XI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tak, tak. Zmieniłam okładkę, dobrze widzicie. Została ona stworzona przez pewną dobrą duszę o nazwie Sora_exe jeszcze raz dziękuję ❤

------------------------------------------------------

Obudziłam się przykuta do czegoś bardzo zimnego. Czułam intensywny zapach świec, a jedynie ich jasne płomienie oświetlały pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Następnie usłyszałam cichy szept. Nie rozumiem co znaczą te słowa, ale wnioskując po tym, to raczej nic dobrego.

Coś niemiłosiernie paliło mnie od środka. Okropny żar rozlewał się po całym moim ciele sprawiając mi ogromny ból. Co się ze mną dzieje?

Wygięłam się w pół i wydałam z siebie głośny krzyk. Bolało jak wszyscy diabli. Czułam łzy spływające po moich policzkach. Coś się ze mną działo, coś niedobrego. Wszystkie siły powoli zaczęły mnie opuszczać.

***

Znów nie wiem gdzie ona jest. Kolejny raz zawaliłem sprawę, jestem wściekły.

-Gdzie ten parszywy szczur? - Rzuciłem ostro do jednego ze swoich sługusów.

-Panie...

-Pytam, gdzie on jest!? - Dosłownie zacząłem płonąć z wściekłości. - Nieważne. Sam go znajdę.

Pod moją demoniczną postacią udałem się do Amona. Niech nie myśli, że mu odpuszczę. Ona jest moja, nie ma prawa jej dotknąć.

Kiedy już dotarłem na miejsce, Raven leżała przykuta do stołu a jej moc ulatniała się.

-Amon! - Nie zwrócił uwagi. Wciąż szeptał kolejne wersy starożytnego zaklęcia. Chciałem załatwić to po dobroci... Nie. To kłamstwo. Ani mi się śni być dobrym dla tego parszywca.

Dosłownie rzuciłem się na niego przygniatając do ziemi, co zmusiło go do zaprzestania rytuału.

-Nie ostrzegałem cię, że masz zostawić dziewczynę w spokoju? - Wysyczałem wbijając szpony w jego ręce.

-Jakoś... Sobie nie przypominam - odepchnął mnie od siebie. Podniósł się i spojrzał na mnie z uniesioną głową. - Przeszkadzasz mi.

-Nie specjalnie mnie to obchodzi.

-Wychodzi na to, że najpierw będę musiał pozbyć się ciebie! - Wymierzył cios, ale ja w mgnieniu oka znalazłem się za nim.

-Nie zapominaj, że jestem potężniejszy od ciebie - moja jedna ręką przeszła przez niego na wylot, a za chwilę druga. Rozszarpałem go w dosłownym tego słowa znaczeniu. Jego szczątki leżały na ziemi. Obrzydlistwo, będę musiał się umyć po tym ścierwie.

-Zalgo... - Wyszeptała ledwo patrząc na mnie.

-Tak - rozwaliłem metalowe zapięcia oswobadzając ją. - Zaraz znów będziesz w domu.

Była lekka jak piórko i z każdą chwilą mniej obecna. Kurwa, przez tego jebanego debila mogła zginąć. Odebranie mocy demonowi, to tak jak człowiekowi tlenu. Prędzej czy później umrze.

Zabrałem ją do domu i z pomocą jej matki doprowadziłem do normalnego stanu. Teraz przez jakiś czas będzie w stanie hibernacji, a ja póki co ulotnię się. Wrócę, gdy już się obudzi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro