Wypadek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Otworzyłam górną szufladę i zobaczyłam...bombę! Do wybuchu zostało nam dwanaście sekund.

- Uciekamy! – krzyknął i pociągnął mnie za rękę.

Wbiegliśmy szybko po schodach i przebiegliśmy przez korytarz. Wybiegliśmy przez drzwi na zewnątrz.

- Bomba! – tylko tyle zdążyłam krzyknąć.

Bomba wybuchła. Podmuch rzucił mną do przodu. Poleciałam na szybę radiowozu, która potłukła się. Sturlałam się na ziemię. Nie mogłam złapać oddechu. Dopiero po chwili mogłam oddychać. Zamknęłam oczy.

- Laura! – usłyszałam. Otworzyłam oczy. – Lekarza! Laura, co ci jest? – zobaczyłam nad sobą Adama.

- Nie krzycz.

- Boże Laura. Jak Się czujesz? Krew masz na twarzy.

- Proszę się odsunąć – podszedł do mnie starszy mężczyzna. – Słyszy mnie pani?

- Tak.

- Ma pani rozcięty łuk brwiowy. Musimy panią zabrać do szpitala, żeby zszyć ranę.

Ktoś podniósł mnie i położył na noszach. Podniosłam głowę. Wszystko mnie bolało. Bark mi pulsował tak samo jak głowa.

- Gdzie jest Patryk? – wystraszyłam się. – Adam?!

- Mateusz z nim jest. Pójdę zobaczyć – odbiegł w stronę radiowozów. Widocznie Patryka rzuciło niedaleko mnie.

- Musimy jechać do szpitala.

- Nie – powiedziałam stanowczo po angielsku. – Nigdzie nie jadę dopóki nie dowiem się, co z Patrykiem.

- Patryk jest trochę poobdzierany i ma siniaki, ale jest w lepszym stanie niż ty – oznajmił mi Adam.

- Musimy jechać. Trzeba sprawdzić czy nie ma obrzęku mózgu.

- Sam pan ma obrzęk mózgu – odpyskowałam jakbym była nastolatką. – Muszę zobaczyć, że nic mu nie jest.

- Jestem cały – usłyszałam. Podniosłam głowę.

Zobaczyłam inspektora. Kamień spadł mi z serca. Uświadomiłam sobie, że mi na nim zależy.

- Laura, musisz jechać do szpitala. Pojadę z tobą w karetce.

- Dobrze – zgodziłam się.

Załadowali mnie do karetki. Mężczyzna usiadł obok mnie i złapał moją dłoń.

- Tak się bałam o ciebie. Wiedziałam, że wybiegłam z domu, ale nigdzie cię nie widziałam. Myślałam, że nie zdążyłeś.

- Cicho. Wszystko jest dobrze. Jestem cały. Gdybyś nie usłyszała tej bomby, mogło się skończyć dużo gorzej.

- To był przypadek – powiedziałam.

Dojechaliśmy do szpitala. Lekarze zrobili mi rezonans, który nic nie wykazał. Z moim mózgiem było wszystko w porządku. Oczyścili i zszyli moją ranę. Doktor nie chciał mnie wypuścić, nalegał na obserwację, ale wypisałam się na żądanie. Mateusz przyjechał po nas i pojechaliśmy na komendę. W drodze na posterunek dostałam SMS-a. Wyjęłam telefon i otworzyłam wiadomość.

                                             „Szkoda, że znalazłaś bombę"

Pokazałam to partnerowi. Był wściekły.

- Znajdę go i zabiję własnymi rękoma – zagroził.

- Spokojnie – złapałam jego rękę. – Spokojnie Patryk.

- To już...

- Wiem. Złapiemy go. Damy radę, prawda Mateusz?

- Jasne – odparł z lekkim uśmiechem.

Dojechaliśmy na posterunek. Na korytarzu złapał nas komendant.

- Jesteście cali? – zapytał przypatrując się nam. – Co się pani stało? – złapał mnie za prawą rękę i obrócił dookoła. – Jeszcze tego brakowało, żeby policjantka z Polski zginęła W Stanach i to wtedy, gdy ja jestem komendantem.

- Wszystko dobrze panie komendancie. Naprawdę – zapewniłam go.

- Tobie Patryk nic się nie stało?

- Nie. Tylko kilka zadrapań i siniaków.

- Dobrze, ale nie możecie prowadzić już tej sprawy.

- Co?! – krzyknęliśmy oboje.

- Dał pan nam trzy dni – przypomniałam.

- Wiem, ale są inne okoliczności.

- Jakie? Przecież nic nam się nie stało.

- Ale mogło się stać.

- Zleci komendant sprawę innym ludziom? A co jeśli oni zginą? My umiemy dostrzec więcej niż inni – powiedziałam. – Nie odbierze nam pan tej sprawy. Ja na to nie pozwolę – mężczyzna powoli tracił cierpliwość. – Nie obchodzi mnie czy pan jest komendantem, czy zwykłym posterunkowym. Może pan być nawet samym prezydentem, ale nie dam tak łatwo odebrać mi sprawy – zagroziłam i odeszłam w kierunku pokoju.

- Ta to ma temperament – usłyszałam.

Weszłam do pomieszczenia i trzasnęłam drzwiami. Mężczyźni spojrzeli na mnie.

- Jak się czujesz? Wszystko w porządku? – zapytał Martin.

- Zamknij się! – mężczyzna wybałuszył oczy. – Mamy do jutra rozwiązać tą sprawę i nie obchodzi mnie jak! Każdy myśli, robi, co uważa za słuszne, ale jutro ma tu się znaleźć zabójca! Zrozumiano?!

- Tak – odparli razem.

- Co tu się dzieje? – do biura wszedł Norman.

- Czego tu chcesz? - jeszcze jego mi brakowało.

- Przyszedłem zobaczyć, co się dzieje – chciał się obronić.

- Zobaczyłeś, więc wynocha!

Norman szybko wycofał się z pokoju. Patryk wszedł do środka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro