Wypadek
Zabraliśmy się za uzupełnianie zaległych raportów. Gdy została godzina do końca pracy, Adam oświadczył nam, że był wypadek i musimy jechać zabezpieczyć miejsce zdarzenia. Chcąc nie chcąc ruszyliśmy się z miejsca i zeszliśmy na dół. Wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na miejsce. Zastaliśmy tam dwie karetki, radiowóz policyjny, straż i mnóstwo samochodów, z których ludzie obserwowali wydarzenie. Wysiedliśmy z auta. Podeszłam do aspiranta Marka.
- Co tu się stało? – zapytałam patrząc na rozbity samochód. – Zwykły wypadek czy ktoś tu pomógł?
- Jeszcze nie wiemy. Zadzwonił do nas – zajrzał do notesu – Tomasz Groch. Powiedział, że widział, jak auto wjechało na barierkę, a później przewróciło się na dach. Wezwał też karetki. Chciał wyciągnąć poszkodowanych, ale nie udało mu się. Straż teraz próbuje ich wyciągnąć.
Poszłam do rozbitego samochodu, a Marcin udał się porozmawiać z Tomaszem Grochem. Straż już uratowała dwójkę poszkodowanych, chłopaka i dziewczynę. Oboje nie mieli więcej niż dwadzieścia lat. Zabrano ich do karetki.
- Co z nimi? – zapytałam ratownika medycznego.
- Oboje są przytomni. Chłopak ma rozcięty łuk brwiowy i prawdopodobnie złamaną nogę. Dziewczyna ma ranę na głowie, kawałki szyby w ramieniu i chyba złamany bark. Zabieramy ich do szpitala. Później będziemy wiedzieć więcej.
- Czy mogę zamienić słowo z kierowcą? – spytałam z nadzieją patrząc na młodego mężczyznę.
- Ale tylko chwilę. Zaraz musimy zabrać go do szpitala. Dziewczyna już musi jechać drugą karetką.
- Jasne – odparłam i podeszłam do karetki. – Inspektor Laura Pucha, wydział kryminalny. Powiesz mi, co się stało, i jak się nazywasz?
- Jestem Robert Ławka. Gdzie moja dziewczyna? – podniósł głowę, ale kazałam mu ją opuścić.
- Pojechała już do szpitala – chłopak ponownie chciał wstać. – Spokojnie. Jest w odpowiednich rękach. Co się stało?
- Jechaliśmy do galerii. Był korek na światłach. Jechałem szybko, więc chciałem zahamować, żeby nie uderzyć w auto przede mną, ale hamulec nie działał. Skręciłem w lewo, myślałem, że wjadę na sąsiedni pas, ale zamiast tego wjechałem na barierki. Wtedy samochód przewrócił się na bok, a potem na dach. Zobaczyłem Martę. Krew spływała jej po twarzy. Na szczęście odpowiedziała, gdy ją zawołałem. Później przyjechała karetka i straż. Widziałem ludzi wokół. Jakiś mężczyzna chciał nam pomóc, ale nie dał rady.
- Powiedziałeś, że hamulec nie działał – przypomniałam mu. – Ktoś musiał przeciąć przewód hamulcowy – myślałam głośno. – Kto chciałby ci zaszkodzić? – spytałam.
- Nie mam wrogów, jeśli o to pani pyta. Moja dziewczyna też raczej nie miała wrogów.
- Kto wiedział, że teraz będziecie razem w samochodzie? Może komuś nie chodziło o ciebie, tylko o Martę.
- Chyba nikt – powiedział – ale nie. Jej przyjaciółka Martyna. Chciała się z nami zabrać do galerii, ale Marta powiedziała jej, że jedziemy na randkę do kina i tamta odpuściła. Poszła sobie zanim się obejrzeliśmy. Dopiero po kilku minutach po jej wyjściu ruszyliśmy w drogę.
- Gdzie w tym czasie stał samochód?
- W garażu, ale był on otwarty.
- Okej. Powiedz mi, jak nazywa się ta przyjaciółka i gdzie mieszka.
- Podejrzewa pani, że to ona? – zapytał z niedowierzaniem. – To niemożliwe. Są najlepszymi przyjaciółkami.
- Może przeszkadzało jej to, że to Marta jest twoją dziewczyną, a nie ona. Zakochała się w tobie i mogła być zazdrosna.
- Nie, na pewno nie. Ona taka nie jest – odparł, ale podał mi jej adres.
Karetka zabrała chłopaka do szpitala, a ja znalazłam Marcina i pojechaliśmy na ul. Mirowskiego. Znalazłam dom bez trudu. Był to szary bliźniak. Komisarz zapukał do drzwi. Otworzyła nam je kobieta w podeszłym wieku.
- Dzień dobry. Wydział kryminalny. Komisarz Marcin Lewcz, a to inspektor Laura Pucha. Zastaliśmy Martynę Pikę?
- To moja wnuczka. Co się stało? – zapytała babcia. Wpuściła nas do domu. – Martyna jest w swoim pokoju.
Usłyszałam trzask czegoś upadającego. Pobiegłam do pokoju dziewczyny. Otworzyłam szybko drzwi. Okno było otwarte. Marcin wybiegł drzwiami, a ja wyskoczyłam przez okno w ślad za młoda kobietą. Widziałam ją przed sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro