V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ohayo my friends. Dziś mamy kombo, albowiem wstawiam aż trzy rozdziały! Szaleństwo! xD

------------------------------------------------------

Zastanawiam się, gdzie Jason chce mnie zbrać. Kompletnie nic mi nie przychodzi do głowy.

Eh... Najgorsze jest to, że nie wiem w co mam się ubrać, żeby nie wyglądać glupio.

Specjalnie wstałam dużo wcześniej by sobie na spokojnie coś wybrać i co? I minęło pół godziny, a ja nadal stoję i wpatruję się w otwartą szafę z nadzieją, że coś mnie nagle olśni.

No nic. Ubiorę się jak zwykle, może nie będzie tak źle - pomyślałam.

Wyszykowałam się, zjadłam coś, pożegnałam się z babcią i wyszłam.

Stwierdziłam, że mam tyle czasu, że spokojnie mogę iść spacerkiem.

Do sklepu dotarłam akurat. Otworzyłam drzwi i jak zwykle pierwszy przywitał mnie dźwięk dzwoneczka.

-Już się bałem, że nie przyjdziesz - usłyszałam.

-Nie masz się o co bać Jason - uśmiechnęłam się i przywitałam się z nim przytulasem.

Praca tutaj jest przyjemna. Praktycznie cały dzień nic nie robię. Ja nie rozumiem jak ludzie mogą nie zauważać tak pięknego talentu. Co z nimi wszystkimi jest nie tak?

Myślałam nad projektem, który mu obiecałam, gdy ktoś wszedł do środka.

-Dzień dobry - głos należał do niewiele starszego ode mnie mężczyzny.

-Dzień dobry - uśmiechnęłam się.

Gdzie jest Jason? - zapytałam się w myślach.

-Szukam prezentu dla dziewczyny. Czy mogłaby mi pani pomóc?

-Oczywiście. Proszę za mną - wstałam i wyszłam zza lady - czy szuka pan czegoś konkretnego?

-Lubi takie rzeczy.

-A z jakiej okazji?

-Ma urodziny.

Pokiwałam głową.

-Jakiś problem? - wzdrygnęłam się, kiedy Jason stanął za mną.

-Pan szuka prezentu na urodziny.

-Dla kogo?

-Dla dziewczyny - dopowiedział.

A on jak gdyby nigdy nic odwrócił się i gdzieś poszedł. Westchnęłam cicho. Już miałam zacząć coś mówić ale Jason mnie uprzedził wreczając mężczyźnie blondowłosą laleczkę w zielono niebieskiej sukience. Była niewiele mniejsza od pozostałych.

-Myślę, że ta będzie idealna - powiedział uśmiechając się delikatnie.

-Jest bardzo piękna. Dziękuję.

-Ależ nie ma za co.

Myślę, że wyszedł zadowolony. Uśmiechnął się. To coś znaczy.

-Zdradzisz mi wreszcie gdzie chcesz mnie potem zabrać?

-To niespodzianka. Byłbym okrutnym potworem, gdybym ci ją zniszczył.

-No dobrze - uśmiechnęłam się do niego.

Nie ukrywam, jest przystojny. Bardzo. Coś mnie do niego przyciąga. Po prostu mam ochotę spędzać z nim czas.

-To co? Wychodzimy?

-Zaczekaj. Mamy jescze czas, z resztą mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.

-Jason...

Nie dał mi skończyć, złapał za rękę i zaprowadził na zaplecze.

-Co ty kombinujesz?

Nie odpowiedział. Postawił mnie przed szafą. Wyciągnął z niej przepiękną czarną sukienkę. Niby wyglądała jak zwyczajna ale jednak nie. Była zrobiona z delikatnego materiału.

-Przebierz się. Idziemy na bal - uśmiechnął się.

-Jesteś niemożliwy - zaśmiałam się.

Wkładając na siebie sukienkę przypomniałam sobie, że dziś jest trzydziesty pierwszy października. Jaka ja jestem głupia, mogłam się domyśleć, że pewnie zabierze mnie na bal halloweenowy organizowany przez burmistrza - skarciłam się w myślach.

-Mógłbyś?

Delikatnie zasunął zamek. Czułam jego ciepły dotyk. Moje serce zabiło jakoś mocniej.

-Pięknie wyglądasz moja laleczko.

-Dziękuję - zrumieniłam się.

Podał mi rękę, wyglądaliśmy jak para bardzo ważnych ludzi. W końcu o to chodzi w tym pokręconym dniu, żeby wyglądać inaczej niż zawsze.

Cała impreza jest za darmo. Władze miasta organizują ją co roku dla każdego, kto mieszka w tym mieście. To bardzo pomysłowe.

Sala była ogromna, ale gdzieś wszyscy muszą się pomieścić. Wielki, szwedzki stół stał pod jedną ze ścian. Praktycznie każdy z gości miał maskę. Ja i Jason także.

-Zatańczymy?

-Oczywiście - uśmiechnęłam się.

W tym momencie świat na chwilę zniknął a ja kompletnie dałam się ponieść zmysłom, emocjom i przede wszystkim wyobraźni.

Potem Jason gdzieś zniknął w tłumie i zostałam sama.

Podeszłam do stołu i zjadłam kilka przepysznych cukierków.

Zatańczyłam jeszcze parę razy ale po moim towarzyszu ani śladu. Jak go nie było tak nie ma.

Za to mi zaczyna się kręcić w głowie. Wszystko wokół jakoś tak dziwnie wiruje. Nie wiem co się ze mną dzieje...

Hałas. Strasznie tu głośno. Dlaczego jest tu tyle ludzi? Chcę krzyknąć, żeby się zamknęli ale nie mogę.

Zaczęłam przedzierać się przez tłum. Mam wrażenie, że zaraz się wywrócę, a serce wali jak młot. Panikuję, chcę się stąd wydostać.

Ich śmiechu dzwonią mi w uszach. Chcę, żeby wreszcie byli cicho!

-Zamknijcie się! - krzyknęłam.

Spojrzeli na mnie, a ich spojrzenia były puste, pozbawione jakichkolwiek emocji.

Wcale nie wyglądają jak ludzie. To lalki. Marionetki.

Ze strachem rozejrzałam się wokół. Zaczęli iść w moją stronę. Otaczają mnie. Nie mam jak uciec.

Bezmyślnie wbiegłam między nich rozpychając się łokciami.

Są wszędzie, łapią mnie za ręce, szarpią sukienkę od Jasona. Jason!

Nie mogę się już zatrzymać. Poczułam słone łzy na policzkach.

Coś gwałtownie pociągnęło mnie do tyłu za materiał sukienki. Upadłam na ziemię.

Ostatnie co zobaczyłam to wiszącą w powietrzu postać ze złotym uśmiechem i nićmi tego samego koloru.

Płakałam.

Nagle poczułam czyjeś ciepło. Bardzo bliskie ciepło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro