V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Prawie od razu po przebudzeniu z mojej drzemki, mogłam stanąć na nogi i normalnie chodzić. Bycie pół demonem się opłaca.

Po kilku dodatkowych dniach leżenia, wróciłam do normalnego życia. Dzięki mojemu tacie i jakiemuś jego znajomemu na moim ciele nie ma żadnych blizn. Wyglądam tak, jakby zupełnie nic mi się nie przydarzyło.

-Jak tam?

-Nawet dobrze - odparłam. - Puppet, widziałeś Candy'ego? - Popatrzyłam na ducha lewitującego obok mnie.

-Nie.

Westchnęłam rozczarowana.

-No trudno. Idziemy gdzieś? - Uśmiechnęłam się.

-Jasne.

TIME SKIP...

Idąc do pokoju, spotkałam Candy'ego. Posłałam mu ciepły uśmiech witając się z nim. Patrzył na mnie pustym wzrokiem. Przez krótką chwilę biłam się z myślami, ale ostatecznie rzuciłam mu się na szyję.

-Co się stało cukiereczku? - Spytał tuląc mnie do siebie.

-Nic. Cieszę się, że cię widzę. To źle?

-Ależ skąd - czułam jak delikatnie gładzi mnie po włosach. Nie chciałam się od niego odsuwać i on chyba też nie chciał żebym to robiła.

Staliśmy tak przez dłuższą chwilę. Napawałam się jego obecnością. To zabrzmi może dziwnie, ale lubię go. Mimo iż doskonale wiem co robi. I nie chodzi mi o zabijanie.

Chciałam już iść do pokoju, ale niebieskowłosy złapał mnie za rękę, przyciągnął do siebie i nachalnie wpił się w moje usta. Odwzajemniłam ten namiętny pocałunek, choć sama dokładnie nie wiem dlaczego. Powinnam była go odepchnąć, ale tego nie zrobiłam.

***

Poczułem smak jej słodkich ust. Czułem jak moje tętno rośnie z każdą sekundą tak samo jak pożądanie względem Marie.

Kiedy się od niej oderwałem, wziąłem na ręce i zaniosłem do jej pokoju.

-Co ty robisz?

-Będę spać z tobą.

Nie zaprotestowała, gdy położyłem się wraz z nią, tuląc drobną dziewczynę do siebie.

Walczyłem sam ze sobą. Z wielkim trudem powstrzymałem się przed zrobieniem jej krzywdy, mocno ją tuląc. Bliskość Marie wcale nie ułatwiała zadania. To tylko sprawiało, że pragnąłem jej jeszcze bardziej.

No dalej. Zrób to. Przecież nic jej nie będzie, a ty sobie ulżysz. Nikt się o niczym nie dowie.

Starałem się zagłuszyć jakoś ten cholerny głos w głowie.

-Candy... Co się dzieje? Drżysz - podniosła się i spojrzała na mnie. A ja niczym totalna ofiara losu nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. - Już dobrze - przytuliła mnie do siebie. Czułem się bezsilny. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje.

Zrób to.

Poczułem jak delikatnie całuje mnie w czoło. Przyjemne ciepło ogarnęło całe moje ciało.

-Nie bój się. Wszystko jest w porządku - ujęła moją twarz w dłonie tak, bym na nią spojrzał. Upadłem tak nisko, że dziewczyna musi mi mówić, że mam się nie bać.

Przestań się mazgaić. Spójrz na nią. Masz ją na wyciągnięcie ręki.

Patrzę. I nie chcę jej tego robić. Coś tam w środku mnie, ukryte głęboko i uśpione przez tyle lat, wreszcie się obudziło. Właśnie to coś nie pozwala mi jej skrzywdzić.

Czułem smak słodkich ust dziewczyny. Przyciągnąłem ją do siebie pogłębiając pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro