X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyjeżdża. Chce mnie zostawić. Powinienem coś z tym zrobić.

Grzecznie zapukałem do drzwi jej pokoju, które i tak były otwarte. Odwróciła się i spojrzała na mnie obojętnie.

-Czego tu chcesz? - Powróciła do pakowania się.

Podszedłem bliżej i delikatnie objąłem ją w pasie.

-Nie chcę żebyś wyjeżdżała. Zostań ze mną Marie.

-Akura ty nie masz nic do gadania. Puść mnie, muszę się spakować.

-Nie. Zostajesz ze mną czy ci się to podoba czy nie. - Rozkazałem, mocniej tuląc ją do siebie. Nie chcę tego, chcę by zawsze tu była, razem ze mną.

-Nie Candy. Czy chcę czy nie, muszę to zrobić.

Puściłem ją i obdarowałem wściekłym spojrzeniem. Zaciskałem pięści starając się panować nad sobą.

-Zostań. - Stałem ze spuszczoną głową, wściekły i zarazem zrozpaczony.

-Nie mogę.

Spojrzałem na nią. Ona też tego nie chciała, wiem to. Ale nic z tym nie zrobiła.

Jednym ruchem przyciągnąłem ją do siebie i namiętnie wpiłem się w jej usta. Odwzajemniła pocałunek, oplatając ręce wokół mojego karku.

***

W czasie mojej krótkiej, acz koszmarnie długiej podróży myślałam o Candy'm. Zacząłam się zastanawiać, czy aby na pewno zbyt szybko go nie skreśliłam. Być może on też coś do mnie czuje? Ah... Teraz to już nie ma znaczenia.

DWA LATA PÓŹNIEJ...

Po tym jak skończyłam osiemnastkę i szkołę - wyjechałam. Na początku długo myślałam nad tym czy na pewno chcę to zrobić. Z jednej strony nie chciałam opuszczać rodzinnego domu, ale z drugiej strony to była dla mnie szansa; nigdy zbytnio nie wiązałam swojej przyszłości z mordowaniem. No i jeszcze ta cała sytuacja z Candy'm... Może i coś do niego poczułam, ale to po prostu nie miało prawa się udać. Tak więc zostawiłam rodziców i porzuciłam trawiące mnie od środka uczucie.

Minęły dwa lata, a ja dopiero teraz jestem gotowa zmierzyć się z tym miejscem. Nie mogłam wcześniej tu wrócić. Nie chciałam się męczyć, ani ranić Candy'ego. Chociaż nadal nie jestem do końca pewna, czy on ma jakieś uczucia. Cały czas przekonywałam samą siebie do tego, że on chcę mnie tylko wykorzystać.

Odetchnęłam, po czym z uśmiechem otworzyłam drzwi.

-Wróciłam!

Nikt mi nie odpowiedział. Trochę mnie to zdziwiło; sklep był otwarty więc gdzie oni są? Weszłam po lekko skrzypiących, drewnianych schodach. W domu panowała głucha cisza. Czyżby gdzieś wyszli? - Pomyślałam.

-Co ty tu robisz? - Usłyszałam doskonale znajomy głos. Odwróciłam się twarzą do niebieskowłosego clowna. Patrzył na mnie z lekkim zdziwieniem, które szybko przerodziło się w złość.

-Wróciłam do domu. To źle? - Spytałam będąc lekko zdezorientowana.

Nie odpowiedział mi. Posłał mi tylko gniewne spojrzenie i odszedł, zostawiając mnie z mętlikiem myśli w głowie.

Zacisnęłam pięści, a z niewiadomych mi przyczyn do moich oczu napłynęły łzy. Zabolało mnie to jak zareagował. Tak obojętnie.

Poszłam za nim.

-Candy. - Powiedziałam stanowczo.

-Co? - Zasyczał.

-Dlaczego mnie tak traktujesz?

-A dlaczego mnie zostawiłaś? - Te słowa uderzyły we mnie jak grom z jasnego nieba. - No właśnie.

-Ja... - Spuściłam głowę. - Przepraszam - czułam jak moje serce bije szybciej i domaga się tego, bym wreszcie wyznała mu całą prawdę. - Nie byłam pewna swoich uczuć, zwłaszcza po tym co wydarzyło się między nami. Nie chciałam się ranić, bo według mnie ty masz uczucia. Nawet jeśli robisz to, co robisz. Wmawiałam sobie, że chcesz mnie tylko wykorzystać, bo bałam się tego, że się zakochałam. To uczucie mnie przerosło. Nawet teraz mam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie miałam pojęcia, że mój wyjazd może cię zaboleć. Byłam pewna, że szybko o wszystkim zapomnisz i nie będziesz miał mi tego za złe. Wybacz jeśli cię zraniłam. Nie chciałam - mówiłam bez przerwy łamiącym się głosem. Wreszcie wyrzuciłam z siebie to, co od tak dawna nie dawało mi spokojnie spać.

Milczał. Zaczynałam się bać, że ma gdzieś to, co czuję i rzeczywiście chciał się mną tylko zabawić.

-Błagam, powiedz coś - wyszeptałam. Czułam jak się trzęsę.

Nagle silne ręce objęły mnie w talii i pociągnęły do przodu. Candy złączył nasze usta w pocałunku. Objęłam się rękami wokół jego karku, odwzajemniając gest.

-Jesteś moja cukiereczku - powiedział, gdy oderwaliśmy się od siebie.- Tym razem nie pozwolę ci uciec.

Uśmiechnęłam się. Nadal się wachałam, ale postanowiłam dać się ponieść uczuciu, które aktualnie wypełniło mnie całą.

------------------------------------------------------

THE END. Teraz moje marionetki przechodzimy dalej 😉

Na na na na na na... Jestem w dupie :')

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro