Praca

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

4 lipiec 2016

Wbiegłam po schodach na trzecie piętro. Byłam już spóźniona. W ciągu kilku sekund znalazłam się pod drzwiami.  Otworzyłam je i weszłam do środka.

- Przepraszam za spóźnienie. Były straszne korki – powiedziałam chyba najbardziej żenująca wymówkę, ale w tym wypadku była to prawda.

- Siadaj Laura. Dopiero zaczynamy – usłyszałam głos bynajmniej nie wściekły.

Zajęłam swoje miejsce przy kwadratowym stole z matowym blatem. Wyjęłam notes i zaczęłam notować wszystkie ważne informacje, które kobieta chciała nam przekazać. Po niecałych pięciu minutach skończyliśmy. Wyszłam razem z wszystkimi z pomieszczenia i udałam się do pokoju na końcu korytarza. Za biurkiem siedział już Marcin. To mój partner w pracy. Wysoki brunet o niebieskich oczach i pociągłej twarzy. Miał prosty nos i był umięśniony. Niejednej kobiecie się podobał. Miał 28 lat, a ja byłam tylko o rok od niego młodsza, a zajmowałam wyższe stanowisko. On był komisarzem, ja inspektorem.

- Cześć Laura – podniósł oczy znad papierów, gdy weszłam. – Ładnie wyglądasz.

Codziennie mi to mówił, ale dzisiaj chyba trochę minął się z prawdą. Zaspałam, więc miałam mało czasu, żeby się wyszykować. Założyłam czarne dżinsy, pierwszą bluzkę z brzegu i trampki. Brązowe włosy sięgające ramion związałam w kitkę. Nie zdążyłam się nawet lekko umalować. Z małymi ustami i takim samym noskiem nie wyglądałam na swój wiek.

Otworzyłam swoją szafkę. Wyjęłam kaburę wraz z pistoletem i przypięłam ją wokół pasa. Włożyłam do niej kajdanki i usiadłam przy biurku. Po chwili do pokoju wszedł nasz kolega Adam.

- Zgłoszono przed chwilą włamanie i kradzież. Jedźcie tam.

- A to nie powinni zająć się tym posterunkowi? – zapytałam.

- Włamywacz uciekł, ale przedtem pobił właściciela mieszkania. Ten trafił do szpitala z poważna raną głowy – wytłumaczył nam. Musieliśmy się tym zająć. Adam podał nam adres i wyszedł.

- To co? Ruszamy? – zapytałam stojąc już przy drzwiach. Spojrzałam na Marcina, który nos miał nadal w papierach. -No chodź już. Później pomogę ci to uzupełnić – zapewniłam go. Dopiero po tym wstał i wyszliśmy.

Podeszliśmy do auta. Usiadłam na miejscu kierowcy i poczekałam, aż mój partner się ulokuje, po czym ruszyłam w miasto. W Częstochowie było duszno. Spojrzałam na termometr w samochodzie marki mazda. 29 stopni Celsjusza. Siedziałam w środku tylko kilka minut, a już było mi strasznie gorąco. Czarny kolor auta na pewno się do tego przyczynił w niemałym stopniu. Zatrzymałam się na skrzyżowaniu. Po kilku metrach byliśmy pod domem jednorodzinnym. Zatrzymałam samochód i poszliśmy do mieszkania.

Drzwi otworzyła nam czterdziestoletnia kobieta. Oczy miała zapuchnięte, a twarz pokrywały już pierwsze zmarszczki. W ręku trzymała chusteczkę.

- Komenda Główna W Częstochowie. Wydział Kryminalny. Inspektor Laura Pucha, a to komisarz Marcin Lewcz. Proszę nam opowiedzieć, co się stało.

- Wejdźcie – kobieta przepuściła nas w drzwiach. – Nazywam się Anna Nowak. Niczego nie ruszałam. Bałam się, że mogę zniszczyć jakieś dowody.

- Bardzo dobrze pani zrobiła – pochwalił ją mój kolega. – Niech nam pani opowie, co tu zaszło.

- Byłam u mojej mamy niedaleko stąd. Mój mąż został w domu, bo musiał napisać jakiś pozew czy coś. Karol jest adwokatem i ma własne biuro na Krakowskiej. Nie było mnie raptem pół godziny. Zostawiłam auto w garażu i poszłam do domu. Zdziwiły mnie otwarte drzwi, ale gdy tylko przekroczyłam próg, zdałam sobie sprawę, co zaszło. Jak państwo widzicie, wszędzie jest taki bałagan. Włamywacz poprzewracał wszystko. Męża znalazłam w jego gabinecie. Leżał na ziemi koło kanapy. Wokół jego głowy była kałuża krwi. Myślałam, że nie żyje. Zaczęłam płakać, ale opanowałam się i podeszłam do niego. Sprawdziłam mu puls. Był słaby. Znalazłam komórkę w torebce i zadzwoniłam na pogotowie, a później na policję. Karetka przyjechała i zabrała mojego męża do szpitala, a ja musiałam zostać i poczekać na was.

- Wie pani, co zostało skradzione? – zapytałam rozglądając się po pokoju, w którym byliśmy.

- Tak. Nie ma biżuterii po mojej babci. Na ścianie brakuje jednego obrazu. Nie ma też laptopa, tabletu i mojej broszki. Łączna kwota tego wszystkiego to jakieś czterysta tysięcy złotych.

- Czterysta tysięcy? – zdziwił się Marcin, ale zapisał kwotę w notesie.

- Tak. Sam obraz był wart dwieście pięćdziesiąt tysięcy złotych – wyjaśniła nam właścicielka i pokazała nam zdjęcie obrazu na telefonie.

Mi on nic nie mówił. Nazwisko malarza też było mi obce. Zapisałam jednak tytuł ryciny. Założyłam lateksowe rękawiczki i poszłam do salonu, gdzie wisiał kiedyś obraz. Obejrzałam dokładnie ścianę i obszar wkoło. Nic nie zobaczyłam. Marcin poszedł sprawdzić czy są jakieś ślady w sypialni, skąd skradziono biżuterię. Ja skierowałam się do drzwi. Obejrzałam je dokładnie. Zamek nie był wyrwany, więc właściciel pewnie nie zamknął drzwi, jak żona wyszła.

- Pani Nowak, gdzie mąż ma swój gabinet?

- Na piętrze. Pierwsze drzwi po prawej.

- Więc pani mąż prawdopodobnie nie słyszał, jak ktoś wchodzi do domu – myślałam na głos – pójdę sprawdzić jego gabinet – powiedziałam i udałam się na górę.

Weszłam do pomieszczenia. Po prawej stronie stała kanapa, a przed nią na podłodze była zaschnięta krew. Obok leżał potrzaskany wazon. Obejrzałam go. Znajdowała się na nim krew. Odłożyłam go i podeszłam do biurka. Komputer był włączony. Usiadłam na krześle obrotowym i nacisnęłam przycisk myszy. Ekran rozjaśnił się i moim oczom ukazało się jakieś pismo. Przeczytałam początek.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro