Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nathalie

Siedzieliśmy z Benem w moim pokoju i planowaliśmy co najpierw zrobimy. Nagle dostałam SMS. Coś nowego. (A tam doładuj telefon teraz a dostaniesz coś tam coś tam xD) Autorko zajmij się tym popcornem co teraz jesz i nie wtrącaj się w opowieść. (Nie mogłam się powstrzymać, no sory xD)

-Ben... pamiętasz tą dziewczynę która pojawiła się, gdy graliśmy w prawda czy wyzwanie?- zapytałam. Zauważyłam, że zarumienił się przy wzmiance o tym... ekhem.... dniu.

-Milicent tak?- spytał spoglądając w moje oczy.

-Tak. Wysłała mi właśnie wiadomość. Napisała "Nie ma za co"- odparłam. Co ona mogła wymyślić?

Nagle Ben zrobił wielkie oczy. Chyba na coś wpadł. (Albo dostał ataku serca)

-A jeśli... myślisz, że mogło to mieć jakiś związek z Jeffem i Emy?- powiedział.

-Myślisz, że pomogła im uciec z zamku Ciernia? Cóż potrafi chować się w cudzych cieniach, więc dostanie się tam, to dla niej żaden problem. Jest jedno ale- odpowiedziałam.

-Jakie?-

-Ona sama może zniknąć w cudzym cieniu, ale nie może kogoś do cienia "wrzucić". Więc jej moce są w tej sytuacji lekko bezużyteczne- wyjaśniłam.

(A pomyślałaś o tym, że na zamku jest mój Bóg Mirabelek? On wszystkich pokona!) Autorko... (No co? Wygłupiam się bo mam za słony popcorn) Co to ma do rzeczy? (To że muszę poszukiwać mało solonego więc się wnerwiam) Aha... (Nie próbuj mnie zrozumieć) Nawet nie miałam ochoty (To dobrze)

-I co teraz...- zaczął Ben, gdy wszedł wuj.

-Wybaczcie, że wam przeszkadzam. Niedługo ruszymy na zamek Ciernia- oznajmił.

-Nie mieliście tam iść za kilka dni?- spytałam.

-Mieliśmy, ale postanowiliśmy, że idziemy dziś. Zapal tu jakieś światło- rozkazał i wyszedł z pokoju. Stanęłam na łóżku i włączyłam swoje lampki, które były jedynym źródłem światła w tym pomieszczeniu. Po co mi więcej skoro widzę w ciemności?

-Wypadałoby się z nimi pożegnać- stwierdziłam i przeniosłam nas do salonu.

Wszyscy byli zestresowani, oprócz Tobiego który zawsze sobie musi ze mnie i Bena robić żarty.Oczywiście nie puściłam mu tego płazem. Jak dobrze być czarownicą. Kilka minut jeszcze wujek tłumaczył mi gdzie jest jedzenie, po czym zniknęli.

-To... idziemy na strych?- spytałam.

-Jasne- odparł

Teleportowałam nas. Szczerze powiedziawszy nie sądziłam, że to pomieszczenie będzie aż tak wielkie. Wszędzie były pudła. Ben zaczął przyglądać się moim oczom.

-O co chodzi?- zapytałam.

-Twoje oczy wyglądają ślicznie w ciemnościach- odparł. Zarumieniłam się.

-Dzięki- powiedziałam i pstryknęłam palcami. Po chwili pojawił się nad nimi mały płomyk.

-To co najpierw przejrzymy?- zagadnął.

-Tam w kącie stoi wielka skrzynia- powiedziałam.

Podeszliśmy do niej powoli... inaczej byśmy się chyba zabili.

-Jest zamknięta na kłódkę- zauważył Ben kucając przy skrzyni.

-Spróbuję coś na to poradzić- odpowiedziałam. Podeszłam bliżej, dotknęłam kłódki, która kilka sekund trzeszczała i spadła z zamka.

W środku było mnóstwo narzędzi tortur. Pistolety, piły, noże, sztylety, toporki. Zabrałam dwa rewolwery i naboje do nich. Nigdy nie wiadomo kiedy się przydadzą.

-To co teraz?-

Rozejrzałam się po pokoju. Niedaleko nas znajdował się dziwny, wysoki przedmiot, nakryty płachtą. Podeszliśmy bliżej i zrzuciliśmy ją. Naszym oczom ukazało się lustro. Nagle zobaczyłam Krwawą Marry i usłyszałam krzyk jakiegoś dziecka.

Z przerażenia upadłam na Bena.

-Wybacz- powiedziałam wstając i podając mu rękę.

-Nic się nie stało. Właściwie to co to było?-

Dobry misie :3 Tak tu dalej Zuza The Killer. Powiem wam tak w sekrecie, że od jakiegoś czasu nie chce mi się nic xd Po za tym stwierdziłam, że będę czasami dodawać obrazki do rozdziałów które pisze :3 Czemu? A jakoś tak... Dobra przyznam, że mam strasznie dużo zdjęć z creepypast i nie mam co z nimi zrobić xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro