0

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

[FF napisany po 7 odc]

...

Kiedy następnego dnia, w końcu do niego dotarło to co się stało wczorajszej nocy. Zdał sobie sprawę, że po raz kolejny stracił osobę, na której mu zależało. Pojął to, że nieważne ile wysiłku w coś wkładał, to i tak od niego uciekało. Ciężko było porównać śmierć ojca do tamtej kłótni z Rekim, ale nie mógł inaczej, gdy ból w sercu był równie bolesny, duszący, przytłaczający.

Langa nie radził sobie z emocjami, a raczej traktował je w dużym uproszczeniu. Podobnie było w przypadku używanych słów, jednak to wynikało w dużej mierze z tego, że japoński nie był jego pierwszym językiem i wiele trudu kosztowało go powiedzenie tego co tak naprawdę chciał. I może stąd wynikło nieporozumienie, ponieważ Langa nigdy nie uznawał Rekiego za gorszego. Po prostu nie znał słów, które opisałyby jak bardzo niezwykły był ten chłopak, który przewrócił mu chęci do życia, nauczył ponownie cieszyć się każdym dniem oraz pozwolił raz jeszcze, w drugim człowieku zobaczyć słońce.

Kiedy stracił ojca, jego cały świat się zwalił. Ponieważ nie tylko stracił jednego z rodziców. Na zawsze odszedł jego najlepszy przyjaciel, nauczyciel oraz niezrównany autorytet, do którego chciał się zbliżyć. Nie było to jednak dla niego możliwe. To słońce było zbyt jasne, zbyt odległe i wygasło, choć od najmłodszych lat myślał, że będzie wieczne. To samo poczuł gdy poznał Rekiego. Jego wyciągnięta dłoń, radosny uśmiech i ta pasja, którą go zaraził, przypomniała mu wszystkie szczęśliwe wspomnienia, które od najmłodszych lat dzielił ze swoim tatą. Widząc pracę swojego przyjaciela nad deską, czuł znowu ten sam zapach co w warsztacie taty, kiedy naprawiał ich deski lub sprawdzał, czy wszystko było z nimi w porządku.

Odzyskał swoje słońce i ponownie było ono dla niego zbyt odległe, bo tym razem uczucie, które poczuł choć było miłością, to zupełnie inną niż syna do ojca, czy przyjaciela do przyjaciela. Fascynacja jego zmagała się z każdym dniem i jedynym jej ujściem był udział w wyścigach. Kiedy poddawał się pędowi zapominał o świecie, o chłopaku którego miał blisko, a jednocześnie daleko. Gdy wykonywał niebezpieczne triki skupiał się wyłącznie na nich, zamiast na pięknym uśmiechu i tych złotych oczach często wpatrujących się w niego, jakby był kimś niezwykłym – a nie był. Jedyną osobą, której można byłoby stawiać pomniki był Reki. Tknął życie w pustą skorupę jakby był bogiem. Otoczył Langę ciepłem sprawiając, że samotność była już tylko echem dawnych wspomnień.

Dlatego tym bardziej nie potrafił pojąć tego cierpienia w oczach Rekiego, jego bólu gdy wypowiadał słowa, których Langa nie potrafił pojąć i tym razem nie chodziło o jego problemy z japońskim. Nie rozumiał, dlaczego jego przyjaciel ujmował sobie zasług. Przecież, gdyby nie on Kanadyjczyk nigdy nie rozpocząłby przygody ze skateboarding'iem. To Reki skonstruował deskę, na której potrafił się utrzymać dłużej niż parę sekund. Przywrócił jego pasję, gdy Langa pogodził się z jej utratą. Jak taka osoba mogła nie widzieć tych wszystkich plusów, a skupiać się wyłącznie na absurdalnych porównaniach.

W końcu Langa nie chciał nigdzie jechać bez niego. Nie widziałby w tym radości. Jedynym jego pragnieniem było mieć Rekiego obok siebie. Tam gdzie było jego miejsce, a przynajmniej chłopak miał takie naiwne życzenie. Wyścig z Adamem, pomimo tego że byłby złamaniem obietnicy to nie byłby przekreśleniem faktu, że uczucie które żywił do własnego przyjaciela znajdowało się na zupełnie innym poziomie. Nie można było tego przyrównać do zwykłego pragnienia rywalizacji. Tym bardziej, kiedy Langa miał dalej rachunki do wyrównania. W końcu Adam skrzywdził jego Rekiego. Spowodował, że te piękne oczy wypełnione były strachem, łzami, z ust zniknął uśmiech. To było nie do zaakceptowania. Słońce nie było stworzone, żeby kryć się za deszczowymi chmurami. Jego zadaniem było górować nad wszystkimi i uświadamiać jak piękne, ciepłe i daleki od innych było.

- Jesteś dzisiaj bardziej milczący, niż zwykle – Langa uniósł wzrok z nad talerza. Dzisiaj wyjątkowo nie miał apetytu, choć taki problem już od dawna mu nie doskwierał. Spojrzał na swoją mamę, której oczy przepełniała troska oraz zmartwienie. Jej syn był dla niej już jedyną rodziną. Straciła męża, drugą połówkę i nie wyobrażała sobie, aby inny mężczyzna mógł zająć miejsce przy jej boku. Nawet jeśli była w wieku, gdzie na miłość nie było za późno. To ona wiedziała, że jej serce już w nikim nie zobaczy tego światła jak w jej nieżyjącym ukochanym – Nie ruszyłeś nawet kolacji. Źle się czujesz?

- Nie – pokręcił chłopak głową i wziął do ręki pałeczki, ale zaraz je odłożył. Przez dłuższy moment wahał się, czy powinien poruszać z kobietą taki temat. Byli blisko. Zawsze się wspierali, ale tutaj nie chodziło o coś zwykłego. Tu chodziło o Rekiego. – Czy mogę zadać ci pytanie?

- Tak, oczywiście – powiedziała kobieta nie ukrywając swojego zaskoczenia. Nieczęsto jej się przytrafiało, aby syn jakiekolwiek tematy omawiał z nią. Nie chodziło tu o jego brak zaufania względem niej. Po prostu Langa już był takim skrytym dzieckiem, które dusiło w sobie emocje. Wiedziała to, dlatego nigdy nie naciskała, ani nie zmuszała chłopaka do rozmowy. Była jednak zawsze dla niego, aby w cięższych chwilach wiedział, że istniał ktoś dla kogo był niezwykle ważny. Był też jej skarbem, w którym mogła widzieć ukochanego mężczyznę. Owocem ich miłości.

- Jak powiedzieć komuś, że jest ważny, gdy ta osoba ma o sobie inne zdanie?

- To ciężkie pytanie – mruknęła odkładając pytanie – I wydaje mi się, że długi proces. Najważniejsze to znaleźć powód, dlaczego ta osoba uważa się za mniej ważną niż inni. Samo przekonywanie jej, że jest inaczej może niewiele dać. Może podać jakieś argumenty pokazujące ją w najlepszym świetle? Coś w tym stylu. Najważniejsza jest szczera rozmowa i powiedzenie wszystkiego co leży na sercu. Chodzi tu o Rekiego?

- Tak – kiwnął chłopak głową, a kobieta uśmiechnęła się delikatnie. Lubiła tego płomiennego chłopca, który przywrócił na twarzy jej syna życie. Bała się, że popełniła błąd zabierając go z Kanady, ale widząc jak z dnia na dzień wracał jej ukochany synek, już nie czuła takiego strachu.

- Pokłóciliście się o coś?

- Chcę złamać obietnicę, którą mu złożyłem. Wiem, że to złe, ale wiem też, że jeśli tego nie zrobię to będę czuł...czuł się dziwnie.

- Ciężko to opisać?

- Tak...Reki nie rozumie.

- A wyjaśniłeś mu wszystko jasno?

- Nie – pokręcił głową i spojrzał na kobietę ze smutkiem, którego u niego już bardzo dawno nie widziała. Ostatni raz był tak przybity, kiedy musieli opuścić Kanadę. Żegnał się wtedy z życiem, które prowadził do tej pory. Leciał w nieznane, nie wiedząc co go będzie czekało.

- Czemu?

- Bo...jak zobaczyłem jak cierpiał...ja – kobieta podniosła się z krzesła, okrążyła stół i ułożyła dłonie na ramionach swojego zagubionego syna. Często zachowywał się dojrzale, więc ufała mu we wszystkim. Przez to zapominała, że dalej był dzieckiem. Dopiero wchodził w życie. Uczył się popełniać błędy oraz je naprawiać. Nie mogła mu dokładnie narysować mapy w jaki sposób powinien sobie ze wszystkim radzić. Nie zmieniało to faktu, że mogła mobilizować go, aby nie tracił swoich celów z przed oczu i biegł za nimi ile miał w sobie sił, bo wiedziała że utrata bolała bardziej od wysiłku wkładanego w gonitwę – Mamo?

- To nie między naszą dwójką powinna być teraz rozmowa. Biegnij do niego synku. Pokaż mu jak go widzisz – powiedziała z delikatnym uśmiechem, nachyliła się i pocałowała chłopaka w czoło – Złap go, bo im dłużej będziesz zwlekał, tym trudniej będzie ci wrócić do tego co było między wami.

Langa nie potrzebował nic więcej. Zerwał się z miejsca i kiedy był już blisko drzwi, wrócił się, aby mocno uściskać swoją mamę. Od zawsze ją podziwiał. Była silna, choć gdy trzymał ją w ramionach musiał uważać, żeby nie zrobić tego zbyt mocno. Gdy cierpiała po utracie męża, nie pokazywała swoich łez, a zawsze przy nim stała, by swoim matczynym ciepłem podtrzymywać go na duchu. Kochał ją mocno, a jeszcze mocniej za to że pozwalała mu być kim chciał być.

Kiedy wybiegł z domu łapiąc przy drzwiach deskę, mknął przez ulice oświetlone przez przymglone światła latarni. Nie zważał na późną godzinę oraz na to czy przyjaciel naprawdę chciał go widzieć. Jedyne na czym się skupiał to na słowach, które chciał powiedzieć. Na czynach, które choć były ryzykowne to mogły go wspomóc, gdyby zabrakło w nim tej pewności siebie, którą miał teraz.

- Langa - otworzyła mu mama Rekiego. Równie drobna co jego przyjaciel, z podobnym ciepłem, ale nie tak wielkim.

- Przyszedłem do Rekiego – powiedział lekko zmęczony, ocierając pot z czoła. Dalej nie mógł przywyknąć do tutejszych warunków klimatycznych. Tęsknił za zimą i miał nadzieję, że kiedyś będzie miał okazję wrócić do Kanady. Zabierze wtedy ze sobą Rekiego i tym razem to on go czegoś nauczy. Pokaże ile frajdy mogło sprawiać jeżdżenie na snowboardzie.

- Nie wiem czy to najlepszy moment – mruknęła, nerwowo zerkając w stronę schodów prowadzących do piętra, na którym znajdował się pokój chłopaka – Nie jest dzisiaj zbyt chętny do spotykania się z kimkolwiek.

- Proszę!

Kobieta przez chwilę mu się przyglądała. Z jednej strony nie była zbytnio przekonana, z drugiej strony bardzo martwił ją stan syna. Odkąd pamiętała Reki był jednym, wielkim wulkanem optymizmu. Tylko raz w przeszłości zachowywał się w podobny sposób. Był to czas, kiedy jego ówczesny najlepszy przyjaciel zakończył z jazdą. Chłopak wtedy na dłuższy moment zamknął się w sobie i nikt nie potrafił mu pomóc. Dopiero małymi krokami sam wracał do życia. Był przy tym niezwykle uparty i to w nim niezwykle podziwiała. Choć nie podobały jej się siniaki, rany, otarcia spowodowane jego pasję to i tak zdawała sobie sprawę, że większe cierpienie sprawiałoby mu siedzenie w miejscu. Reki potrzebował unosić się do nieba. Błyszczeć i sprawiać, że każdy w jego towarzystwie również czuł tą miłość.

- Wejdź.

Langa skłonił się nisko, zdjął buty i szybko pokonał schody, aż w końcu znalazł się przed pokojem swojego przyjaciela. Kiedy zapukał w drzwi odpowiedziała mu cisza, więc zmartwiony postanowił przekroczyć próg bez pytania. Znalazł się w ciemnym pomieszczeniu, ale nie na tyle, aby nie spostrzegł drobnej sylwetki leżącej na łóżku. Jego przyjaciel spał, więc podszedł do niego jak najciszej. Obok jego głowy leżał telefon, na którego ekranie dalej leciał filmik przedstawiający ich wspólne treningi.

Langa wziął urządzenie do ręki i przez dłuższy moment przyglądał się swojej nieudolnej jeździe. Dalej by tak jeździł, gdyby nie deskorolka, którą stworzył dla niego Reki. To on dał mu tą możliwość, którą chciał jak najlepiej wykorzystać, aby widzieć w oczach przyjaciela ten entuzjazm oraz zainteresowanie, bo zawsze chciał żeby ten widział tylko jego. Zazdrość uderzała za każdym razem, gdy chłopak interesował się kimś innym. Nienawidził tego, więc starał się tylko mocniej.

Wyłączył telefon i usiadł na materacu. Reki ułożył się na boku, a jego usta delikatnie się uchyliły. Był piękny. Do była jedyna myśl jaka przeszła przez głowę Langi, kiedy przyglądał się swojemu przyjacielowi. Ułożył dłoń na jego włosach i przejechał palcami delikatnie po nich. Były miękkie, tak jak zawsze to sobie wyobrażał. Niekiedy miał możliwość ich dotykać. Kiedy czerwonowłosy z radością przytulał się do niego, te chaotyczne kosmyki pieściły jego policzki, a przyjemny zapach szamponu do włosów sprawiał, że czasami chłopak zapominał się i musiał sobie przypominać, że to było wyłącznie nieosiągalne słońce, któremu nawet do końca nie mógł się przyglądać, aby nie zostać przyłapanym.

Langa im dłużej przyglądał się śpiącej twarzy przyjaciela, tym lepiej widział zaschnięte na policzkach łzy oraz lekkie opuchlizny pod oczami. Nienawidził się za to, że spowodował to cierpienie. Gardził własną słabością jaką była niemoc, kiedy przychodziło o zawalczenie o to na czym mu najbardziej zależało. Nie chciał stracić Rekiego. Wyścig z Adamem nie miał tej wartości, jeśli nie byłoby na mecie uśmiechniętej i dumnej twarzy jego przyjaciela. Co to był za sens poświęcać się dla chwilowej adrenaliny, kiedy nie było z kim dzielić radości. Gdy nie było radosnego głosu wołającego jego imienia oraz ramion oplatających jego ciało i sprawiających, że utrzymywanie dystansu było trudniejsze niż wcześniej.

- Co tu robisz? – z zamyślenie wyrwał go, lekko zachrypnięty głos do tej pory śpiącego chłopaka. Niechętnie odsunął swoją dłoń od tych miękkich, czerwonych włosów. Niebieskie oczy napotkały te złote. Przepełnione smutkiem i po raz kolejny nie było słów, które opisałyby co czuł – Jesteś koszmarem?

- Możliwe – powiedział spokojnym głosem, choć w środku tak wyciszony już nie był.

- Więc zniknij – mruknął Reki odwracając się na drugi bok. Langa wbił wzrok w jego drobne plecy. Zacisnął dłonie, bo na tych wiotkich ramionach tkwiły grzechy jego ślepoty, zapatrzenia w siebie. W końcu dostawał sygnały. Widział ten smutek, a jednak wszystko ignorował. Kochał chłopaka, ale jednak pozwolił mu zamknąć się w sobie i znienawidzić własne ja.

- Nie mogę – przyznał szczerze, bo wiedział, że drugiej szansy może już nigdy więcej nie dostać – Przepraszam Reki.

- Nie masz za co – odpowiedział mu głos, który nie pasował do jego przyjaciela. Nie było w tym radości, tego charakterystycznego entuzjazmu i uporu. Reki składał się na wiele aspektów i każdy z nich Langa kochał – To ja miałem o sobie zbyt wielkie mniemanie. Myślałem, że jestem kimś a tak naprawdę...jestem nikim. Nie wiem po co tu przyszedłeś, ale jeśli nie chcesz być ciągnięty w dół, to radzę ci wracać tam gdzie twoje miejsce.

- Jestem tu.

- Co? – chłopak uniósł się do siadu i spojrzał niepewnie, z wyczekaniem na to co powie mu Langa.

Wiedział, że jego zachowanie nie było do końca sprawiedliwe. Cały żal jaki miał wyżył na swoim przyjacielu. Jednak nie mógł nic na to poradzić, że martwił się o niego. Tu już nie chodziło wyłącznie o to, że nigdy mu nie dorówna, że nie miał w sobie tej cząstki geniuszu. Od dawna wiedział, że jego przeciętny poziom nie doda mu skrzydeł, którymi potrafiłby się wznosić tak jak jego przyjaciele. Jeszcze tę jedną rzecz potrafił zaakceptować, choć z wielkim bólem. Nie potrafił jednak wyzbyć się strachu towarzyszącego wizji walki Adama z Langiem. Jego przyjaciel mógł być objawieniem. Jedynym mogącym konkurować z niepokonanym mistrzem, ale to nie było warte ryzyka z jakim się to wszystko wiązało.

- Jestem tutaj gdzie moje miejsce – powiedział z pewnością siebie Langa, wiedząc że jeśli tym razem nie powie wszystkiego dosadnie, to znowu wyjdzie jakieś nieporozumienie. Potrafiłby sobie poradzić ze wszystkim, ale nie ze światem bez swojego słońca. – Jestem tu gdzie jest Reki i to mi wystarczy.

- Gadasz głupoty – chłopak opuścił głowę nie mogąc znieść już spojrzenia tych idealnych oczu. Wszystko w jego przyjacielu było perfekcyjne poza znajomością z nim. Był na tyle głupi, że zorientował się o tym dopiero wtedy, kiedy inni mu to uzmysłowili. Przedtem nawet nie zdawał sobie sprawy jak naiwny był. Uważał się za przyjaciela Langi, jego towarzysza do jazdy oraz partnera do spędzania czasu. Cieszył się tym, póki nie zorientował się, że był zwykłym problemem, balastem, który lepiej żeby znikł pierwszy, bo to mniej bolało.

- Czemu nie potrafisz uwierzyć, że może mi na tobie zależeć?! – Langa po raz pierwszy podniósł głos i był tym faktem równie mocno zaskoczony, co chłopak siedzący naprzeciw niego. Nie miał zamiaru, jednak tym razem się wycofać. Ułożył dłonie na ramionach drobniejszego chłopaka i potrząsnął nim, aby przebudził się z tej absurdalnej iluzji jaką na siebie nałożył – Czy naprawdę nie potrafisz zobaczyć w sobie tego co ja wciąż i wciąż oglądam?!

- Nie wiem co ty we mnie widzisz! Nie siedzę w twojej głowie! – Reki w równie wybuchowy sposób, co jego przyjaciel odpowiedział na pytania. Langa wtedy pojął sens jego słów i trochę się uspokoił. Wziął głęboki oddech, wypuścił powietrze i z determinacją w oczach zmusił przyjaciela do utrzymania z nim kontaktu wzrokowego. To był jego czas na odzyskanie tego którego kochał, a przynajmniej przekonanie go co do jego wartości.

- Masz rację, bo gdybyś był w mojej głowie to pokochałbyś się do szaleństwa – powiedział nie przejmując się, że te słowa brzmiały jak wyznanie – Gdybyś siedział w mojej głowie dowiedziałbyś się jak bardzo podziwiam twoje umiejętności jazdy na desce. Jak jestem zafascynowany momentami, kiedy w skupieniu pracujesz nad deskami, żeby je ulepszać. Gdybyś siedział w mojej głowie wiedziałbyś, że uważam cię za moje słońce, mój cały świat. Zrozumiałbyś, że byłeś jedyną osobą, która potrafiła mnie wyciągnąć z żałoby ponownie do życia. Gdybyś siedział w mojej głowie zrozumiałbyś jak wiele wysiłku kosztowało mnie przebywanie przy tobie i nie wyciągania po ciebie dłoni jak rozkapryszone dziecko, bo w mojej głowie należysz wyłącznie do mnie. Bo w mojej głowie codziennie powtarzam, że kocham twój uśmiech, kocham twoją jazdę i kocham Rekiego, który troszczy się o mnie i że chciałbym być w końcu tym, który zatroszczyłby się o ciebie. Jakbyś był w mojej głowie to byś pojął to wszystko i może w końcu zrozumiał, że nie będąc takim jak ja, czy Adam to nie znaczy być gorszym, ale nieosiągalnym szczęściem, które zawsze chciałbym mieć przy sobie.

- Langa – Reki ukrył twarz w dłoniach, ale to nie sprawiło, że nie można było dostrzec jak bardzo zawstydziły go słowa przyjaciela. Poza palącymi policzkami jeszcze tylko czubki uszu zdradzały jak mocno zaskoczyły go te słowa – To...to nie brzmiało dobrze.

- Mogę powiedzieć to w inny sposób. Mam jeszcze pięć wersji – powiedział całkowicie poważnie niebieskowłosy.

- Oszczędź mi ich – jęknął Reki i zerknął niepewnie na siedzącego naprzeciw niego chłopaka – Powiedz, że to co powiedziałeś to był żart.

- Nie mogę. To jest coś co od dawna chciałem ci powiedzieć. To jest coś co powinieneś sam wiedzieć. Jesteś moim wszystkim Reki i nie mogę ci pozwolić odejść ode mnie.

Chłopak nie wiedział co odpowiedzieć na tą dziwną formę wyznania. Nie wiedział czy ona miała być romantyczna, przyjacielska, czy po prostu w desperacki sposób przywracająca ich do wcześniejszego stanu rzeczy. Czuł się zagubiony, bo to co powiedział mu Langa nie mieściło mu się w głowie. Naprawdę nie dostrzegał w sobie tego wszystkiego. Był tak bardzo przeciętny, niewyróżniający się, że trudno mu było uwierzyć w takie gorliwe słowa. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie widział ze strony Langi kłamstwa, nie potrafił dopatrzyć się żartu. Nawet jeśli tego bardzo pragnął, to nie było tego i to chyba bolało jeszcze mocniej. W pewnym momencie nawet łzy zaczęły płynąć mu z oczu. Po raz kolejny, już nie liczył który.

- Nie rozumiem cię Langa. Jesteś idealny, a dalej chcesz kogoś takiego jak ja obok siebie – desperacko przecierał oczy, ale nieudolnie mu to wychodziło podobnie jak wszystko co według własnego przeświadczenia robił – Ja naprawdę nie jestem taki jak powiedziałeś. Chciałbym, ale nie potrafię.

- Potrafisz – powiedział cicho Langa. Zbliżył się do przyjaciela. Nie był do końca pewien czy dobrze postępował, ale gdy widział tak słabego, kruchego Rekiego to wiedział, że musiał się nim zaopiekować. Otoczył go swoimi ramionami, delikatnie zmusił chłopaka do przylgnięcia do niego. Ciepłe łzy Rekiego moczyły jego koszulkę, a zapach jego włosów sprawiał, że chłopak jeszcze bardziej desperacko uchwycił się tej nieszczęśliwej postaci – Potrafisz więcej niż ja. Znacznie więcej. Jesteś moim słońcem, do którego nigdy się nie zbliżę. Nieważne jak wysoko będę skakał, ty będziesz dalej poza zasięgiem moich dłoni. Nawet teraz choć cię trzymam, to wydajesz mi się odległy. Choć mam cię na ten krótki moment, to dalej niewystarczająco. Jeśli ja mam być idealny to jak określić ciebie? Bogiem?

- Przestań – załkał Reki – Przestań mówić takie rzeczy.

- Czemu? To tylko prawda.

- Bo jeszcze uwierzę w te kłamstwa – zacisnął swoje dłonie na koszulce przyjaciela – Uwierzę ci i jeszcze trudniej mi będzie przyglądać się jak mnie zostawiasz.

- Nie mam takiego zamiaru cię zostawić. Nigdy nie miałem – zanurzył swój nos w zagłębieniu szyi Rekiego. Ten zapach, jego drżące ciało, odbierały mu zmysły. Już dawno nie miał przyjaciela tak blisko, przez co jeszcze ciężej było kontrolować własne myśli, aby nie wykorzystać całej tej sytuacji. Reki był zbyt dobry na to. Zbyt kochany.

- Masz jednak zamiar ścigać się z Adamem.

- Mam zamiar wygrać z Adamem – powiedział jeszcze mocniej wtulając się w chłopaka – Mam zamiar zmusić go do zapłacenia za to co ci zrobił. To będzie ekscytujące zobaczyć jak go obalam. Chcę, żebyś był wtedy przy mnie. Wyłącznie wiedząc, że będziesz na mnie czekał będę potrafił osiągnąć wszystko.

- Czemu on cię nie przeraża? Nie rozumiem.

- Jedyne czego się boję to stracić ciebie – wyznał odsuwając się od chłopaka. Widząc te zapłakane oczy, zaczerwienione policzki, zdawał sobie sprawę, że nieważne w jakiej formie ukaże mu się Reki on i tak będzie go kochał i całował ziemię, po której stąpał chłopak – Jedyne czego się boję to, że kiedy na chwilę odwrócę wzrok, ty znikniesz i znowu będę sam.

- Masz swoich fanów jako Snow.

- Ale jako Langa mam tylko ciebie. Wyłącznie ciebie – uchwycił się jego dłoni niczym ostatniego koła ratunkowego na wielkim oceanie pustki – I jak cię stracę...nie zniosę kolejnej straty, więc nie zostawiaj mnie Reki. Proszę...Ja cię kocham.

Jechał tutaj z myślą, że nigdy nie zdoła wypowiedzieć tych słów. Widmo jednak utraty swojego słońca sprawiło, że nie kontrolował już emocji. Nie kontrolował siebie i nie ufał przyszłości, w której nie byłoby tego drobnego chłopaka. Dalej trzymając dłonie Rekiego, przyciągnął je do własnego policzka. Przytulił się do nich jak do najcenniejszego skarbu, a później z równie wielkim oddaniem ucałował je.

Złote oczy patrzyły na niego z zaskoczeniem, ale nie z obrzydzeniem. Tyle mu wystarczało. Naprawdę jedyne czego się obawiał to utraty tych wpatrzonych w niego tęczówek. Dzień bez nich był już pierwszym ciosem w serce, a kolejne godziny powolnym wykopywaniem grobu, do którego z przyjemnością by się położył, bo świat bez Rekiego był nic niewartym miejscem.

- Mógłbyś mieć wszystko i wszystkich.

- Chcę tylko ciebie.

- Naprawdę ja w sobie nie widzę tego co ty chcesz, żebym dostrzegł.

- Nie musisz siebie na razie kochać. Będę cię kochał za naszą dwójkę, aż w końcu zrozumiesz ile jesteś wart. Może to potrwać rok, pięć, dziesięć lat. To nieistotne, bo ja będę zawsze obok ciebie.

- Naprawdę nie powinieneś mówić tak zawstydzających słów.

- Możliwe, ale kocham cię – wyznał po raz kolejny Langa, splatając ich palce razem. Ich odcienie skór tworzyły pewnego rodzaju kontrast. Jego była blada, a Rekiego lekko brązowawa od częstego przebywania na słońcu. Byli właśnie jak słońce i księżyc, ale czy to nie była idealna metafora tego, że obaj nie mogli bez siebie istnieć – Zostaniesz przy mnie?

- Jak mógłbym cię teraz odrzucić? – mruknął chłopak odwracając wzrok, a na ustach Langi pojawił się niewielki uśmiech, ponieważ był to dobry znak. Reki go nie odrzucał, nie brzydził się nim. Kochał go. Strasznie mocno go kochał – Też jesteś dla mnie ważny...dlatego byłem na ciebie zły...dlatego tak bardzo chciałem cię dogonić.

- Obiecuję, że będę ostrożny i Reki...nie musisz mnie gonić, ponieważ ja jestem zawsze obok ciebie.

- Tym razem nie wybaczę ci złamania obietnicy – mruknął chłopak nieśmiało spoglądając na przyjaciela.

- Dobrze – uśmiechnął się trochę szerzej co wywołało niewielką radość, również na obliczu drugiego chłopaka.

- Czy...czy ty naprawdę...mnie...no wiesz...ko...kocha...sz?

- Tak – pokiwał głową Langa, w ogóle nie czując zażenowania w przeciwieństwie do Rekiego, nie wiedzącego gdzie podziać oczy, co robić z dłońmi dalej splecionymi z tymi należącymi do niebieskowłosego.

- Więc te...jak coś...tak...jak coś to ja...to ja też cię...ko...lubię...bardzo – powiedział czując coraz większe zażenowanie wraz ze wzrastającym uśmiechem Langi – I co się tak głupio uśmiechasz?!

- Bo jestem szczęśliwy. Mam ciebie i nic mi więcej nie potrzeba – zbliżył się i ułożył swoje czoło na Rekiego – Dziękuję.

- Nie masz za co – mruknął Reki – To ja dziękuję.

- Z co? – wyszeptał cicho zbyt szczęśliwy, aby ufać swojemu głosowi.

- Po prostu...za wszystko.

Jeszcze przez chwilę się sobie przyglądali. Byli zbyt blisko, więc w końcu musiało to nastąpić. Nie wiedzieli, który pierwszy przekroczył tą magiczną barierę, a ich usta wreszcie się spotkały. Dla obu był to pierwszy pocałunek, trochę nieudolny, zbyt chaotyczny, ale nie to się dla nich liczyło. Langa odzyskał swoje słońce, sens życia, a Reki przyjaciela oraz partnera, z którym chciał spędzać resztę dni jakie dano im wspólnie dzielić.

....

Jestem teraz Mochi kulką spełnioną, bo napisałam coś o aktualnie ulubionej parze :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro