24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zachwiała się na nogach i wypadła na jezdnię przed nadjeżdżający pojazd. Samochód ledwie zdążył się zatrzymać i zjechać na pobocze by nie potrącić kobiety.

– Pomocy! Błagam, pomóżcie! – krzyknęła, uderzając w maskę ciemnego volkswagena.

Z pojazdu wysiadł starszy mężczyzna z siwymi włosami. Podpierając się laską, którą wyciągnął spod siedzenia kierowcy, podszedł ostrożnie do rannej dziewczyny. W samochodzie była obecna jeszcze jedna osoba – kobieta, zdająca się być w podobnym wieku, co mężczyzna.

– Co się stało? Ktoś cię zaatakował? – zapytał staruszek, kładąc prawą dłoń na ramieniu dziewczyny.

– Tak. Jestem pewna, że mnie goni. Błagam, musicie mnie stąd zabrać! Wezwijcie policję! Proszę, pomóżcie mi! – Maria chciała krzyczeć i jak najszybciej wsiąść do auta. Jej glos był jednak skrzekliwy i ochrypnięty, przez co mężczyzna potrzebował chwili, by odgadnąć część wypowiadanych przez nią słów.

– Zabierzemy cię stąd. Wsiądź do tyłu – powiedział spokojnie mężczyzna i zaprowadził ją do auta. Otworzył przed nią drzwi i pomógł wsiąść do środka. Sam zasiadł na fotelu kierowcy i ruszył powoli z miejsca.

– Tyle się słyszy o oszustach, a ty mi wprowadzasz obcą dziewuchę do samochodu?! – krzyczała pasażerka, wymachując rękoma.

– Daj spokój Klemka, ona jest ranna. Mówi, że ktoś ją gonił. Zabierzemy ją do szpitala i oni wezwą policję. Ja nawet nie mam przy sobie telefonu.

– Ty i te twoje pomysły! Tylko ja tu dbam o nasze bezpieczeństwo! Ciesz się, że mam w samochodzie gaz. – Kobieta odwróciła się do Marii. – Inaczej szukałabyś innej podwózki!

Maria nie miała siły by odpowiadać na zaczepki starszej kobiety. Zmierzyła zmęczonym wzrokiem jej srebro-rude ombre i kichnęła od zapachu zbyt mocnych perfum. W tym samym czasie złapała się za żebra, które bolały tak mocno, jakby za chwilę miały przebić się przez skórę.

– Wszystko w porządku? – zapytał mężczyzna, przekręcając na ranną pasażerkę widok z lusterka wstecznego.

– Mnie byś lepiej zapytał! – wzburzyła się przednia pasażerka. – Ona może roznosić choroby!

– Tak. Dziękuję, że się pan zatrzymał. – Maria zignorowała nieprzyjemne komentarze kobiety.

Mężczyzna jechał powoli i ostrożnie. Maria cały czas obawiała się, że Kajetan ją śledzi. Była tego pewna. Nie miała jednak odwagi by powiedzieć staruszkowi, aby przyspieszył. Nie chciała go stresować. Schyliła głowę i osunęła się na fotelu najniżej jak mogła. Tak, by nikt nie mógł zauważyć jej przez okno.

Klemka nieustannie coś komentowała lub otwierała okno, aby dać pasażerce do zrozumienia, że nie pachnie zbyt ładnie. Maria miała ochotę powiedzieć w jej stronę wiele niemiłych słów, lecz była zbyt wdzięczna, że para zgarnęła ją z ulicy w takim stanie. Sama nie wiedziała czy zdecydowałaby się na tak odważny krok. Siedziała zatem cicho, zamartwiając się o Daniela i rozmyślając jak opowie o wszystkim policji. Próbowała przypomnieć sobie każdy szczegół z uprowadzenia. Oprócz tego starała się zapamiętywać tabliczki drogowe, które co jakiś czas były oświetlane przez reflektory auta, aby wskazać policji obszar poszukiwań.

.......

Samochód zatrzymał się, a Maria dostrzegła przez okno przyżółcone mury i karetkę. Choć nie minęło wiele czasu, na dworze zaczynało świtać. Ucieszyła się, że już za chwilę będzie bezpieczna wśród ludzi i ktoś opatrzy jej rany, zamiast zadawać ból.

Chuderlawy staruszek znów wysiadł i wyjął swoją laskę. Otworzył tylne drzwi i podał Marii rękę, by pomóc jej wysiąść z samochodu. Skorzystała z pomocy, choć wiedziała, że i ranna ma więcej siły niż ten starszy mężczyzna.

– Bardzo panu dziękuję. Nie wiem jak się odwdzięczyć.

– Wyzdrowiej i dać mi znać.

– Jak się pan nazywa?

– Jestem Lucjan Sypek – odparł spokojnie mężczyzna.

– Lucek, czyś ty zwariował do reszty?! Zdradzasz tej dziewusze nasze dane?! – Kobieta wysiadła z auta i przesiadła się na tylną kanapę. – Cała tapicerka do prania!

Lucjan zignorował jej krzyki i odprowadził ranną do szpitalnej informacji. Gdy tylko dotarli do małego okienka, przy którym zasiadała kobieta o niemiłym wyrazie twarzy, Maria pospiesznie opowiedziała jej o porwaniu. Mówiła, że oprawcy mają człowieka, który potrzebuje pomocy i że jest w stanie wskazać miejsce zdarzenia. Prosiła o zawiadomienie odpowiednich służb i ratunek dla młodego mężczyzny.

Kobieta w białym kitlu poprosiła o wypełnienie dokumentu, po czym odwróciła się i gdzieś zadzwoniła. Maria czuła się coraz słabsza. Choć starszy pan dwukrotnie prosił o szybką pomoc dla rannej, kobieta pracująca w szpitalu była nieugięta.

– Mamy tu pilny przypadek. Ta dziewczyna krwawi! – krzyknął zbulwersowany.

– Proszę pana, to jest szpital. Tu każdy przypadek jest pilny – skwitowała kobieta i kontynuowała rozmowę telefoniczną.

Maria odwróciła się do mężczyzny i uśmiechnęła się ciepło.

– Dziękuję, że pan próbował.

Kobieta w białym kitlu rozłączyła się i odłożyła telefon na szafkę. Zawołała jedną z pielęgniarek i wyciągnęła ze schowka wózek inwalidzki, na którym rozkazała rannej usiąść. Starszy pan musiał zostać, aby złożyć zeznania po przyjeździe policji, a Maria została zabrana na badania.

....

– Proszę patrzeć przed siebie, a teraz na mnie. Dobrze... Gdzie panią boli najbardziej? – zapytał około czterdziestoletni mężczyzna w okularach. Maria spojrzała na jego twarz, a następnie przeniosła wzrok na plakietkę przypiętą do lewej kieszeni kitla. Widniał na niej napis dr M. Ozdarski.

Wskazała na swoją głowę oraz brzuch, a lekarz natychmiast zaczął przeglądać obrażenia. Nie mógł jednak zidentyfikować wszystkich ran oraz siniaków, gdyż ciało kobiety było pokryte ziemią i zastygłą krwą.

– Dam pani zastrzyk, dobrze?

Maria pokiwała głową.

– Co to jest? – Wskazała na strzykawkę.

– Coś na ból i wzmocnienie – odpowiedział spokojnie lekarz. – Będę szczery – spoważniał. – Nie mogę zidentyfikować obrażeń przez warstwę... – Mężczyzna zagryzł usta, jakby szukał odpowiedniego słowa.

– Warstwę brudu – dokończyła.

– Tak. – kiwnął głową i uśmiechnął się. – Musi się pani umyć. Wtedy obejrzę rany i zrobimy prześwietlenie. Łazienka jest tam – wskazał na brązowe drzwi.

– Kiedy będę mogła porozmawiać z policją? Tam został mój przyjaciel. – Maria popatrzyła na doktora smutnymi oczami.

– Najpierw musimy panią zbadać.

– Boje się, że coś mu się stanie... A jeśli uciekną? Jego ojciec? – Marią zawładnęła panika. Wyrwała wenflon i wstała ze szpitalnego łóżka.

– Dobrze! – Lekarz próbował ją zatrzymać, chwytając za rękę. – Porozmawia pani z policją jak tylko opatrzymy rany.

– Przed prześwietleniem – negocjowała.

– Przed przeswietleniem, ale szybko – zgodził się lekarz.

Maria niemal natychmiast podeszła do wskazanych przez doktora drzwi i zamknęła je na klucz. Zdjęła brudne ubrania i odłożyła je na metalowy stolik, gdzie dostrzegła kilka poukładanych szpitalnych koszul. Rozwinęła jedną i zawinęła w nią swoje ubrania, aby przekazać je policji.

Rozejrzała się dookoła. Ucieszyła się, gdy zobaczyła, że łazienka została przystosowana dla osób z niepełnosprawnościami. Prysznic nie posiadał progu, który trzeba przejść, a pod ścianą znajdowało się specjalne krzesło oraz barierka, z których mogła skorzystać. Każdy ruch sprawiał jej ból. Nawet letnia woda nie przynosiła ukojenia, lecz potęgowała negatywne odczucia.

Gdy skończyła kąpiel, intuicyjnie podeszła do lustra i po raz pierwszy od dnia porwania ujrzała swoje odbicie. Powoli dotykała każdego fragmentu opuchniętej twarzy, badając palcami każdą ranę i wszystkie sińce. Łzy zaczęły spływać po jej policzku, a ona czuła jak słona kropla powoli przedziera się przez małe rany.

– Policja czeka na Panią w moim gabinecie – rzekł za drzwiami doktor.

Maria ocknęła się z chwilowego transu. Szybko przemyła twarz wodą i założyła szpitalne ubranie, choć nie czuła się w nim zbyt komfortowo. W tej chwili nie była jednak w stanie myśleć o pluszowych kapciach i legginsach, którymi mogłaby się zabudować, by nie oglądać posiniaczonych nóg. Zabrała pakunek ze starymi ubraniami, wzięła głęboki wdech i wyszła z pomieszczenia. Gdy to zrobiła doktor zlustrował jej ciało wzrokiem, a jego twarz stała się blada.

– Wszystko w porządku? – zapytała Maria, próbując założyć kapcie, które dostała jeszcze przed badaniami.

– Chyba popełniłem błąd dając zgodę na przesłuchanie przed prześwietleniem. Może mieć pani jakieś złamania. – Doktor podszedł i ujął twarz Marii w dłonie. Przyglądał się największemu sińcowi, z którego sączyła się krew.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro