VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Żeby nie było, przeskakujemy trochę w czasie.

---------------------------

Zostałam marionetką. Jego, marionetką. Tak wiele zmieniło się w moim życiu odkąd tamtego pamiętnego dnia uciekłam, chcąc uwolnić się od niego. Ale nie udało mi się. A teraz, prowadzona przez złote sznurki robię straszne rzeczy, ale w piękny sposób. Mimo wszystko, czuję jak moje wnętrze umiera, z dnia na dzień jestem coraz słabsza i tylko on jeszcze utrzymuje mnie przy życiu. On i jego złote nici.

Czułam jak ktoś delikatnie kładzie mnie na łóżku. Choć już nie byłam kontrolowana, to nie mogłam się ruszyć. Wyczerpana trwałam w półśnie. Czy to przez to, czego się dopuściłam? Nie. Nie mogę się o to obwiniać. Ja niczego nie zrobiłam, to on. On mnie kontrolował, prowadził za pomocą złotych sznurków. Zmusił do zabicia tej pary.

-Śpij moja marionetko. To dopiero początek.

Początek? Nie! Ja nie chcę! - Jednak nie byłam w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa.

Zdążyłam się częściowo pogodzić ze swoim losem, ale nadal staram się uwolnić. Nie chcę tracić tego uczucia rozkoszy, ale nie chcę też być marionetką. Choć czasem nie jestem pewna czego pragnę bardziej: wolności czy rozkoszy?

-Chcesz się poddać Veronico? - Spojrzałam na niego; lewitował nade mną bacznie mi się przyglądając.

-Ja... Nie wiem - wlepiłam wzrok w podłogę, która była już ostro podniszczona.

Nie byliśmy w motelu, w którym się wtedy zatrzymałam. Prawdę mówiąc nie wiem gdzie jesteśmy, na pewno bardzo daleko od czegokolwiek, co było mi bliskie.

Poczułam na sobie jego wściekłe spojrzenie.

-Nie poddawaj się. Walcz ze mną. - Podniosłam wzrok. Miałam wrażenie, że jego oczy przybrały odrobinę ciemniejszą barwę.

-Dlaczego? Przecież jestem twoją marionetką. Kontrolujesz mnie.

-Walcz Veronico. Z całych sił. Do samego końca. Walcz.

Patrzyłam na niego. O co mu chodzi? Dlaczego tak bardzo tego chce? Mówi, że jestem jego marionetką, a potem każe mi walczyć. Co z nim nie tak? Oprócz tego, że jest duchem i pojebanym skurwysynem.

Znów spuściłam wzrok w podłogę. Za chwilę ponownie przejmie nade mną władzę. Jestem tego w pełni świadoma, jednak oprócz ogólnego zepsucia i coraz większej rozpaczy, która wprost wyżera mnie od środka, czuję coś jeszcze. Dreszcze przechodzą przez całe moje ciało, lekko drżę  prawie za każdym razem. Choć siedzę, to dwoi mi się w oczach i mam wrażenie, że zaraz się wywrócę. Co mi jest? - Zakaszlałam. W ustach poczułam metaliczny smak, czy to krew? - Delikatnie otarłam palcem wargi i w słabym świetle dostrzegłam coś czerwonego. Dlaczego czuję się tak słabo? Coś mi leci z nosa? Katar? Krew - stwierdziłam, ocierając nos ręką. Przeziębiłam się? Podniosłam wzrok i w rogu niewielkiej szopy, w której byliśmy dostrzegłam jakąś sylwetkę. Kto to? Znajomy Marionetkarza? Spróbowałam wstać, jednak tym razem nogi i całe ciało same z siebie odmówiły mi posłuszeństwa, jakby ogarnął mnie nagły paraliż.

-Marionetko co się stało? - Podniósł mnie, a na jego twarzy, którą już ledwo widziałam, dostrzegłam chwilowe zaniepokojenie, które szybko przekształciło się w grymas gniewu. - Odpocznij. - Powiedział, układając mnie na sianie.

Co się dzieje? - Chciałam spytać lecz odpłynęłam.

***

Chcesz mi odebrać moją marionetkę? Nie pozwolę. Należy do mnie. Nie do ciebie. - Myślałem nerwowo. Czego od niej chcesz? - Oczekiwałem odpowiedzi lecz ta nie nadeszła.

Spojrzałem na wyczerpaną dziewczynę. Jej fatalny stan jest spowodowany tym, że zrobiłem z niej marionetkę, to wyniszcza ją powoli, od środka. Jeszcze to. Slender Sickness. Gdzie się chowasz nędzna pokrako?

Okryłem ją płachtą, która leżała obok.

-Zaraz wrócę. Zaczekaj na mnie - powiedziałem.

Czas porozmawiać Slendermanie. Nie pozwolę ci krzywdzić mojej marionetki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro