Koka leci ratować Armina!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Erwin! -krzyczał, ale bez jakiegokolwiek skutku.

Przywódca zwiadowcow nie spojrzał choćby na jego twarz. Jego wzrok był... Niżej.

Jednak on nie mógł nic zrobić. Był bezsilny.

Z jego idealnie blekignych oczu płynęły strumienie łez, a z ust wydobywało się łkanie, niczym u dziecka.
Mięśnie miał spięte. Czuł się skrępowany.

Mężczyzna trzymał chłopaka opartego o ścianę, więc ten nie był w stanie uciec. A nawet gdyby miał taką możliwość nie wchodziło to w grę. Po pierwsze: dowódca był silny i szybki. Zlapalby go. A po drugie i najważniejsze: jeśliby uciekł zostałby wydalony z Zwiadowcow, co wiąże się z tym, że zostanie odsunięty od swoich przyjaciół. Nie wchodziło to w grę.

Musiał to przecierpieć.

Jedyne co mu pozostało w tej sytuacji to błagać i płakać.
Nic wiecej.

Stał tak, bez koszulki, na samej bieliźnie, przy ścianie, przetrzymywany przez swojego szefa.

Łkał. Całe jego ciało drgalo od tego, a on sam z trudem nabierał powietrza.

-Armin, uspokoj się...

***

Koka leżała na swoim łóżku, trzymając poduszkę, by pod nią stworzyć ołtarzyk dla swojego anime krasza. Z kupki kolorowych literek wybrała r,i,n,a oraz m i nakleila je w odpowiedniej kolejności.

Jakież to cudne imię.

Opuściła poduszkę i zaczęła zbierać literki. Włożyła je do plastikowego pojemniczka i odłożyła na biurko.

Następnie wzięła telefon i zarobiła zdjęcie, by mieć co wstawić na instagrama. No i wysłać do Armina.


Tak, miała tak nędzne życie, że pisała do jakiejś zagranicznej stronki o nazwie jej krasza, która jest nawet nieaktywna i jej wiadomości się nie wysyłają. Ale, coz, życie. Nikt nie wybiera sobie krasza.

Albo kraszujesz Krzysia, albo dzika Kubusia, albo postać anime. U Koki to akurat to trzecie. No i pierwsze. Ale to shot Koka x Armin, więc wypad z życiem prywatnym...

Udała się do kuchni wstawić wodę na kawę i przygotować talerze na chałwę. Postawiła dwa kubki i nasypała do nich kawy.

Ponieważ woda się gotowała wzięła tablet i przeglądać Google. A że jak mówiłam miała nędzne życie szukała różnych dziwnych szipów. Były to szipy typu "eren x pixis", "rainer x mikasa", "erwin x conny", "hanji x sasha" i tak dalej.

trafiła...


Łejt...
Drugie zdj...
Ktoś napisał o tym czymś FF?

Przecież w gruncie rzeczy Armin i Erwin się nawet nie znali!
Wiedzieli kim są, ale...
Przez całe dwa sezony wymienili tylko kilka zdań i to w grupie, omawiając plan walki z tytanami!
Oni nie licząc imion, roboty i... No Erwin wiedział, że Armin jest geniuszem (seksowny w sumie też) nie wiedzieli o sobie nic!
To nawet nie podstawy by stwierdzić czy kogoś lubisz!
Jak ktoś może ich szipować?!

Ale pominmy to.
Chodzi mi o ten chyba piąty obrazek na samej górze.


Dun dun dun dun

Złamane serduszko Koki.

Po pierwsze, jej anime krasz jej nie kocha.

Po drugie, jej anime krasz jest z kimś innym.

Po trzecie, jej anime krasz to gej.

Tak, bycie gejem to jest dla mnie problem.
Świat idzie do przodu, osoby homo mogą brać śluby w różnych państwach, na FB powstają specjalne reakcje i filtry promujące homoseksualizm, a ja dalej jestem 100% hetero.
Tak bardzo nienawidzę homo...

Znaczy...
Jestem w stanie to akceptować dopóki:
1. Robisz to prywatnie.
2. Nie mówimy tu o rodzinie, przyjaciołach lub tak jak tu, miłości.
Cóż, takim jestem człowiekiem.
Nie uznaje homoseksualiści, wybacz.

Ale kontynuując...

Armin jej nie kocha.

Więc musiała się pozalic Delfinowi...


Tak więc posłuchała rady przyjaciółki i znajdla chałwę.

Ale nie pomogło.
Czuła tę depresję w spreju.

Nie mogła tak dłużej żyć.
Żyć w niepewności.

Czemu on wybrał go?
Czemu po tym wszystkim co dla njego zrobiła?

Ona...
Tylko chciała by Armin był szczęśliwy.
By razem byli szczęśliwi.

No i by wyszedł trzeci sezon.
I by Armin go przeżył.

Więc napisała do niego ponownie.


Jednak nie odpisał.
Coś było nie tak.

Więc włączyła TfojomDusze.
I przeczytała swój rozdział.

Aż dowiedziała się tego:


-O nie! -wydała odgłos zszkowanej postaci animsa. - Czyli on mnie nie zdradza, tylko jest gwałcony przez Erwina?!

Nie czekała na odpowiedź jakiegoś narratora. Wyłączyła kuchenkę dla bezpieczeństwa i pobiegła do pokoju ubrać swój sprzęt do trójwymiarowego manewru i te wyjebistą kurteczkę. Tak przygotowana wybiegła z domu i ruszyła na poszukiwania Armina.


Biegła ile sił.
W mieście zaś latała ile gazu.
Podziała, mało się przy tym nie łamiąc, bowiem nie do końca umiała używać tego sprzętu, więc kilka (naście) razy się wywrocila.

No i nie umiała biegać.
Ale to szczegół.
Zwolnienie z wf-u na rok to nie jest dobre wyście.

Przecież zawsze może się nadążyć okazja, że dowódca armii zwiadowcow będzie gwalcil twojego anime krasza, cnie?

Dlatego warto ćwiczyć na wf-ie, drogie dzieci.

***

Chłopak z trudem przełykał ślinę. Czuł, jak palą go oczy od łez.

Jednak na nic były jego prośby zaprzestania.

Oparł głowę o ścianę. Na nic. Jedyne co mu teraz pozostało to czekanie na koniec lub cud. Nie wiem...
Jakąś Kokę, która pragnie uratować i zapłodnić Armina?
Taką Kokę która zrobi jeb drzwiami i go zabierze stąd?

Erwin złapał go delikatnie za włosy i przybliżył głowę do swojego ciała.
Łejt...
Czy jeśli był delikatny, można było to nazwać gwałtem?

Przyłożył swoje ciepłe usta do zimnej szyi chłopaka, i połączył je pocałunkiem. Kilkoma pocałunkami.
Potem zaś śliniąc tors Armina zaczął zjeżdżać coraz niżej i niżej...

Blondasek zacisnął dłonie tak mocno, że zbialały mu kostki.
Czuł jak gorąco pochłania całe jego ciało. Był rozpalony.

Jednak...
Nie.
To nie czas ani miejsce...

Erwin schylił się i zaczął językiem... Eeee... No... Słowa mi brakuje więc załóżmy, że arminować klatkę piersiową chłopaka.

Gdy niespodziewanie  (bądź spodziewanie) było...

Jeb!

Drzwi się otworzyły.

A w nich nie kto inny jak...

-Pizza!

Hyhyhyhhyhyhyyhyh

Ale pominmy to jak wzięli, zapłacili i odłożyli pizzę na później...

Kontynuujemy.

Wrócili do swych poprzednich czynności.
Erwin arminował językiem klatkę piersiową Armina, jedną ręką trzymając ramię chłopaka, a drugim udo.





Jezki, jak ja nie lubię homo-seksu.
Ogółem, homo opisów.
Ale to taka historia jest...

Gdy już zjeżdżał coraz niżej i niżej...
Łejt...
To to jest tam...
Poniżej talii, ale powyżej krocza?
Podbrzusze?
Chyba tak.
Jeśli nie to poprawcie w kom.

Gdy był już u podbrzusza chłopaka drzwi zrobiły...

Jeb vol. 2

I to była...


Aj fil dys Koka is kołming!

To zdj jest cudowne.
Ta Koka tam...
Cudo =^w^=

-Suprajs madafaka! -kszykła i... No kszykła... -Zostaw mojego krasza!

Erwin się zaśmiał.

-Nie śmieszne, gerl...

Jednak Koka nie czekała.
Wyjęła z tego czegoś co mają zwiadowcy przy trójwymiarowym manewrze ostrze i rozcela..

Tapetę, bo jak mówiłam, Koka to sierota i jest do dupy.
Niczym Foxy jedwab.

-Koka! -krzyknął Armin.

A co na to Koka?
Nic, no.
Zajęta była.

Jeszcze raz wymierzyła cios.
I znów chybiła.

Najs.

Tak więc rzuciła ostrze.
Po co jej skoro go nie umie używać?

O ile możliwe jest nieumiejętność machniecia ostrym... Ostrzem.
Choć w sumie...
Gdybym to była ja...
Tak, możliwa jest nieumiejętność machania mieczem.

Lecz teraz was zaskocze.
Kiedyś ćwiczyłam sztuki samoobrony.
I nie umiałam, więc przetslam.

Lecz chyba umiała bym kogoś kopnąć.

Koka wzięła zamach i kopnela prosto w łydkę Erwina, który złapał się za nią.
Dziewczyna ponownie kopnela tym razem w dłoń mężczyzny.

Opadł na kolana i pochylił głowę w dół.
No i Koka znów wzięła zamach i wycelowała w kark dowódcy.

Ale...
Cóż, instynkt żołnierza.
Znienacka złapał dziewczynę za nogę, w momencie gdy miała uderzyć i przewrócił ją.
Gdy leżała uderzył ją z pięści w brzuch.

-Ała, lapsie! Mam okres!

Kopnela napastnika w pachę.

Emocje jak na grzybach.

Swoją drogą...
Zwiadowcy mieli takie fajne białe spodnie...
A co kiedy laska miała okres?
Nie dość, że musi walczyć to jeszcze w białych spodniach?
No i prawdopodobnie nie mieli wtedy tamponów, tylko podpaski.
Jak żyć?

Lecz ciiiii...

Koka raz jeszcze kopnęła przeciwnika, tym razem jej stopa wylądowała na szczere mężczyzny.
Złapał się w miejscu, gdzie niebieskowłosa  (aktualnie ombre blondi, ale na zdj mam jeszcze niebieskie włoski, więc załóżmy, że nadal je mam) uderzyła.

Po chwili zaś wpadł w szał i zaczął z całej siły uderzać dziewczynę w brzuch, ramiona, twarz...
Kilka chrupnięć i pewność, że Koka miała złamany nos, rękę izebra.

No i po chwili leżała nieprzytomna.
Bo na pewno miała duże szanse na wygraną.

Ale łejt...
Skoro Koka przegrała jaki był sens tego shota?

A taki, że Armin zrobił użytek z ostrzy, które wyrzuciła Koka.
Podniósł je i osłonił się.

A co z Koką?
Magiczna moc głównej bohaterki FF, pozwalająca po pozadnym wpierdolu uiść z życiem i bez szwanku.
Wstała, podtarła krew spod nosa i krokiem pełnym wyjebistości podeszła do Armina.
Z kieszeni wyjęła telefon i zaczęła nagrywać snapa.

-Co ty robisz? -spytał Armin. Ona nie odpowiedziała.

Skierowała kamerkę na Erwina i zrobiła zdjęcie.

-Zróbmy tak -zaczęła. - Zapomnimy o tym co tu się stało, a jeśli nie wstawiam to na snapa...

-To nie podchodzi pod szantaż?

-Może i tak, ale mam fejm na snapie i prawie tysiąc piedzset znaj, więc szacun na dzielni ci spadnie jak nic...

Erwin zastanowił się chwilę.

-No dobra, zapomnijmy...

No i ten.
Jaki był koniec?


A jak coś, to Armin tu płacze, bo się cieszy, że go uratowałam, cnie?

No i wszyscy żyli długo i hepi.

Armin urodził małe Kokony i takie tam...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro