Śmierć
To był pistolet.Nim się spostrzegłam mężczyzna wycelował w Jamesa.Drugi go przytrzymywał.Strzelił. Usłyszałam huk.Zakryłam usta ręką.Byłam przerażona.James padł bezwładnie na ziemie.Widziałam jego twarz. Była cała we krwi.
Szybko wstałam i pobiegłam w przeciwnym kierunku.
-Ej ty!-usłyszałam.
Nie oglądałam się za siebie.Nie mogę biec do domu,bo mnie złapią.Przypomniałam sobie,że jakieś 300metrów za parkiem jest komisariat policji.Pobiegłam w tamtą stronę.Dobrze,że mam 6 z wfu.Biegłam ile sił w nogach.Nie odczuwałam zmęczenia. Jedyne,co odczuwałam to ogromny strach.Przed oczami zauważyłam budynek komisariatu.Wbiegłam po schodach i wpadłam do środka.
-Ratunku!-krzyczałam.
-Spokojnie-podeszła do mnie jakaś policjantka.- Co się stało?
-Oni będą chcieli mnie zabić-wydukałam.
-Kto?
-Nie wiem.Oni przed chwilą zabili mojego chłopaka-łzy spływały mi po policzkach.
-Chdź ze mną-powiedziała kobieta.Zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju.Pewnie to pokoj przesłuchań.
-Dzień dobry-do pomieszczrnia wszedł starszy mężczyzna.-Proszę-podał mi kubek z wodą.
-Dziękuję-napiłam się zimnego napoju.Tego mi było trzeba.
-Opowiedz mi po kolei,co się stało.
-Muszę zacząć od początku-powiedziałam.
-Dobrze.
-Dzisiaj w szkole mieliśmy spotkanie z policjantami i pogadankę na temat szkodliwości narkotyków. Zauważyłam,że w czasie lekcji,mój chłopak James wyglądał dziwnie.Spytałam co się stało.Powiedział,że nic. Po kilku minutach skojarzyłam fakty.Po lekcji poszłan za nimi i spytałam o co chodzi.Nie chciał powiedzieć jego koledzy też nie.
Wtedy spytałam czy handlują narkotykami.Przyznali się wreszcie.Powiedzieli,że nie biorą.Pomyślałam:dobre i to.Nie mam chłopaka,który bierze.Kazałam im spuścić w toalecie to,co mieli przy sobie i obiecać,że nie bedą wiecej handlować tym świństwem.
Powiedziałam,żeby poszli na policję i powiedzieli o tym,ale oni nie chcieli.
-Jak nazywa się twoj chłopak?
-James Mink.
Policjant zapisał to w swoim notesie.
-A jego koledzy?
-John Owen,Mark Zer,Ron Opi i Alan Med-powiedziałam.
-Dobrze.A ty jak się nazywasz?
-Caroline Mix.
-Okej.Opowiadaj dalej.
-Umówiłam się z Jamesem do kina.Mieliśmy spotkać się pół godziny wcześniej w parku. Ubrałam się,jak pan widzi,ładnie.
Poszłam do parku.Z oddali widziałam Jamesa.Nagle podeszło do niego 2 mężczyzn.Nie wiem dokładnie jak wyglądali,ale jeden był wyższy, a drugi niższy.Ten wyższy chyba był łysy-powiedziałam.
-Jak byli ubrani?-spytał funkcjonariusz.
-Nie pamiętam.Jest ciemno.
-Mów dalej-zachęcił mnie.
-Zauważyłam,że niższy wyciągnął jakiś przedmiot-przerwałam.-To była broń. Strzelił do Jamesa.Miał twarz całą w krwi.Ucieklam stamtąd jak najszybciej.Usłyszałam tylko jak jeden z nich krzyczy,żebym zaczekała.Głupia nie jestem.Przybiegłam tu,ile sił w nogach-skończyłam mówić i zaczęłam płakać.
-Co sie dzieje?-spytał starszy mężczyzna.
-James nie żyje-odparłam przez łzy.
-Bardzo mi przykro.Naprawdę.
Policjant zawiadomił moją mamę.W tym czasie powiedziałam mu jeszcze o tym,że chłopaki zostali zmuszeni do rozprowadzania narkotykòw w szkole prawdopodobnie przez tych samych ludzi,którzy zabili mojego chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro