2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chodzę spokojnie po lesie... Słyszę cichy szum drzew..Nagle słychać jakieś wycie. To wycie wilków! Uciekam jak najszybciej z lasu, który nie ma zamiaru się zakończyć. Wyskakuje przedemną jeden z wilków. Czuje jak nogi się podemną uginają. Upadam na ziemię a wilk na mnie wskakuje.
Budzę się cała spocona.
- to tylko sen. To tylko koszmar - mówiłam sobie pod nosem. Ten sen był taki realistyczny. Wstałam powoli i podeszłam do okna i je otworzyłam. Uwielbiałam takie chłodne, orzeźwiające powietrze. Od razu poczułam się lepiej. Wiec zamknęłam okno i poszłam do kuchni. Tam akurat tata robił śniadanie.
-Cześć słonko. Zwykle dłużej śpisz w soboty - mówiąc to pokazuje na zegar. No tak, zwykle spałam do 10.00. Dziś wyjątkowo wstałam o 6.00 ale wtedy zwykle tez nie miałam koszmarów.
-cześć tato... Co dziś na śniadanie? - powiedziałam odwracając głowę od zegara.
-Jajecznica - powiedział wesoło tata- proszę wyciągnij talerze - przytaknelam i wyjęła z szafki dwa talerze. Tato nałożył jak zwykle dużą porcję jajecznicy. Przy śniadaniu zaczęliśmy opowiadać sobie żarty. Pamiętam jeszcze jak robiliśmy to z mama. Łezka poleciała mi po policzku. Lecz szybko ją wytrałam rękawem. Niestety tata juz zobaczył, że mi smutno.
-Czemu jesteś smutna? - powiedział zaniepokojony tata.
-Brakuje mi trochę mamy - miałam już łzy w oczach. Tata wstał i podszedł do mnie i mnie przytulił. Odwzajemnilam uścisk i położyłam mu głowę na ramię.
- Tez mi jej brakuje. Ale pamiętaj co ci mówiła w szpitalu. Nawet jeśli umrę to zawsze będę przy tobie w twoim sercu - doskonale pamiętałam ten moment. Tata przestał mnie już przytulać. - idź... Do koleżanek może Cię pociesza. Ja muszę lecieć do pracy- Ubrał buty i kurtkę. Wyszedł.

Właśnie idę na swoje ulubione skałki. Zabrałam ze sobą mojego pieska. Wszędzie było kolorowo. Mój Reksio wesoło biegał za spadającymi liściami.
- Ale tu ładnie i kolorowo. Ehhh... Prawda Reksio? - pies mi tylko odszczeknął na znak, że się ze mną zgadza. Doszliśmy do skałek. Zawsze tu z mama przechodziłam. Pamiętam jak była tu chustawka, pamiętam jak na niej się chustałam.
Usiadłam na skałce.
- Zaraz powinni przyjść... - patrze na zegarek. Podnoszę wzrok i nagle z nikąd słyszę jakieś strzelanie gałązek. - cześć.. To wy? - podbiegam do tego szelestu. Zamarłam. To był wilk. Stałam i się nie ruszalam. Cofnęłam się lekko a wtedy wilk na mnie skoczył... Czułam jak jego zęby przebijają skórę mojej ręki. - Reksio! Reksio! - nie przebiegał... Tak myślałam. Wilk odbiegł przestraszony. Czułam zapach mojej krwi. Zdjęłam kurtkę i owinelam nią ranę. Wstałam. Obok mnie był przystojny chłopak. Był niewiele wyższy odemnie. Miał piękne ciemne oczy i kasztanowe włosy. Na rękach miał mojego szczeniaka.
- To twój szczeniak? - powiedział chłopak
- Tak... Dziękuję za pomoc... Znaczy się za odstraszenie wilka. - odpowiedziałam jakajac się.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro