IV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie mogłam spać. Zastanawiałam się nad tym, dlaczego mnie wypuścił, dlaczego pozwolił mi żyć. Nie powinnam o tym myśleć, powinnam się cieszyć, że jeszcze żyję a nie bawić się w rozdrabnianie całej tej sprawy.

Mogłam iść na policję i powiedzieć im o wszystkim. Problem w tym, że nikt nie uwierzy mi w to, że czarno biały clown chciał mnie zabić używając do tego piły. Prędzej odesłali by mnie do czubków. Choć w sumie teraz to bym się tam nadawała.

-Hej Iza co z tobą? Jakaś taka nieobecna jesteś.

-Mam ostatnio problemy ze snem.

-Co się dzieje? Masz koszmary?

-Nie - zaśmiałam się. - Po prostu nie mogę spać.

-Może powinnaś trochę odpocząć? Moim zdaniem zbytnio się przepracowujesz.

Uśmiechnęłam się słysząc ją.

-Przecież ja właściwie nic tam nie robię. W końcu mi przejdzie.

-Mam nadzieję, bo wyglądasz jakby cię z horroru wyjęli - zaśmiała się.

-Jesteś okrutna.

-Chodź odprowadzę cię, bo jeszcze mi gdzieś padniesz po drodze.

TIME SKIP...

Siedziałam na łóżku przyglądając się uważnie pudełeczku. Nie wiem od jak dawna już to robię. Naszła mnie myśl, że skoro ostatnim razem pojawił się, gdy nakręciłam zabawkę, to może i tym razem to zrobi? Nie jestem do końca pewna, czy znów chcę mieć z nim do czynienia, ale dopóki nie dowiem dlaczego jeszcze żyję, nie będę mogła zasnąć. Zakręciłam więc korbką. Jesteś kompletną idiotką Izabela - pomyślałam. Jednak gdy pajacyk wyskoczył, nic się nie stało. Rozejrzałam się wokół, ale jego nie było.

-Jack? - Zapytałam, ale nikt mi nie odpowiedział. - Eh... Jestem głupia - powiedziałam do siebie i mimo wszystko ponownie nakręciłam zabawkę. Powtórzyłam tą samą czynność kilka razy. Za każdym razem przeżywałam małe rozczarowanie. Po wielu próbach w końcu się poddałam i odstawiłam pudełeczko na miejsce. - Wiesz co, skoro już pozwoliłeś mi żyć, to powiedziałbyś dlaczego - mówiłam do zabawki.

-Bo kogoś mi przypominasz.

Odwróciłam się gwałtownie. Stał tuż przede mną z założonymi rękami.

-Kogo? - Spytałam przełykając gulę w gardle.

-Przyjaciela.

-Jesteś tu bo chciałeś mi to powiedzieć?

-Nie. Chciałem... Cię przeprosić.

-Przeprosić? - Powtórzyłam z niedowierzaniem.

-Tak. Za to, że chciałem cię zabić.

-Ale tego nie zrobiłeś więc w sumie nie masz mnie za co przepraszać - choć w każdej chwili możesz zmienić zdanie i poderżnąć mi gardło - pomyślałam.

Stał nade mną, przyglądając mi się. Ma szpiczasty czarno biały nos i kruczoczarne włosy do ramion. Sądzę, że kiedyś wyglądał inaczej, bardziej kolorowo.

-Musiało spotkać cię coś przykrego - stwierdziłam ze współczuciem. Schylił się lekko i spojrzał mi w oczy. Czułam się tak, jakby penetrował moją duszę. Ale nie odpowiedział mi, jak gdyby nigdy nic przerzucił mnie sobie przez ramię.

-Co ty robisz!? Postaw mnie! - Biłam go pięściami w plecy, ale on nawet nie zareagował.

-Zabieram cię gdzieś.

-Gdzie?

-Niespodzianka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro