7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pomiędzy innymi wilkami zobaczyłam takie same oczy jak oczy Kuby. Hmm...
-Kuba?! To ty?! - powiedziałam z mocnym zdziwieniem.
-Taaa... - odpowiedział Kuba.
-Yhm... - potknelam się i wpadlam do jakieś ok. 3 metrowej dziury - kurna chata.... Ej! Kuba? Pomożesz mi wyjść ? - nie dostałam rzadnej odpowiedzi. Wilki zgrabnie przeskakiwaly przez zasacke. Po chwili było słychać dalekie wycie. Znów zobaczyłam to czarne niby światło.
- o ho ho... Kogo my tu mamy? - znałam ten głos... Zaraz zaraz... Czy to nie był Dominik?! - co? Twój Kubuś ci nie pomógł ? - odszedł w bok i zobaczyłam ledwie żywego Kubę. Przeszły mnie ciarki.
- C c coś ty z nim zrobił?! - krzyknęłam ze złością. Próbowałam wstać ale nic z tego. Nie mogłam ustać z powodu bólu kostki i kolana. Pomyślałam : "chyba sobie nogę złamałam". - zostaw go!
- nie nie nie... Spokojnie. Nic Ci nie zrobię ani twojemu przyjacielowi. Pod warunkiem, że przejdziesz do naszego stada! - i co ja teraz zrobię? - to jak?
- Nie przejdę do twojego durnego stada! Nie zostawię swoich przyjaciół!
-Taaa? To jakiego przyjaciela jeszcze masz? - odpowiedział z nienawiścią w głosie.
-Nie powiem!!! - wykrzyknęłam tak głośno aż pojawiło się echo. - nie zdradzę swoich! Nie to co ty!
- No to pożegnaj się ze swoim Kubą!!! - usłyszałam psychopatyczny śmiech. Właśnie zdrajca wbijał w Kubę nóż gdy do dziury wskoczył mój przyjaciel wilk i go odepchnął. Podbiegł do mocno krwawiacego Kuby i go polizał w ranę. Chłopak zasyczal z bólu. Po chwili rany juz nie było a zdrajca leżał juz ledwo żywy. Był cały przesączony krwią.
-Bierzcie ją... - powiedział Dominik słabym głosem a wilki rzuciły się na mnie. Czolgalam się jak najszybciej żeby od nich uciec. Niestety nic z tego. Cześć wilków przytrzymala moich przyjaciół a mnie zatargali do dziwnego miejsca gdzie było zimno i wilgotno.
-Teraz giń! - krzyknął jeden z czarnych wilków i zamknął mnie w (chyba jaskini) za pomocą magii.
-Wypuścić mnie z tąd ! - krzyczałam na całe gardło. Było już ciemno. Dopiero teraz przypomniało mi się, że nie jadłam cały dzień. Postanowiłam zasnąć.

Tym czasem w domu
Tato juz wariowal z zanieokojenia.
-Nie ma jej?! Nigdzie?! To nie możliwe!!! - wrzeszczal przez telefon. Zaczął płakać a telefonem rzucił o ziemię. - to nie możliwe... Ona napewno poszła na dwór a później nie zauważyłem jak poszła do pokoju... - próbował się uspokoić. Wstał z sofy i poszedł do pokoju Karoliny. Zobaczył na oścież otwarte okno. - oh no! - powiedział po czym szybko wybiegł pod okno ze strony zewnętrznej. Zobaczył ślady swojej córki. Szedł za nimi.

U Karoliny

Skulilam się z bólu i głodu.
-Kuba... Wilku, przyjacielu... - próbowałam ich wołać ale byłam zbyt słaba by wrzeszczec. - pomocy... - powiedziałam trochę głośniej. Niestety nic z tego. - nie mam zamiaru tu umrzeć... Oni na pewno tu idą... - próbowałam się uspokoić. Nagle zapalilo się srebrzyste światło. Zapieklo mnie trochę w oczy. Otworzyłam je znowu i zobaczyłam podświetlone kościotrupy. Pisałam lekko ze strachu. Zobaczyłam za kratkami swoich przyjaciół. Byli zakuci w łańcuchy. Poczolgalam się jak najbliżej krat. Chciałam przełożyć przez nie rękę gdy nagle kopnął mnie prąd.
-Kurna chata... - powiedziałam lekko - Kuba? Wilku? - odezwałam się cicho. - żyjecie ?
- ja tak... Nie wiem jak on... - powiedział Wilk.
- rozumiem... - powiedziałam zasmucona - boje się o niego...
-Wiem... Ja tez... Niestety nie mogę go uzdrowić...
-Czemu? - powiedziałam trochę głośniej.
-Bo ten metal odbiera mi moje moce... Jemu też i tobie... Inaczej by Cię prąd nie kopnął... - dopiero teraz zauważyłam że mam łańcuch na nodze... Ech... Zaczęłam cicho szlochac.

O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O

Dziś trochę smutku i akcji...
I myślę, że się wam podobało. Jeśli tak to zostawcie głos na mój rozdział!

O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O0O



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro