Kim jesteś... Carmen?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

UWAGA! One shot ten jest takim moim hołdem dla opowiadania napisanego przez Bejbe713 o tytule ,,Śmigająca z Decepticonem''. Jest pełen spojlerów do wydarzeń spod jej opowiadania, ponieważ akcja tego one shota dzieje się w tam opisanym świecie. Kto go nie czytał, powinien najpierw to zrobić i w razie czego, wrócić tu. Poza tym, osoba nie znająca opowiadania Bejbe prawdopodobnie nie zrozumie, o co tu chodzi, bo jest sporo nawiązań ;) Zapraszam do czytania i do komentowania!

❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤


Knock Out chodził jakiś ponury. Nikt nie wiedział, z jakiego powodu. Breakdown martwił się o niego. Jako że był jego przyjacielem, postanowił dowiedzieć się, skąd wziął się u tego mniejszego od niego bota stan podobny do apatii.

- Knock Out - powiedział, mijając go na korytarzu. Medyk wstrzymał swoje kroki, po czym spojrzał na swojego wieloletniego druha.

- Tak, Breakdown? - spytał nieco przygnębiony. 

- Co się stało? Ostatnio chodzisz smutny przez cały czas. Do tego latasz z głową w chmurach, jeśli już wyjdziesz z kwatery.

- Wiesz... - zaczął mech - Sam nie wiem, skąd u mnie ten stan. Jakbym nieodwracalnie stracił coś, co kocham. A przecież nic nie straciłem.. chyba.

- Też nie kojarzę takiej sytuacji. Nie przepracowywałeś się ostatnio?

- No właśnie nie. Przez kilka dni Autoboty były w miarę spokojne i miałem luzy w naprawianiu Vehiconów, Starscream także nie pakował się w żadne tarapaty, Megatrona też nikt nie wkurzał, to i on nikogo nie poranił.

- A kiedy ostatni raz byłeś na ziemi? Może po prostu zbyt dawno się nie ścigałeś? - Breakdown wiedział, że Knock Out uwielbia tego typu rozrywkę i liczył na to, że ona go nieco rozweseli.

- W sumie teraz nie wiem. Ale może się przejadę. Zaszkodzić, mi to nie zaszkodzi. Poproszę Soundwave'a o most ziemny - zadzwonił.

Kiedy szczupły, granatowy Transformer pracujący niemal nieprzerwanie na mostku flagowego statku Megatrona odebrał połączenie, został poproszony o otworzenie portalu w okolice Jasper w Newadzie - pustynnego miasta pełnego nielegalnych wyścigów. Lider armii Decepticonów nie zabronił mu wysyłać nikogo na Ziemię, więc wykonał prośbę medyka.

- Miłej jazdy, Knock Out - życzył mu Breakdown.

- Dzięki. To na razie - robot transformował się, po czym przejechał przez (rozświetlony różnymi odcieniami niebieskiego oraz zieleni) portal, który się za nim zamknął.

Czerwony mech sunął coraz szybciej po prostej drodze przebijającej się przez pustynne okolice Nevady. Zdawało mu się, że powinien o czymś pamiętać, ale nie wiedział, o czym. Coś stało się kiedyś na tym odcinku drogi. Coś ważnego. Tylko Knock Out nie mógł sobie przypomnieć, co - czuł, jakby to pamiętał, chciał pamiętać, ale jakby jednocześnie nigdy się to nie wydarzyło. W zamyśleniu wydawało mu się, że zobaczył kątem optyki żółte Camaro z dwoma czarnymi pasami przebiegającymi przez jego maskę, dach oraz klapę bagażnika, jednak gdy tam popatrzył, nie zobaczył zupełnie nic.

W sumie nie jechał na wyścig. Wlókł się tylko koło za kołem, oczywiście szybko, gdzie go tylko kierownica poprowadzi. Skupienie na jeździe było czymś, z czego w tej chwili nie korzystał. Po prostu pędził po pustej, prostej drodze, dając się ponieść w dal swoim oponom. Dojechał tak do opuszczonego lotniska ze staranowaną bramą. Nieraz trenował tu z Breakdownem grę w cykora. Ale miał wrażenie, że jeszcze coś się tu stało. Odczuł minimalne podniecenie, dreszczyk emocji - jednak inne, niż podczas rozgrywki z przyjacielem. Odetchnął, po czym pojechał do Jasper. Nie zauważył tam nic ciekawego. Po chwili, siłą impulsu, skręcił w jedną z bocznych uliczek. Gdy tak jechał, spojrzał przez tylne lusterko. Miał wrażenie, że zobaczył za sobą jakiś wojskowy samochód. Nikt go jednak nie śledził. Knock Out westchnął i wrócił na główną drogę. Przyspieszył, gdyż miał dość tych dziwnych urojeń. Postanowił nieco poszarżować po ulicach (i jak mu się poszczęści, powkurwiać tym policję, co zawsze poprawiało mu humor). Przyspieszył więc i nie zważając na ograniczenie prędkości oraz znaki drogowe, ruszył do wyjazdu z tej dziury zwanej miasteczkiem Jasper - bo wiedząc, jak wyglądają inne miasta, nie mógł tej dziury określić tym mianem.

Kiedy wyjechał, nie pędził po utwardzonej drodze, jak zwykle, ale skręcił w pustynny teren pozbawiony czegokolwiek prócz kaktusów czy okolicznych skał. Zobaczył kanion i z ciekawości wjechał prosto w niego. Nie miał pojęcia czemu, ale odczuł, jakby do jego przewodów dostała się wytworzona przez organizm adrenalina - a przecież nie było powodu, by ciało Knock Outa ją wpuściło do jego energonobiegu. Dziwna sytuacja. Nagle mech skręcił. Uczucie bycia obserwowanym powróciło, choć nikogo nie widział. Odbił nagle w bok, bo wydawało mu się, że koło niego padł z góry jakiś strzał.

- No co to za jaja, skąd ja takie chore halucynacje mam?! - wściekł się na siebie. Był też nieco przestraszony, gdyż nie wiedział, skąd pojawiają się w nim takie wizje. Wydawały się ogromnie realne, a przecież niczego nie ćpał, nie pił więcej, niż kostki energonu. Więc pijany też na pewno nie był.

- Dobra. Wrócisz na statek i to ogarniesz.

Nagle, zatrzymał się jak najszybciej w miejscu. Popatrzył na miejsce przed sobą. Na kawałek pustyni, gdzie nie znajdowało się zupełnie nic. Ale wiedział, że coś tu stało. Niebezpiecznego. Przeskakiwał nad tym po przetransformowaniu się podczas jazdy, a później nadal... uciekał. Przed czym albo przed kimś. Widział w tej wizji też trochę powiewających na wietrze, czerwonych, ludzkich włosów. Nie wiedział, do kogo należały. Poza tym, on przecież i tak nie interesował się kontaktami z tymi prymitywnymi formami życia - gdy o tym pomyślał, poczuł irytację. Ale jakby nie swoją. Tylko czyją..?

Nie umiał sobie tego wytłumaczyć, więc zadzwonił do Soundwave'a. Ten, gdy odebrał połączenie, został poproszony o wysłanie Knock Outowi mostu ziemnego w jakieś osamotnione miejsce z dala od ludzi. Nieco zaskoczony niebieski mech posłuchał jego życzenia i wysłał mu portal na jedną z wysp znajdujących się na Oceanie Spokojnym. Medyk przejechał, po czym się transformował. Nie chciał jeszcze wracać na statek. Poczuł natomiast potrzebę, by pomyśleć w jakimś oddalonym od wszystkiego miejscu.

Usiadł na piasku, ale zaraz wstał. Przecież pozacierają mu się tryby i zniszczy lakier, jak będzie się w tym tarzał! Ale przecież tu był koc... Tylko skąd się wziął? I dlaczego teraz go tu nie ma? Przecież był położony dokładnie w tym miejscu. Przez jakąś dziewczynę. Ludzką. Której kolor włosów pasował do tych, z wcześniejszej wizji.., wspomnienia? Knock Out już nie wiedział, czego. To wszystko było takie żywe! Tak cholernie prawdziwe! Choć surrealistyczne. On i towarzystwo człowieka? W życiu, Decepticony nie pozostawiłyby na nim po takim czymś suchej nitki! Ale te kształty, ten głos, to ciało... STOP! KNOCK OUT, STOP! - krzyknął do siebie w myślach, po czym westchnął.

- Primusie, co tu się dzieje... - powiedział do siebie cicho.

Nagle zrobił kilka kroków, chcąc się tu rozejrzeć. Miał wrażenie, jakby zaczął odzyskiwać to, co stracił. Zamknął optyki i nabrał wdech.

- Dobra, to tak - zaczął mówić do siebie, licząc, że to pomoże mu zebrać myśli. - Najpierw miałeś jazdy na drodze. Spotkałeś tam kogoś. Na pewno. Ale to nie był Bumblebee. Choć wyglądał jak on. To auto. Ono czyjeś było. Wiesz to Knock Out, przypomnij sobie. To nie halucynacje. Chyba. Nie, na pewno, nie miałbyś przy nich takiego poczucia. I to wszystko nie zaczęłoby się wtedy, gdy wyjechałeś ze statku, nieraz byłeś na ziemi - medyk toczył wewnętrzny, ale i słowny monolog sam ze sobą. - Spotkałeś kogoś na drodze, kto jechał tym autem. Byłeś z nim też na lotnisku. Coś tam się stało dziwnego, co cię jakoś pobudziło.. seksualnie? Fuck, jakieś to cholernie chore. Potem ten pierdolony M.E.C.H. - zmarszczył brwi.

- Zaraz, skąd ja znam tę nazwę? I wiem, co to? Breakdown! Chcieli go na części rozebrać. I tam też były te włosy. Dziewczyna. Przefarbowana na czerwono. Dobra, a tu? - Knock Out ponownie się rozejrzał - Byłem z nią chyba na kocu? Tak. Ona go przyniosła. Byliśmy sami. Ale co dalej... - czerwony mech się skupił i zamknął optyki. Starał się to wszystko sobie wyobrazić, jakoś zobrazować w głowie. Zaczęły pojawiać mu się w procesorze niewyraźne, rozmazane sceny. Jak to siedzi z rudowłosą kobietą. Patrzy na nią. Rozmawiali. Wcześniej też chyba wielokrotnie.

Kiedy tak się skupiał, doznał olśnienia.

- Carmen! - krzyknął. Już wiedział, co się stało. Utracone wspomnienia mu wróciły. Pierdolony seeker! Znowu chciał przejąć stanowisko komandora.

Medyk ponownie zadzwonił do Soundwave'a. Musiał odnaleźć swoją ukochaną iskierkę, nim Screamer na dobre przejmie jego funkcję. A że ostatnio nie był zbyt produktywny, obawiał się, że Megatron zacznie rozważać różne, niekorzystne dla niego opcje.

Knock Out wiedział, skąd ten zanik pamięci. To przez nowe urządzenie wynalezione przez Shockwave'a. Pozwalało wysysać wspomnienia danych osób i przechowywać je na specjalnym dysku. Najwidoczniej nie było to stuprocentowo skuteczne, gdyż, jak widać, działało na zasadzie amnezji - wspomnienia co prawda znikały, ale można było je sobie przywrócić, choć nie do końca świadomie. Kiedy dostał most, przebiegł na mostek.

- Gdzie jest ten cholerny Seeker? - zapytał nieco zaskoczonego tym pytaniem mecha.

~ Kwatera - odtworzył Soundwave za pomocą swojej maski.

Knock Out ruszył tam czym prędzej, a gdy znalazł się na miejscu, zaczął z całej siły walić w drzwi.

- Kogo niesie?! - krzyknął niezadowolony, były komandor, po czym otworzył drzwi. Gdy zobaczył wkurzonego nie na żarty Knock Outa, zaniepokoił się, choć spróbował to ukryć. - A ty tu czego? - zapytał.

- Gdzie. Jest. Carmen?(!) - zapytał groźnie, przyciskając go za szyję ramieniem do ściany.

- Kto? - spytał Seeker, jednak widocznie się zląkł. Jego plan spalił, a był już tak blisko jego ukończenia!

- Gadaj, albo zrobię ci kilkugodzinną operację na żywca! - wrzasnął zdeterminowany. 

Starscream zbladł. Miał już oponować, ale medyk powtórzył rozkaz.

- Jest tutaj - poddał się, gdyż widział w optykach swojego TYMCZASOWEGO przełożonego furię.

- Gdzie?!

Chudy mech pokazał szponem za swój fotel. Ręka drżała mu odrobinę ze strachu. Knock Out puścił tego zdradzieckiego tchórza, po czym odsunął mebel. Za nim znajdowała się pusta, czysta kostka po energonie, a w niej nieprzytomna, skulona z zimna, czerwonowłosa dziewczyna. Miała potargane włosy, pogniecione ubranie oraz dużego siniaka na czole. Medyk wziął ją na rękę i od razu podsunął pod jeden z wentylatorów, badając jej puls.

- Carmen, iskierko, ocknij się, proszę - pogłaskał ją delikatnie, mocno zmartwiony. Gdy ta nie reagowała, zaczął wydzierać się na Starscreama.

- Knock Out? - usłyszał cichy, słaby głos.

Natychmiast popatrzył na jego źródło. Jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Carmen.

- Nareszcie się znalazłem, iskierko - przytulił ją delikatnie, po czym czym prędzej opuścił kwaterę Seekera. Nim zamierzał zająć się później i dać mu taką nauczkę, jakiej przenigdy nie zapomni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro