VII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chcąc zapomnieć o wczorajszych wydarzeniach, zeszłam na dół do piwnicy. Po cichu, żeby tata mnie przypadkiem nie usłyszał. Niestety strąciłam coś, gdy byłam już na samym dole.

-Co ty tu robisz? - Odwrócił się do mnie.

-Szukałam cię - skłamałam.

-Tak, a po co?

-Ja... No dobra. Chciałam zobaczyć jak pracujesz.

Uśmiechnął się do mnie.

-Tylko nic nie mów mamie - powiedział.

-Ani mi się śni - cieszyłam się jak małe dziecko. Zawsze mnie to fascynowało i pociągało. A mój ojciec jest dla mnie wzorem. Choć to może brzmieć trochę dziwnie, w końcu to morderca. - Dlaczego właściwie to robisz? - Spytałam obchodząc dookoła stół, na którym leżała młoda kobieta.

-Widzisz moja laleczko, ludzie są okropni, źli i zepsuci. Obiecują, że zostaną ale odchodzą. Myślisz, że będą zawsze ale oni chcą cię tylko wykorzystać, zabawić się tobą przez krótką chwilę. Dlatego to robię, by ich naprawić. Daję im nowe życie, lepsze. - Mówił to z tak ogromną pasją...

-Czyli oni wcale nie są martwi?

-W pewien sposób. Balansują między życiem, a śmiercią. Ich ciała są martwe ale wciąż mają duszę - podszedł do jednej z gotowych lalek.

-Są piękne - przyglądałam się różnorakim postaciom. Kilka z nich kojarzyłam, bo nie raz widziałam je w sklepie. - Jak było z tobą i mamą?

-Przyszła kiedyś do mnie. To było późnym wieczorem, gdy już zamykałem. Chciałem by dołączyła do mojej kolekcji.

-Ale zakochałeś się w niej - stwierdziłam.

-Tak. Przekonałem się, że nie była zepsuta. Choć przyznam, że bałem się, iż jednak będę musiał ją naprawić - usłyszałam nutkę smutku w jego głosie.

-Dlaczego?

-Kiedy twoja mama dowiedziała się co robię, i co zrobiłem z jej przyjacielem, znienawidziła mnie. Chciała uciec ale jej na to nie pozwoliłem. Nie mogłem.

-Jednak ostatecznie wszystko dobrze się skończyło - uśmiechnęłam się. Choć to wydaje się chore na pierwszy rzut oka - zakochała się w mordercy - ale ma to jakiś swój ukryty sens. Miłość bywa dziwna, dla niej nie ma ograniczeń. To od nas zależy czy ją zaakceptujemy czy też nie. Coś o tym wiem.

Automatycznie moje myśli znów zaczęły krążyć wokół Candy'ego.

-Tak. Razem stworzyliśmy coś wspaniałego.

-Mnie - jestem z tego powodu dumna jak paw. - Pozwolisz mi ją naprawić?

-Oczywiście - moje oczy zalśniły z podekscytowania.

-Jest całkiem ładna - spojrzałam na blade policzki dziewczyny. Wraz z tatą wzięliśmy się do pracy.

Mnie i jego łączy szczególna więź; jesteśmy do siebie bardzo podobni i czasem, gdy z nim rozmawiam mam wrażenie, że rozmawiam ze swoim lustrzanym odbiciem.

To on robi dla mnie wszystkie moje sukienki, a ja czasem mu w tym pomagam. Zawsze bardziej ciągnęło mnie do taty niż do mamy. Oczywiście kocham ich oboje.

Kocham... - pokręciłam głową. Jak można kochać gwałciciela?

-Co jest ze mną nie tak? - Spytałam głaszcząc po głowie mojego pluszowego przyjaciela.

Pan Glutton to ogromny, pięciometrowy wąż, który mieszka u mnie w pokoju. Lubię się do niego przytulać, jest taki mięciusi.

-Może powinnam z nim porozmawiać? - Spojrzałam na pluszaka po czym ziewnęłam. - Ale to może jutro - wtuliłam się w niego i zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro