15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wiedziała, że każdy jej krok jest obserwowany przez oprawców. Nie mogła nikomu ufać, nawet Danielowi. Choć to właśnie on wydawał się jej najsłabszym ogniwem w tej popapranej sytuacji. Skuliła się, pragnąc choć na chwilę zapomnieć o tym, czym groził jej Dmowski. Chciała przez kilka minut czuć, że nie zwariowała. Oczyścić umysł i wyłączyć emocje, by móc stać się silniejszą. Wiedziała jednak, że nie będzie to łatwe.

Nie miała pojęcia dlaczego, jednak nie potrafiła przestać myśleć o Danielu. Dlaczego mi pomaga? Dlaczego Dmowski nikomu o nim nie mówił? Dlaczego jest dla mnie tak miły? – zachodziła w głowę. Zaczynała odczuwać wyrzuty sumienia, gdy tylko jej umysł podsunął jej możliwość wykorzystania go dla swoich celów. Zdawało jej się jednak, że jest jej jedyną nadzieją. Musiała wzbudzić jego zaufanie, by ostatecznie odwrócić go od ojca i móc się uwolnić.

Maria zdawała sobie sprawę, jak wielką krzywdę wyrządziła Antoniemu Dmowskiemu, lecz była równie mocno przekonana, że nie zasłużyła na tak duże upokorzenie, porwanie, a tym bardziej śmierć, którą jej grożono. Zastanawiała się, gdzie podział się Kajetan oraz czy wróci. Modliła się, by nie wracał. Myśl o jednym oprawcy mniej wybrzmiewała w jej głowie przepełnionym nadzieją tonem. Miała jedno pragnienie – wrócić do domu. Nie zależało jej nawet na opowiedzeniu swojej historii policji. W chwili rozpaczy jej umysł podsunął nawet pomysł stworzenia powieści opartej o jej własną historię. Historię, której świat być może nigdy nie usłyszy. Historię, której nie będzie miał kto opowiedzieć.

– Ten idiota przyniósł ci ubranie i wodę. – Usłyszała nagle i nim zdążyła się spostrzec, Antoni stał wyprostowany, wlepiając w nią swój przepełniony pogardą wzrok.

Maria natychmiast złapała za miejsce, w którym ukryła swój kawałek szkła. Zanim jednak zdołała wykonać jakikolwiek ruch, Dmowski złapał za jej ręce i ścisnął je z całej siły. Maria próbowała wyrwać się z jego uścisku, lecz nie miała na tyle siły. Wiła się, usiłując kopnąć oprawcę, jednak Dmowski zdawał się przewidywać każdy jej ruch. Złapał jej obydwa nadgarstki w jedną dłoń i całej siły uderzył w żołądek, po czym rzucił jej bezwładnym ciałem o ścianę, niczym szmacianą lalką.

Maria czuła jak ból przepełnia całe jej ciało, a woda, którą chwilę temu wypiła podchodzi jej do gardła. Nie wytrzymała długo. Jedynie na tyle, by zdołać dobiec do muszli klozetowej i zwrócić całą zawartość żołądka. Z oddali słyszała krzyki. Dmowski był wściekły. Zaczął wyrzucać Danielowi, że jest winny całej sytuacji i to on doprowadził do tego, by Maria musiała „wyrzygać" wodę, na którą nie zasłużyła. Chwilę później do uszu Marii dobiegł trzask ciężkich drzwi, a w jej pokoju zjawił się Daniel.

Z ciężkim oddechem przyglądał się, jak Maria zaczyna wypluwać krew. Popatrzyła w jego stronę, a jej oczy wypełniły się łzami. Daniel otworzył usta w geście wypowiedzenia słowa przeprosin, jednak Maria odwróciła głowę. Chwilę później drzwi zamknęły się z łomotem odbicia od starej futryny. Maria całkowicie straciła nadzieję. Zrozumiała, że ma do czynienia z prawdziwym psychopatą i jeżeli nie weźmie się w garść, prawdopodobnie nie zdoła przeżyć następnych kilku dni.

Minęło kilka godzin, a pokój Marii opanowała cisza. Zza ściany nie dochodziły żadne dźwięki, a ona przestała w końcu pluć krwią i odzyskała prawidłowy rytm oddechu. Czuła ogromny głód, który z każdą sekundą dawał o sobie coraz głośniejszy sygnał. Nie była jednak pewna, czy po tak silnym uderzeniu, jej żołądek przyjmie jakikolwiek pokarm.

Musiała długo czekać, by móc się o tym przekonać. Gdy zorientowała się, że na dworze zapanowała ciemność, drzwi do jej pokoju otworzyły się, ukazując skruszoną twarz. Daniel bał się spojrzeć jej w oczy, a Maria sądziła, że słusznie. W jego dłoniach dostrzegła owocowy mus, kanapkę oraz kubek z wodą. Podniosła się, wydając przy tym syk bólu i podeszła bliżej. Jej głód był na tyle silny, że była gotowa zgodzić się na kolejne uderzenie, byleby poczuć w ustach smak brzoskwini nadrukowanej na opakowaniu, które trzymał mężczyzna.

– Proszę... p-pomóż mi – wydukała.

– Próbuję – odparł Daniel, wręczając jej posiłek. – Masz pół godziny. Zjedz to, tylko nie zostaw żadnych śladów.

– Cz-czemu mi to robicie? – zapytała resztkami sił.

– Nie rozumiesz, że nie mogę nic zrobić? To on... on.. ja nie mogę! Zjedz i postaw to pod drzwiami – odparł zrezygnowany.

Maria próbowała wyczytać cokolwiek z ruchów jego ciała, lecz z głodu ledwo docierały do niej słowa, które wypowiadał. Dopadła do jedzenia, które sprawiało jej ból podczas przełykania, lecz wiedziała, że musi je dokończyć, by przeżyć. Jeżeli planem Dmowskiego jest zagłodzenie mnie na śmierć, to jego syn skutecznie mu to utrudnia – pomyślała, starając się pocieszyć samą siebie. Na jej ustach zamiast uśmiechu pojawił się jednak grymas, a z oczu zaczęły wypływać łzy. Maria czuła, że zaczyna wariować.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro