raz, teraz cała jego twarz była w krwi.

-Idź do niech...Niech oni cię zabiją, ale przekaż im, że ja się łatwo nie poddaję. Chcieliście mnie pogrzebać to kurwa przegraliście. - Odwróciłam się do niego plecami i już miałam odchodzić, kiedy on zaczął mówić.

-Radzę chronić to co kochasz. - Śmiał się.

-Macie błędne informacje.  Bo ja nie kocham...- Mówiłam stojąc do niego tyłem.

- A on? Nie jest ci obojętny...-Uniosłam głowę.

-O kim mówisz?

- Igor...Ale czy nie jest już za późno? A może już jest.- Śmiał się śmiechem prawdziwego szaleńca.- Na pewno jest już za późno.

-Łżesz! -Odwróciłam się w jego stronę.

- Jesteś martwa, tak samo jak on.

-On...Nie, ty...Tak.- Wycelowałam i kulka poleciała prosto między oczy.

***

Wróciłam do domu, z impetem trzasnęłam drzwiami. Usiadłam na kanapie w salonie i wyciągnęłam peta.  W pomieszczeniu pojawiła się Olivia.

-Nic nie mów .- Powiedziałam odpalając papierosa.

-Nie pal w domu. - Przyszła Zuza, Camila  i chłopaki. Patrzyli na mnie wyczekująco.

-Czego chcecie? - Zapytałam.

-Co teraz?

-Nie wiem...Nic kurwa nie wiem. Oni nie są bezpieczni, nie mogą  stąd wyjść, a z drugiej strony, nie możemy ich tu wiecznie trzymać. - Oparłam głowę na rękach. - Dobra zostaniecie tu jeszcze z dwa dni. -Zadzwonił mój telefon, ale go zignorowałam. - Później coś wymyślę...

-Ale..

-Nie ma ale! Nie mam ochoty mieć was na sumieniu. -Zabrała bluzę.

-No  i gdzie ty idziesz?

-Kupić fajki na BP - Wyszłam z mieszkania. Zjechałam windą i wyszłam na zewnątrz.  Ruszyłam chodnikiem na pobliską stację. " No i co ja mam teraz zrobić? Ciągle jakieś wymagania...I co się do jasnej cholery dzieje z Igorem? " Szłam dalej nagle usłyszałam jak jakiś samochód za mną mocno zwalnia, szukałam czegokolwiek w kieszeni czym można się bronić.

-Ej!- Olałam typa, stwierdziłam, że coś mu się pomyliło. - No dobra. - Mówił, a ja szłam dalej. Zatrzymał samochód, słyszałam jak zamyka drzwi. Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę . Odwróciłam się  i mnie zszokowało.

- Igor?

-No to ja. - Uśmiechnął się . -Co prawda myślałem, że się wcześniej odezwiesz, a nie że spotkam cię jadąc po fajki.

-I jedziesz, akurat po te fajki na to BP koło mnie ?

-Czysty przypadek... Jedziesz ze mną? -Zapytał.

-Nie przejdę się. -Powiedziałam odchodząc.

-No to ja  idę z tobą. -Zamknął samochód i dobiegł do mnie.

-Pojebany jesteś. Zostawiłeś samochód na środku drogi.- Zaśmiałam się.

-I tak teraz nikt mi go nie zabierze. Przecież już jest późno.

-Ta...Mówisz jakbyś nie wiedział jak jest.

-A jak jest? - Zatrzymałam się, a on stanął obok. Popatrzyłam na niego.

-W sumie to, masz tu plamę.

-Gdzie?

-No i beng proszę bardzo kluczyki w łapie.- Zamachałam mu kluczykami od samochodu przed nosem.

-Jak ty to? Co? - Wyciągnął rękę.

-Nie, nie...Dostaniesz jak będziesz grzeczny...-Uśmiechnęłam się i ruszyłam dalej.

-Nie jestem grzecznym chłopcem...Ale nie czuję się też tym złym.

-Wiem. -Mówiłam skręcając na stację.

-To oddasz mi klucze?

-Kiedyś na pewno. - Weszłam do budynku. Podeszliśmy razem do kasy, byłam przekonana, że  się nad czymś zastanawia. - Marlboro poproszę. -Powiedzieliśmy w  tym samym czasie. Kasjer poszedł po fajki, a ja na niego spojrzałam.

-Przestań myśleć jak ja .

-To ty myślisz jak ja. -Przysunął się.

-Jasne...

-No tak .

-Nie prowokuj mnie...-Powiedziałam, płacąc kasjerowi.

-Przecież ja nic nie robię.- Zrobił to samo i razem wyszliśmy, od razu odpalając pety. -To co z tymi kluczykami?

-Drażnisz mnie...Igor...Drażnisz.

- No ale to są jednak kluczyki.- Uśmiechnął się.

-Ten twój ryj jak się uśmiechasz, jest tak pocieszny.- Zaciągnęłam się, pociągnęłam go za bluzę i przybliżyłam do siebie.  Wpuściłam mu dym do ust. -Kluczyki masz w kieszeni. - Puściłam go, a  on ze zdziwioną miną włożył rękę w kieszeń.

-Zaskakujesz mnie coraz bardziej.

-Jak ty mało wiesz...- Ruszyłam w drogę do domu, a on szedł razem ze mną.

-To czego nie wiem?

-Dużo rzeczy nie wiesz...-"Np. Że dziś zabiłam przynajmniej  trzech ludzi, że grozi ci niebezpieczeństwo, że u mnie w domu jest sześć osób, że nie wiem co mam robić, że polują na ciebie płatni zabójcy i tak naprawdę tylko ze mną jesteś bezpieczny...Mało wiesz..."-To długa historia, zakręcona jak skręt.

-Ciekawe porównanie. -Zaśmiał się.

-Ta...-Rzuciłam papierosa. Właśnie minęliśmy jego samochód. - Idziesz dalej ?

-Jasne. - Szliśmy jeszcze kawałek prosto, po czym skręciłam i za chwilę byliśmy pod moim blokiem. -Nie będę ci przeszkadzał .

-Chodź . - Wzięłam go za rękę i poprowadziłam do windy. -W domu jest więcej osób niż zazwyczaj.

-To znaczy ?

-Sześć...- Włożyłam klucz w drzwi  i delikatnie przekręciłam. Starałam się to zrobić najcichszej jak umiałam. -Oni już pewnie śpią.

-Będę cicho. -Powiedział wchodząc za mną. Wszędzie były porozrzucane buty. - "Sześć osób dwanaście butów..."- Wzięłam go  za rękę otworzyłam drzwi do pokoju i powoli tam weszliśmy. Zamykałam drzwi, a on cały czas  trzymał mnie za rękę, kiedy już puściłam klamkę, pociągnął mnie w swoją stronę. Złapał w tali . - Sama mnie tu zaprosiłaś...

-Wiem...I żebym tylko tego nie żałowała. -Powiedziałam.

-Nie będziesz...Obiecuję. -Schylił się i zaczął całować, nie protestowałam bo nie miałam po co. Ściągnął mi czapkę, włosy opadły  na ramiona. Zrobiłam dokładnie to samo z jego kapturem. Podniósł mnie do góry, a ja zaplotłam nogi w  pasie. Szarpnęłam go za włosy, położył mnie na łóżku i zdjął swoją bluzę. Całował po szyi, od czasu do czasu wgryzając się w nią mocniej.

"-Radzę chronić to co kochasz...
-Nie kocham nikogo.
-A on nie jest ci obojętny...-Oni to wiedzą...Mela ogarnij się!
"

-Igor...Igor czekaj.- Odsunęłam go delikatnie.

-No co jest?

-Ja...Ty...My...-"Sama nie wiem co chcę powiedzieć" - To nie ma sensu. -Posłałam mu nerwowy uśmiech. -Po co robić sobie  nadzieję nie?

-Co ty pierdolisz?

-No bo...Przecież ty masz swoje życie ja mam swoje. Ile my się znamy trzy dni? - Uniósł brew, a ja nerwowo przełknęłam ślinę.

-Coś kręcisz....- Wstałam.

- Ale czego ty ode mnie chcesz?

- Wszystko, albo nic...Nie ma opcji pomiędzy...-"Gdzieś już to słyszałam".

-Ja nie wiem.

- No, ale żeby to zrobić nie musisz myśleć. Czego się boisz?- Zapytał podchodząc bliżej.

- Ejejejej...-Odepchnęłam go - Ja się nie boję.

- Jesteś pewna ?

- Tak.

- W takim razie nic tu po mnie. - Powiedział i wyszedł, słyszałam jak zamyka drzwi.

-"Nie...Nie pobiegniesz za nim...Mela stop...Nie idziesz...A dobra kurwa..." - Wybiegłam z mieszkania. - Kurwa, winda już na dole. - Zbiegłam po schodach, wypadłam z klatki. " Czemu ty się ubierasz na czarno kurwa?  Samochód! " - Pobiegłam w tamtą stronę. " Kto by pomyślał, że kiedyś będę latać za chłopakiem? " - Igor stój!-Odwrócił się.

- Posłuchaj...-Zaczął, stojąc tuż przede mną, nie miałam odwagi podnieść głowy by na niego patrzeć. - Wiem o tobie więcej niż myślisz...Nie pochwalam tego, gardzę tym...

-Co?

-Nie przerywaj mi!

- Nie krzycz na mnie! - Odeszłam kawałek.

- Próbowałem do ciebie dotrzeć, zrozumieć cię, ale kurwa nie potrafię!

- Ty nic nie rozumiesz!- Teraz to już był jeden krzyk, odwróciłam się i zaczęłam  odchodzić w drugą stronę. Wiedziałam, że jeśli będę tam dalej stać to może dojść do niezręcznej sytuacji. Podbiegł do mnie i szarpnął za ramię.

- To mi kurwa wytłumacz!

- Czy wiesz jak to jest jak chcesz a nie możesz biec?! Gdy dusza razem z ciałem krzyczą sos?! Bez wyjść ewakuacyjnych ?! Nie wiesz kurwa! A ja doskonale wiem.

-Zabijasz ludzi!

-Bo chronię innych!

-Kogo ty chcesz kurwa chronić?! - Olałam go i szłam w stronę domu. - Znowu uciekasz!

- Wal się...-Powiedziałam pod nosem.

- Słyszałem...- Wyciągnął peta.

-Chodź gnoju! To ci pokażę kogo chce chronić! - Ruszył za mną, po chwili byliśmy już na górze. Wchodząc do mieszkania zaświeciłam światło. Otwierałam drzwi od każdego pokoju obok którego przechodziłam. Nie czaiłam się. Usiadłam na oparciu kanapy w salonie, Igor stanął pod oknem. Po chwili w salonie pojawiła się Olivia.

-Co ty robisz? -Zapytała trąc oczy.  Za chwilę przyszedł Kuba, następnie Camila z Filipem i Zuza z Borysem.

-Pojebało cię?- Zapytała Zuza. - Ja chcę spać. - Popatrzyłam na Igora.

-Widzisz teraz kogo chcę chronić?

-Ale...

-Wszystkie demony  i diabły są tutaj...Więc pomyśl jak puste musi być piekło? - Popatrzyłam na nich. - Jutro macie się rozjechać...Nie wiem gdzie...Do hoteli..Jebie mnie to...Będziemy w kontakcie. Pakujcie się..

-Ta...-Odpowiedziała Camila, zaspana.

-Tak was sobie oglądam i cóż chyba jeszcze będę się powtarzać...

-Camila ty jedziesz z Taco. Olivia zajmij się Kubą, a Zuza Borysem. Jutro o dziesiątej ma was tu nie być...

-Co będzie jutro o dziesiątej? - Zapytał Kuba.

-Początek czyjegoś końca...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro