Przeprowadzka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

       Po chwili zrównałem kroku z fioletowookim.

- Wiesz co dokładnie chce ode mnie dyrektor? - zapytałem patrząc cały czas przed siebie.

- Nie. Powiedział tylko, że to pilne. - odpowiedział delikatnym głosem. Skinąłem jedynie na to głową. Usłyszałem jakieś szmery z jego strony, ale nie przejąłem się tym zbytnio i to był mój błąd. W sekundę księgowy stanął przede mną, kładąc dłonie na moich ramionach. - Ja naprawdę nie chciałem na ciebie wpaść Arai! - w jego oczach mogłem zobaczyć łzy.

- Przecież mówiłem, że nic nie szkodzi. - powiedziałem odsuwając go od siebie.

- Ale i tak chcę ci to jakoś wynagrodzić! - skrzyżował ręce i wydął policzki, odwracając głowę gdzieś w bok. Walnąłem się otwartą dłonią w twarz.

- Ehh... Dobrze, ale pomyśl o tym po dotarciu do gabinetu. - spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem. Jak za dotknięciem magicznej różdżki rozchmurzył się i przytaknął. Znów ruszyliśmy, przez resztę czasu zamieniliśmy kilka słów.

***

Nareszcie po przejściu kilkunastu korytarzy, zakrętów i schodów zatrzymaliśmy się przed drzwiami z plakietką "Dyrektor". Różowowłosy zapukał kilka razy.

- Wejść! - usłyszałem donośny, lecz stłumiony męski głosy.

- Przyprowadziłem Lwa Arai, tak jak Pan kazał. - powiedział księgowy po wejściu do środka. Ja wszedłem za nim i rozejrzałem się. Nic nie uległo zmianie po ostatnim razie kiedy tu byłem. Po lewej stronie stała oszklona szafa z aktami i całą papierologią, obok stary zegar, na przeciwko sześć krzeseł, a pomiędzy nimi stolik z kubkami i dzbankiem. Za to naprzeciw wejścia było masywne, drewniane biurko, na którym były różne papiery oraz telefon stacjonarny. Całe pomieszczenie oświetlały dwie żarówki z sufitu.

- Huh? A tak! Dziękuje James, możesz zostawić nas samych. - mężczyzna oderwał się od papierowej roboty i odpowiedział twardym głosem. Fioletowooki skłonił się i wyszedł zamykają za sobą drzwi.

- Więc? Dlaczego Dyrektor mnie wzywał? - zapytałem stając centralnie przed biurkiem. Zauważyłem jak zmarszczył brwi.

- Może chcesz usiąść? - spytał wskazując ręką gdzie stały krzesła. Ja jedynie pokręciłem głową na nie. On głęboko westchnął. - Pracujesz tutaj ponad dwa lata i zdobyłeś nie tylko mój szacunek, ale także całego oddziału Atlantyckiego... Lecz jest więzienie, które potrzebuje cię bardziej niż nasze. - nie mogłem uwierzyć w to co teraz słyszałem. Mówili, że ostatni raz mnie przenoszą. Zacisnąłem dłonie w pięści i starałem się, żeby mój gniew nie wyszedł na zewnątrz. - Wiem, myślałeś, że to więzienie będzie ostatnim twoim przystankiem, ale... - dość, nie mogę już tej paplaniny słuchać.

- Tak, miałem nadzieję, że będzie to ostatnie więzienie. Obiecywali mi to, ale jak widać... Nadzieja matką głupich. - mówiłem ostrym tonem, cały czas patrząc w oczy Dyrektora.

- Podejdź. - powiedział przesuwając stosy papierów, które zasłaniały laptopa. Uniosłem brew, ale zrobiłem kilka kroków i spojrzałem na ekran. Ujrzałem dziewięć zdjęć oraz imiona, które niewiele mi mówiły. Chociaż jedno wydaje się znajome, chłopak o blond włosach z zielonymi oczami... I elfimi uszami. - To oni w niewyjaśniony sposób dostali się do Nanby. - spojrzałem zdziwiony na Dyrektora, ale po chwili wyprostowałem się i skrzyżowałem ręce na piersi.

- Niby oni dostali się magicznie na teren więzienia numer jeden? - zmarszczyłem brwi i zerkałem raz na laptopa, raz na mężczyznę.

- Też na początku nie mogłem uwierzyć, ale po szczegółowym wyjaśnieniu mogę szczerze powiedzieć, że to prawda. - obserwowałem dokładnie mimikę dyrektora, chcąc zobaczyć jakiekolwiek zwątpienie, czy nie pewność w to co mówi, ale niczego takiego nie dostrzegłem. Westchnąłem cicho, jeszcze raz spoglądając na zdjęcia.

- Czyli mam rozumieć, że teraz tam będę pracować... Cóż mus to, mus. - wróciłem na moje wcześniejsze miejsce, przed biurkiem.

- Uwierz, że mi też... - urwał swoją wypowiedź widząc mój wzrok. Nie miałem ochoty słuchać ckliwych słówek, jak to szkoda, że odchodzę, że byłem najlepszym strażnikiem, że będzie im żal mnie odsyłać i wiele innych. Zamrugałem parę razy, żeby wyostrzyć wzrok gdy usłyszałem głuchy stuk. Zobaczyłem jak dyrektor kładzie na blacie niewielkie, drewniane pudełko z wygrawerowaną dziewiątką... Numer mojego budynku. - Naczelniku Arai, proszę oddać swoje odznaczenia. - spojrzałem w jego oczy z lekkim niedowierzaniem. Zacząłem niepewnie odpinać złote przypinki w kształcie iksa od kołnierza koszuli, odkładając je do pudełka. - Zostaw. - usłyszałem kiedy chwyciłem daszek od czapki. - Pelerynę również... Na pamiątkę. - wykonałem polecenie przełożonego, podnosząc wzrok na jego twarz.

- Oczywiście. - skłoniłem się, zauważając lekki uśmiech u dyrektora. Patrzyłem na niego wyczekująco, wkładając dłonie do kieszeń spodni. Widziałem jak czegoś zawzięcie szuka po szufladach pod biurkiem. Moje prawe oko błysnęło jaskrawą żółcią gdy mężczyzna wyją opakowanie papierosów.

- Najbardziej mi żal, że nie będę mieć z kim palić. - zaśmiał się gardłowo, podstawiając mi paczkę. Wyciągnąłem jednego wraz z zapalniczką, od razu go zapalając i zaciągając się. Nie były to papierosy pierwszych lotów, ale co się dziwić gdy więzienie jest osadzone w miejscu gdzie średnia wynosi -35°C, a państwo daje pieniędzy na styk. - Cóż poradzić... Jutro przylatują po ciebie o szóstej rano, więc możesz iść się spakować. - mówił, wypuszczając dym z ust. Patrzyłem na unoszące się obłoki spalonego tytoniu. Przeniosłem wzrok na mężczyznę cicho wzdychając i gasząc niedopałek w popielniczce.

- Więc... Dziękuje za współpracę. - mruknąłem, salutując, po czym ruszając ku drzwiom. Również usłyszałem ze strony dyrektora podziękowania, przez co uśmiechnąłem się lekko. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do swojego pokoju mając w głowie te zielone oczy.


************
822 słów

Możecie bić mi brawa... Prawie rok od poprzedniego rozdziału XD
Ja to jednak jestem leń... No ale cóż, może ktoś czekał na kontynuacje tego ff?... Możecie pisać w kom

Opublikowane: 8 maja 2020

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro