2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hejka, jeśli zauważycie jakiś błąd lub nieskładne zdanie to napiszcie w komentarzu!

Miłego czytania :)



Składanie prezentu nie było łatwym zadaniem. Nawet jeśli rower był tylko w sześciu częściach, to i tak sporo czasu mi zajęło złożenie go do kupy. Oczywiście mogłoby pójść szybciej, ale wiecie jak to jest z małym dzieckiem. Mnóstwo pytań, zero pomocy. Dziecko cud, ale jego ciekawość i zadawanie dwóch pytań za sekundę potrafią zniechęcić człowieka do pracy. No, ale mniejsza z tym. Rower został poskładany i miałam nadzieję, że nie rozwali się przy pierwszych próbach jazdy. Niestety jak to bywa w częstych przypadkach, gdy coś planujesz coś musi się popsuć. I na szczęście nie był to rower, a pogoda. Rin był ogromnie zawiedziony, dlatego też pozwoliłam mu pojeździć na korytarzu w tą i z powrotem. Nie był to szczyt jego marzeń, ale przy okazji nauczył się jeździć nie zdzierając przy tym kolan.

Gdy nadszedł wieczór, zrobiłam mały wieczór filmowy z przewagą Uniwersum DC Comics oraz Marvel. Rin był wielkim fanem tych dwóch wydawnictw. I choć miał tylko sześć lat, jego półki w pokoju były wypełnione komiksami i figurkami bardziej lub mniej znanych postaci. Na małym stoliku znalazły się miski wypełnione chipsami o różnych smakach, żelki, kanapki z nutellą i owocami czy też inne słodkie smakołyki. A skoro zbliżał się jego wielki dzień, pozwoliłam mu pić coca colę. Nie zrozumcie mnie źle, po prostu nie chcę by za często pił gazowane napoje. W takim wieku mógłby mieć problemu z żołądkiem przez częste picie takich napojów, jak wiadomo bardziej zapychają niż pomagają. Ale raz na jakiś czas nie zaszkodzi. No i też nie chciałabym by latał po całym mieszkaniu jak wiewiórka z Czerwonego Kapturka.

W połowie czwartego filmu, poczułam jak głowa mojego małego chłopca opada na moje kolana. Zachichotałam cicho, widząc kawałek chrupka kukurydzianego wystającego z jego ust. Delikatnie go wyjęłam, by następnie przetrzeć jego twarz nawilżoną chusteczką. Cieszyłam się, że kazałam mu się wykąpać i przebrać w piżamę po pierwszym filmie. Zaoszczędziło mi to wiele czasu i szamotania się z ubraniami jak spał. A gdyby przypadkiem się obudził, nie dałby mi żyć. Wierzcie lub nie, Rin to straszna maruda jak się go wybudzi ze snu.

***

- Mamo! Mami... Maaaamooo, no! - Rin siedział pod drzwiami łazienki i marudził.

- Rin! Dopiero co tu weszłam!

- Nieprawda! Siedzisz jus tam z godzinę! - oburzył się, chłopiec.

- To, że przysnąłeś pod drzwiami na chwilę nie znaczy, że minęła godzina!

- Ale... ugh! Spóźnimy się przez Ciebie! – usłyszałam, a później zapadła cisza. Chyba pobiegł do swojego pokoju. Westchnęłam głośno i dokończyłam suszyć włosy. Gdy skończyłam, poszłam zobaczyć co z moim synem. Zaśmiałam się, widząc go leżącego na łóżku. Widać, że był obrażony, albo tylko udawał.

- No już, już. Idź nakładaj buty, będziemy wychodzić. - podskoczył uradowany i szybko pobiegł do holu. Usiadł na swoim fotelu i sam zaczął zakładać zielone trampki, na rzepy oczywiście. Może powinnam nauczyć go już wiązać sznurówki? Ostatnim razem zrobił dwa wielkie supły i musiałam użyć nożyczek by zdjąć sznurówki z butów, od tamtego czasu nawet nie chciał spojrzeć na sznurowane obuwie. Pogoda nadal nie była idealna i mimo, że było około dwadzieścia trzy stopie na dworze to wiał mocny wiatr a chmury nie zapowiadały nic przyjemnego. Jednak obiecałam małemu przejażdżkę rowerem w pobliskim parku, więc miałam tylko nadzieję, że nie natrafimy na deszcz. Na wszelki wypadek zabrałam ze sobą kurtkę przeciwdeszczową Rin'a oraz parasolki. Znając życie to ja będę musiała w drodze powrotnej nieść mały rowerek.

Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Mogę być uważana za złą matkę, ale mam łzy w oczach ze śmiechu. Jesteśmy w parku od dwudziestu minut, a mój syn tak strasznie się cieszył, że wjechał w drzewo... spadł z roweru i zaczął płakać, że już pierwszego dnia popsuł rower. Wytłumaczyłam, że jego Bat mobil (bo tak nazwał swój nowy nabytek) jest cały i zdrowy; blondyn na to uśmiechnął się szeroko gdy tylko zobaczył, że na jego rowerze nie ma żadnej rysy. Zaczął ponownie jeździć wokół fontanny w środku parku. Ja natomiast wróciłam na ławkę, gdzie leżały nasze rzeczy. Co jakiś czas robiłam mu zdjęcia, a ten mały atencjusz pozował jak profesjonalny mały model. Nie zabrakło również selfie, które później miałam zamiar wywołać. Po kolejnych trzydziestu minutach, chłopiec usiadł obok mnie prosząc o swój sok pomarańczowy.

- Rin, pójdziemy wywołać zdjęcia? - spytałam, patrząc na synka. – Przy okazji odwiedzimy wujka Michael'a, co Ty na to?

- Tak! Kupimy ramki z Batmanem? Proszę!- spojrzał na mnie, niczym kot ze Shreka.

- Jak takie znajdziemy to czemu nie. Jak coś to poszukamy w Internecie. - wstałam z ławki, zbierając nasze rzeczy. Chłopczyk usiadł na rowerku i powolnym krokiem ruszyłam w stronę znanego nam fotografa. Rin jechał powoli przy moim boku, jednak przy wyjściu z parku już nie dał rady pedałować... Cały Rin. Trzymając chłopca za rękę, a rower pod pachą w drugiej, szliśmy przez miasto. O dziwo nie było dużego tłumu. Ludzie siedzieli jeszcze w pracy, więc było spokojnie. Albo też pogoda nie zachęcała by wyjść na spacer.

Zostało nam jeszcze około pięćset metrów do studia fotograficznego, a Rin żywo opowiadał mi jeden ze swoich planów co chciałby robić w urodziny. Starałam się go cały czas słuchać, gdyż jego zdanie co do przyjęcia urodzinowego bardzo się przyda, jeśli ma być szczęśliwy i zadowolony. Nie zauważyłam przez to jak ktoś idący szybkim krokiem trącił mnie w ramię. Rowerek Rin'a upadł z nieprzyjemnym dźwiękiem na ziemię, a ja ledwo co ustałam na nogach, starając się nie wywrócić swojego syna. Gdy tylko odzyskałam równowagę, spojrzałam na sprawcę niedoszłego wypadku. Oczywiście, miał telefon w dłoni. No tak, w tych czasach to już chyba codzienność.

- Proszę uważa... - zaczęłam spokojnie, gdy wysoki mężczyzna warknął głośno.

- Uważaj, jak łazisz!- warknął w tym samym czasie, przez co mały blondyn schował się za mnie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro