6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po kilku dniach postanowiła udać się do terapeuty, któremu udało się rozjaśnić jej umysł już na trzecim spotkaniu, ujawniając krzywdę, którą wyrządziła jej matka oraz siostra matki i jednocześnie jej pracodawca – Krystyna, redaktor naczelna i właścicielka czasopisma. Okazało się, że depresja towarzyszy Marii od kilku lat, skutecznie ograniczając jej kontakty z innymi oraz niszcząc radość z życia.

Maria była na zaledwie kilku spotkaniach z doktorem, lecz to oraz przeczytanie własnego pamiętnika wystarczyło, aby zrozumieć, że matka doprowadziła ją do stanu, z którego sama nie byłaby w stanie się podnieść. Terapeuta pomógł jej dojść do momentu, w którym podjęła decyzję o napisaniu powieści i odejściu z redakcji. Przestała chodzić na spotkania z nim dopiero, kiedy poczuła, że jej życie nabiera sensu. Jej teksty w ostatnim czasie przestały być pełne jadu, lecz pozostały na tyle pikantne, że Krystyna zdecydowała się na przedstawienie ich na pierwszych stronach czasopisma.

Maria zamierzała złożyć wypowiedzenie umowy zaraz po wyczekiwanym urlopie i żyć z zaoszczędzonych pieniędzy przez kolejne pół roku, dając sobie czas na odpoczynek i pasję. Zdecydowała się także na kilka dodatkowych sesji terapeutycznych, aby móc monitorować swój stan psychiczny. Obiecała sobie, że nigdy nie pozwoli, aby ktokolwiek podburzył jej wartość, a zwłaszcza matka lub Krystyna. Zamierzała trzymać się tego za wszelką cenę. Właśnie dlatego, kiedy porywacz zarzucił jej głupotę, nie poczuła się już bezsilna, a jednie wściekła i zdeterminowana, by o siebie walczyć.

***

Zanim się obejrzała znalazła się w ciemnym pokoju, z którego wychodziło jedynie małe okno, zdające się nie być większe, niż przeciętna ludzka głowa. Było stare i zakratowane. W pomieszczeniu, oprócz okna, znajdował się brudny, wytarty materac oraz toaleta z papierem toaletowym na spłuczce, przy której sterczał kawałek kartonu.

– Krawędzie są oklejone taśmą. Jak zobaczę, lub usłyszę, że ją zrywasz, zabiorę ci karton i będę patrzeć przez kamerę... – ostrzegł, wskazując palcem na małe urządzenie pod sufitem. – Jak się załatwiasz – dodał i uśmiechnął się podle.

Maria po jego wypowiedzi domyśliła się, że karton ten ma jej służyć jedynie jako parawan podczas wypróżniania. Popatrzyła na przedmiot z obrzydzeniem, próbując wyobrazić sobie tę sytuację w praktyce i nim się spostrzegła, porywacz zamknął za nią ciężkie, pokryte czarną wykładziną drzwi.

Maria rozejrzała się wokół i dostrzegła małą żarówkę, dyndającą pod sufitem na wystającym z niego kablu. Biło od niej tak ostre i jasne światło, że przyzwyczajone do ciemności bagażnika oczy nie były w stanie dłużej spoglądać w górę. Maria zaczęła kręcić się po pokoju, próbując pozbyć się ciemnych plam z pola widzenia. Była zmęczona, głodna i obolała, a na domiar złego, musiała skorzystać z toalety.

Usiadła w końcu na materacu, wgapiając się w szarą od kurzu muszlę, pozbawioną deski sedesowej. Wyglądała obrzydliwie, lecz Maria odczuwała coraz większą desperację. Parcie na pęcherzu były niemal nie do zniesienia. Znów wstała i oczami wypełnionymi łzami, spojrzała w kamerę.

– Wypuść mnie psycholu! – krzyknęła, po czym cisnęła w urządzenie papierem toaletowym.

Ponownie usiadła na materacu i podkuliła nogi, obejmując je rękoma. Kołysała się do przodu i do tyłu, aż w końcu wpadła w panikę. Chciała, aby wszystko się już skończyło. Wszystkie zauważone aspekty sprowadzały na nią myśli, każące obawiać się najgorszego. Wolała, aby porywacz zabił ją od razu, zamiast dręczyć i trzymać w tym pomieszczeniu. Przynajmniej nie czułaby już pęcherza. Najbardziej przerażająca wydawała się jednak niewiedza.

Przez ile czasu będzie mnie tu trzymał? Czego ode mnie chce? Co mu zrobiłam? Kto to jest? – zastanawiała się, a towarzyszący jej niepokój tylko wzmagał potrzebę skorzystania z toalety. Nie mogła przestać na nią patrzeć, a im dłużej to robiła, tym bardziej obrzydliwa jej się wydawała. Doskonale zdawała sobie jednak sprawę, że albo się przełamie, albo nasika pod siebie. Musiała wybrać mniej odrażającą opcję. Sięgnęła zatem po rolkę papieru i rozłożyła karton, by móc się zasłonić. Szybkim ruchem podciągnęła spódnicę i usiadła. Choć obrzydzenie urosło na tyle, że niemal zwymiotowała na podłogę, poczuła niesamowitą ulgę, gdy dokonała sprawy.

– Dobra dziewczynka! – usłyszała zza drzwi, gdy jedną ręką przytrzymywała karton, a drugą naciągała spódnicę na uda.

– Zboczeniec – mruknęła pod nosem.

– Och tak! To bardzo podniecające, patrzeć jak kobieta sika – zadrwił.

Mężczyzna wszedł do pomieszczenia, a Maria natychmiast przycisnęła plecy do ściany, najbardziej oddalonej od oprawcy.

– Dlaczego mnie tu trzymasz? Co ci zrobiłam?!

– Aj... Mnie nic, ale mojemu klientowi chyba porządnie zaszłaś za skórę – zaśmiał się, ukazując nadzwyczajnie białe zęby. Maria przymrużyła oczy, by przyjrzeć się lepiej. – Na co się znowu gapisz? – zapytał, marszcząc brew.

Maria potrzasnęła głową, by wybić się z transu. Poczuła jednak wtedy nagły, przeszywający ból, przez który osunęła się na ziemię.

– Słyszysz mnie?! Ej! Halo!

Słowa porywacza docierały do uszu Marii, lecz nie była w stanie otworzyć oczu. Odpływała, obawiając się najgorszego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro