14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło kilka godzin, a Maria wciąż nie wynurzyła głowy ponad karton. Wlepiała pusty wzrok w ciemność, gdyż tylko tam czuła się mniej obnażona. Wkrótce jednak usłyszała ciche trzaski, będące wynikiem przekręcanie klucza w zamku. Wychyliła głowę i zaczęła uważnie przyglądać się futrynie drzwi. Mocno ścisnęła szkło, nie zważając na ranę, którą sama sobie zadaje. Przełknęła głośno ślinę i obserwowała jak zza drzwi powolnie wyłania się postać mężczyzny.

Był to ten facet, który najpierw przyniósł Marii jedzenie, a później posłusznie wręczył Dmowskiemu nożyczki. Maria podniosła się i ścisnęła swoje narzędzie jeszcze mocnej niż wcześniej, czując jak jej rana się pogłębia.

– Ja... przyniosłem ci tylko koszulkę. Nie mam tu spodni w twoim rozmiarze. On się wkurzy, ale ja nie chcę, żebyś zmarła na zapalenie płuc – oznajmił, po czym ostrożnie ułożył złożony w kostkę czarny materiał na podłodze. – Mokrą koszulę połóż pod drzwi.

– Dlaczego mi pomagasz? – zapytała cicho.

– Wiem, co zrobiłaś mojemu ojcu, ale uważam, że na to nie zasłużyłaś – odparł niepewnie.

– Twojemu komu...? Ojcu? – dopytała, niedowierzając własnym uszom.

Przecież według wiedzy Marii, Dmowski nie miał dzieci. A jeśli to prawda, to znaczy, że na pewno nie był to syn z jego obecnego małżeństwa, a jedynie taki, którego ukrywał przed całym światem.

– Za dużo ci powiedziałem. Proszę, nie mów mu, że...

– Jasne, nie miałabym w tym żadnego celu – odparła ze strachu.

Maria obawiała się sprzeciwiać komukolwiek z tego popapranego towarzystwa. Poznawanie kolejnych sekretów tylko upewniało ją, że nie wyjdzie cało z tego pokoju. Mimo to, poznała jego – mężczyznę o kruczoczarnych włosach i niebieskich oczach. Syna Dmowskiego, który w nieposłuszeństwie ojca przyniósł jej suche ubranie. Może to właśnie on jest najsłabszym ogniwem? Może to właśnie on jest kluczem do mojego przeżycia? – zastanawiała się.

– Jak się przebierzesz, zapukaj w drzwi.

– Zaczekaj! – zawołała Maria, nim mężczyzna zdążył zamknąć za sobą drzwi.

Odsunąwszy od siebie karton, wstała i wyprostowała swoje ciało, tak by jej nagie piersi uwidoczniły się pod koszulą. Podeszła bliżej i popatrzyła mu w oczy.

– Dziękuje... – szepnęła, łapiąc nieznajomego za dłoń opartą na futrynie.

– Daniel – odparł, drapiąc się po głowie i przełykając ślinę.

Daniel speszył się zachowaniem Marii. Próbował nie patrzeć na jej dekolt, lecz jego wzrok mimowolnie powędrował tam, gdy tylko Maria schyliła się po koszulkę.

– Dziękuję, Danielu – powtórzyła, choć czuła przy tym jedynie obrzydzenie do samej siebie.

Drzwi zatrzasnęły się, a Maria odwróciwszy się plecami do kamery, zmieniła ubranie.

Oderwała kawałek mokrej koszuli i owinęła nim szkło, które szybko znów schowała pod ołówkową spódnicę. Zbyt długa koszulka sprawiła, że czuła się mniej naga. Miałą ochotę schować w niej całe swoje ciało. Ukryć wszystkie kształty, które mężczyźni mogliby wykorzystać na swoją korzyść. Traciła siły, lecz nie chciała się poddać. Jej instynkt przetrwania krzyczał głośno, gdyż dopiero niedawno uwolniła się z toksycznego związku z własną matką i odzyskała swoje życie. Wiedziała, że chce walczyć i musi przemyśleć każdy krok.

Maria zapukała w drzwi, które otworzyły się sekundę później. Daniel wręczył jej papierowy kubek wypełniony po brzegi wodą i zabrał mokre ubranie. Maria uśmiechnęła się, lecz w tej samej chwili poczuła ból. Bolała ją połowa twarzy, w którą kilka godzin temu otrzymała solidny cios. Mężczyzna dostrzegł jej cierpienie, lecz wiedział, że nie może pomóc, gdyż sam bał się ojca. Popatrzył na Marię litościwie i poczekał aż skończy pić, po czym zniknął za zamkniętymi drzwiami.

Maria wróciła na materac i usiadła na jego suchej części, próbując wymyślić sensowy plan swojej ucieczki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro