Książka 3.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tytuł roboczy: Znów coś nowego ¯⁠\⁠_⁠(⁠ツ⁠)⁠_⁠/⁠¯ 

Zaczęło się całkiem normalnie. Wracałem do naszego domu. Zadowolony, że go znów zobaczę, wszedłem do budynku, następnie udałem się w kierunku sypialni. Miałem już otwierać drzwi, kiedy usłyszałem jakiś jęk. Pomyślałem, że to na pewno nic takiego, jednak wszedłem do środka, a tam zobaczyłem go z jakimś innym facetem.

— Justin? Co ty robisz? — zapytałem, patrząc na niego z niedowierzaniem.

Spojrzał na mnie ze strachem. Zapewne nie spodziewał się, że tak szybko wrócę, i przyłapię go na zdradzie. Bo jak inaczej można nazwać uprawianie z kimś seksu, gdy ma się narzeczonego?

— Kochanie, to nie tak, jak myślisz! — powiedział, po czym podszedł do mnie. Przytulił mnie, choć wcale tego nie chciałem. — Wybacz mi, ja... naprawdę, mogę to wyjaśnić.

— Puszczaj mnie! — Wyrwałem się z uścisku. Miałem ochotę uciec gdzieś z dala od niego. — Ty... ty zdradziecka szmato!

Obaj milczeliśmy. Z całych sił próbowałem powstrzymać płacz. Odwróciłem się w stronę drzwi i pobiegłem. Po prostu uciekłem. Biegłem, co sił w nogach. Zatrzymałem się dopiero wtedy, kiedy byłem z dala od domu. Było już ciemno, dlatego miałem nadzieję, że żaden przechodzień nie zobaczy, jak płaczę. Wycierałem łzy, które spływały mi po policzkach, jednak z każdą chwilą było ich coraz więcej.

Po jakimś czasie poczułem na swoim ramieniu czyjąś dłoń. W świetle latarni ulicznej dostrzegłem, że to był Justin.

— Nie chciałem, żeby tak wyszło — powiedział, patrząc na mnie ze smutkiem. — Płaczesz?

— Już nigdy nie chcę cię widzieć — mruknąłem, siląc się na obojętny ton. Zdjąłem z palca pierścionek zaręczynowy, po czym oddałem mu go. — Masz. I tak już tego nie potrzebuję.

Spojrzał ze zdziwieniem na swoją dłoń, następnie przeniósł swój wzrok na mnie. Zacisnął obie dłonie w pięści, potem zaczął:

— Nie mów mi, że to koniec. Błagam.

— Trzeba było myśleć wcześniej — odparłem, nie patrząc mu w twarz. — Nie chcę mieć z tobą już nic wspólnego, Justin. — Wstałem, chociaż nie wiedziałem, co miałbym zrobić dalej. Praktycznie wszystko, co teraz miałem, dzieliłem z nim. — Nawet, jeśli wymyśliłbyś najlepszą wymówkę na świecie, nie zaufam ci.

Później wstałem i odszedłem od niego.

***

Kilka dni później mieszkałem z rodzicami. Nie żeby to było jakieś najlepsze rozwiązanie czy też najgorsze, jednak jak na razie innej możliwości nie miałem. Wiedziałem, że oboje cieszą się z końca naszego związku. Tak naprawdę nie zbyt lubili Justina. Głównie przez jego wygląd. Otóż mój narzeczony miał dużo tatuaży, do tego kolczyki: w dolnej wardze oraz uszach, poza tym miał dość krótkie, ciemnobrązowe włosy. Totalne przeciwieństwo mnie, począwszy od koloru skóry, aż do charakteru. Ja miałem ciemniejszą karnację, on — jaśniejszą. Zwykle działałem impulsywnie, pod wpływem chwili, Justin natomiast potrafił zachować spokój, nawet wtedy, kiedy ja nie potrafiłem. Zawsze potrafił znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Jednak ostatnie zdarzenie... Wolałbym o tym nie pamiętać.

W pewnym momencie przypomniałem sobie, że nie oddałem mu kluczy do domu.

— Zaraz wrócę, muszę coś oddać Justinowi — powiedziałem, po czym skierowałem się w stronę drzwi.

— Dobrze — odparła mama, ale wiedziałem, że nie chciała, bym tam szedł.

Już od tygodnia się z nim nie widziałem — pomyślałem, idąc w dobrze znanym sobie kierunku. Tak naprawdę nie chciałem się z nim widzieć. Wiedziałem, że to będzie bolało.

Doszedłem do drzwi, po czym zapukałem. Odpowiedziała mi cisza. Spróbowałem otworzyć drzwi, jednak były zamknięte. Na szczęście miałem klucze. Otworzyłem, następnie wszedłem do środka.

— Justin, przyszedłem ci oddać klucze! — powiedziałem głośno, by mnie usłyszał. Nadal nie usłyszałem odpowiedzi, więc zacząłem szukać go po pokojach.

Wtedy zobaczyłem to. Nieprzytomnego Justina leżącego na podłodze w kałuży krwi. W jego lewej ręce dostrzegłem pistolet. Boże... On mógł to zrobić?

Podbiegłem do niego i potrząsnąłem nim. Nie otworzył oczu. Nie wiedziałem, co zrobić. Cały roztrzęsiony klęczałem przy nim, próbując uspokoić oddech. Nie wierzyłem, że naprawdę to zrobił. Czemu?

— Justin? Justin... to ja... odpowiedz... — szepnąłem. Położyłem dłoń na jego policzku. — Proszę... nie rób mi tego...

Starałem się zapanować nad płaczem, jednak to było silniejsze ode mnie. Zauważyłem, że moje łzy spływają na jego twarz. Trzęsącą się dłonią ostrożnie wytarłem mokre miejsca na jego skórze. Złożyłem długi pocałunek na jego czole. 

— I musiałeś mi to robić? — zaśmiałem się smutno. — Widzisz? Sprawiłeś, że płaczę... idioto...

Na powrót wybuchłem płaczem. Czemu on musiał mi to zrobić? Czemu? Albo dlaczego ja mu to zrobiłem? Dlaczego nie dałem mu wyjaśnić? Dlaczego, choć tak cholernie go kochałem, nie mogłem mu wybaczyć i opuściłem go?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro