Gdzie on jest?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamknęłam oczy. Słyszałam krzyki. No trudno. Chociaż zginę z myślą, że kogoś uratowałam.

Zamiast upaść na ziemię i zginąć, wylądowałam na czymś miękkim. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się. Leżałam na trampolinie rozciągniętej przez strażaków. Matko. Zdążyli j rozłożyć. Zamknęłam ponownie oczy. W tym czasie zbiegli się wokół mnie ludzie. Otworzyłam je i zobaczyłam nad sobą strażaków oraz ratowników medycznych. Jeden z mężczyzn pomógł mi usiąść. Zeszłam z trampoliny na ziemię. Nogi miałam, jak z waty, ale nie pokazywałam tego. Musiałam być silna. Dziewczyna, którą uratowałam wybiegła z budynku i rzuciła mi się na szyję.

- Dziękuję, że nie pozwoliła mi pani skoczyć. Jak pani spadała, byłam przerażona, ale zobaczyłam, że jest rozłożona trampolina. Dziękuję jeszcze raz.

- To moja praca – uśmiechnęłam się lekko i wyswobodziłam z jej objęć. – Przepraszam, ale coś mi się przypomniało i muszę już jechać.

Poszłam do samochodu. Usiadłam na siedzeniu i wyjęłam telefon. Wybrałam numer Marcina. Nikt nie odebrał. Zadzwoniłam do Adama, ale komisarza w pracy nie było. Postanowiłam pojechać do jego mieszkania. Po piętnastu minutach byłam pod jego mieszkaniem. Był to nieduży dom piętrowy. Tak, jak ja mieszkał sam, ale miał liczniejszą rodzinę, niż ja. Wysiadłam i podeszłam do drzwi. Zapukałam, ale nikt nie otworzył. Nacisnęłam klamkę i drzwi same się otworzyły. Wyjęłam pistolet z kabury i ostrożnie weszłam do środka. Rozejrzałam się na dole.

- Marcin!

Zero odzewu. Sprawdziłam wszystkie pomieszczenia na dole. W salonie był bałagan. Lekko się wystraszyłam. Weszłam po schodach na piętro ciągle z bronią w ręku.

- Marcin!

Pchnęłam drzwi do jego sypialni i weszłam do pokoju. Opadły mi ręce po tym, co obaczyłam. Schowałam pistolet do kabury. Mężczyzna sobie smacznie spał w łóżku. Poszłam do kuchni. Nalałam zimnej wody do szklanki i wróciłam do pokoju. Stanęłam obok łóżka i wylałam wodę na twarz komisarza. Momentalnie otworzył oczy.

- Co jest? Co się dzieje? – zapytał zaspanym głosem.

- Wstawaj śpiąca królewno – uderzyłam go w ramię.

- Auu! – roztarł ramię.

- Wstawaj leniu. Jest już prawie dziesiąta.

- Co?? – oprzytomniał i zerwał się z łóżka. Otworzył szafkę z ubraniami i wyjął z niej spodnie i bluzkę. Ja tymczasem zeszłam na dół. W kuchni zagotowałam wodę w czajniku i zalałam kawę w kubku. Po chwili w pomieszczeniu pojawił się Marcin. Podałam mu kubek z napojem. Napił się.

- Tego było mi trzeba – odparł i ucałował mnie w policzek. Byliśmy, jak brat z siostrą.

- Jeszcze raz tak zrobisz i cię zdegraduję – zagroziłam mu palcem.

- Nie zrobisz tego – powiedział poważnie.

- Chcesz się przekonać? – uśmiechnęłam się do niego. – Żartuję komisarzu – usiadłam przy stole. – Co to za bałagan w salonie?

- Byłaś u mnie w salonie? – zdziwił się.

- Tak. Drzwi do mieszkania były otwarte, więc wparowałam do środka z bronią w ręku.

- Żartujesz?

- Nie. Następnym razem zamykaj drzwi na noc, bo cię okradną.

- Widocznie zapomniałem. Wczoraj trochę sobie wypiłem – usprawiedliwił się. Dopił kawę do końca i wyszliśmy z domu. Marcin zamknął drzwi na klucz.

Pojechaliśmy na komendę. Gdy tylko usiadłam przy biurku, do pomieszczenia wpadł Adam.

- Laura nic ci nie jest? – podbiegł do mnie. Musiałam wstać. Obejrzał mnie z każdej strony. – Nic sobie nie złamałaś?

- Adam nic mi nie jest. Wszystko skończyło się dobrze, ale przyznam się, myślałam, że już po mnie.

- No gdyby nie było trampoliny to by cię tu teraz nie było. Czwarte piętro. Ty chciałaś skoczyć za tą dziewczynę czy co?

- Ważne, że nic jej się nie stało – powiedziałam. – I mi tez – dodałam.

- Co się stało? – Marcin włączył się do rozmowy. – Czemu ja o niczym nie wiem?

- Jakbyś nie zaspał, to byłbyś tam ze mną.

- Przepraszam cię, naprawdę. Co to była za interwencja? – zapytał.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro