Rozdział 25

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

~Bellamy~

Właśnie obchodziliśmy z Clarke naszą pierwszą rocznicę, dokładnie rok temu powiedziała mi, że jesteśmy parą. Naprawdę ciężko uwierzyć, że wytrzymaliśmy ze sobą równe 365 dni.

Może i jestem staroświecki, że pamiętałem tak dobrze dzień naszej wyprawy do kapsuły i moment w jaskini, kiedy dowiedziałem się, że to coś więcej niż tylko seks. Blondynka, albo naprawdę dobrze to ukrywała, albo nie skojarzyła, że to już równy rok.

Szczerze przyznaje, że drugie wyjście było mi bardziej na rękę, bo chciałem ją czymś zaskoczyć.

Dzień przed, poszedłem poprosić Kane'a, żeby pozwolił nam zabrać samochód i udać się nim do pierwszego obozu Setki na jedną noc. Miałem w planach po drodze wstąpić do jaskini, w której wszystko nabrało więcej sensu i uświadomiło mi, jak bardzo zależy mi na Księżniczce.

Miałem pewność, że kanclerz się nie wygada, obiecał mi to i na dodatek chciał udzielić kilka wskazówek, na całe szczęście wyszedłem z gabinetu w odpowiednim momencie.

Następnego dnia obudziłem Clarke o ósmej i kazałem się pakować, co wprowadziło ją w lekki szok i zaniepokojenie.

Ja swoje rzeczy zapakowałem już poprzedniego wieczoru, najwyraźniej blondynka nie zwróciła większej uwagi na torbę stojącą na środku pokoju... Nic nowego.

-Możesz mi powiedzieć, o co chodzi? -Zapytała, przy okazji odgarniając kosmyk niesfornych fal za prawe ucho.

-Po prostu spakuj jedną bluzkę i spodnie na przebranie. Nie zadawaj zbędnych pytań.

Wciągnąłem na siebie kurtkę, założyłem buty, a Clarke dalej siedziała na brzegu łóżka nadal nic nie rozumiejąc i posyłała mi pytające spojrzenie.

-Proszę cię skarbie. -Przykucnąłem przed nią i położyłem dłonie na jej kolanach. -To bardzo ważne i powinno ci się spodobać.

-Pozwól, że sama to ocenie...

Domyślałem się, że prędzej, czy później zacznie wypierać na mnie presję, byłem przygotowany.

-Nie ma mowy. -Powiedziałem stanowczo. -To niespodzianka.

Dziewczyna pokiwała z politowaniem głową i sięgnęła po bluzkę leżącą na drugim końcu łóżka. Ubrała się dość sprawnie, jednak pakowanie rzeczy szło jej zdecydowanie wolniej. Miałem wrażenie, że robi mi na złość.

-Kiedyś to ja wyciągnę cię rano z łóżka i zobaczymy, czy będziesz szczerzył się tak, jak teraz. -Spojrzała na mnie spode łba, jednocześnie zapinając zamek torby.

Nie odpowiedziałem, po prostu otworzyłem drzwi, puszczając ją przodem i zabierając nasze bagaże.

Chwilę później siedzieliśmy już w aucie, jednak wzrok Clarke nie złagodniał ani trochę. Kiedy zdała sobie sprawę, że nie uda jej się mnie wystraszyć, podłożyła sobie pod głowę kurtkę zwiniętą w rulon i zasnęła, oparta o szybę.

Droga była przyjemna, pogoda sprzyjała, słońce nie świeciło za mocno. Uchyliłem lekko okno, jednocześnie rozkoszując się świeżym powietrzem, które lekko chłodziło mój lewy policzek, kiedy Clarke postanowiła się wybudzić, jednocześnie mamrocząc coś pod nosem.

Uśmiechnąłem się w jej stronę, jej twarz nie była już taka skrzywiona, jak wcześniej. Najwyraźniej potrzebowała odrobiny snu.

-Wyspana?

-Nie myśl, że już ci wybaczyłam... -Prychnęła, jednocześnie odwracając głowę w drugą stronę. Uwielbiałem, kiedy udawała obrażoną, wyglądała wtedy tak uroczo.

-Nie udawaj, nie potrafisz być na mnie zła dłużnej niż pół godziny.

-A ile czasu minęło?

-Szczęśliwi czasu nie liczą. -Zaśmiałem się, na co blondynka zareagowała głośnym westchnięciem. -Nie martw się, już za moment odwiedzimy przystanek numer jeden.

-Ponumerowałeś je? Ile ich jest? -Zapytała zdezorientowana.

-Zależy, jak liczyć...

Moim oczom ukazała się znajoma wyrwa w skale, czyli punk pierwszy naszej wyprawy. Zaparkowałem gwałtownie, tylko po to, żeby Clarke popatrzyła we właściwe miejsce.

Przez moment przeszedł mnie strach, że dziewczyna nic nie skojarzy i zrobi się cholernie niezręcznie. Jej początkowy wyraz twarzy na to wskazywał, jednak chwilę później dostrzegłem, jak zaczęła się czerwienić.

-Boże, Bellamy... -Jej oczy były skierowane w przednią szybę. -Jak ja mogłam zapomnieć.

-Masz szczęście, że twój narzeczony ma dobrą pamięć. -Wyskoczyłem z auta i trzasnąłem drzwiami. Clarke zrobiła to samo, a zaraz potem podeszła do mnie i objęła mnie swoimi ramionami.

-Jesteś najcudowniejszym człowiekiem na świecie. -Wyszeptała mi do ucha, po czym je pocałowała. -Dziękuje.

-Za co?

-Za to, że jesteś.

Uśmiechnąłem się szeroko w jej stronę, po czym wykonałem dość niespodziewany i zdecydowanie nieplanowany ruch. Położyłem dłonie na jej pośladkach i uniosłem ją w górę. Dziewczyna nieświadomi pisnęła, ale po chwili złączyła nasze usta w długim i pełnym namiętności pocałunku.

-Kocham cię. -Udało mi się wyszeptać, kiedy nasze wargi się rozdzieliły.

Kolejny pocałunek.

-Ja ciebie też.

I jeszcze jeden.

~Clarke~

Leżeliśmy nago na kocu, przykryci tylko i wyłącznie naszymi wierzchnimi nakryciami. Bellamy łaskotał mnie po brzuchu, co powoli doprowadzało mnie do szału. Nie potrafiłam udawać wściekłej, więc nawet nie spróbowałam. Po porostu zaczęłam się głośno śmiać, a chwilę później zawtórował mi śmiech bruneta.

-No dobrze księżniczko. Wstajemy i jedziemy dalej. -Przeniósł się do pozycji siedzącej i ubrał bokserki.

-Czyli teraz do kapsuły... -Powiedziałam sama do siebie, co wywołało u Bella dziwny uśmieszek. -Tam będziemy robić to samo, co tu... Jest w ogóle sens się przenosić? -Spytałam z nadzieją w oczach. Naprawdę nie chciało mi się wstawać.

-Nie niszcz mojej niespodzianki, planowanej od dwóch miesięcy. -Zaśmiał się i rzucił w moją stronę koszulką, która ostatecznie, majestatycznie wylądowała na czubku mojej głowy.

Nie miałam zamiaru się wykłócać, szczególnie, kiedy dowiedziałam się ile czasu zajęło mu przygotowanie wszystkiego. Ja nawet o tym nie pamiętała, a skojarzyłam sobie wszystko zdecydowanie za późno.

Sięgnęłam po leżący nieopodal stanik i zabrałam się za ubieranie. Bellamy wstał i wyszedł z jaskini, kątem oka dostrzegłam, że zagląda do bagażnika auta.

-Co tam chowasz? -Zajrzałam mu przez ramię, ale chłopak z prędkością błyskawicy zamknął klapę od bagażnika.

-Tajemnica. -Wyszczerzył się w moją stronę.

Pomachałam głową i wsiadłam na samochodu, Bellamy chwilę później zrobił to samo.

***

Tajemnicą, którą mój narzeczony chował w tyle auta okazał się koszyk z jedzeniem. Bellamy rozłożył koc na polanie i zachęcił mnie ruchem ręki, żebym do niego dołączyła. Klęknęłam na szaro-czerwonym kocu i sięgnęłam po saszetkę z suszonymi owocami. Nie był to może szczyt wykwintności, jednak liczył się sam gest. W Arkadii nie było zbyt różnorodnych potraw, więc nie poczułam się jakoś biednie, byłam już przyzwyczajona.

Powoli zaczęło się ściemniać, a my nadal siedzieliśmy na kocu, pogrążeni w rozmowie o wszystkim i niczym. W tle tliło się malutkie ognisko, które zapaliłam jakieś pół godziny temu, co jakiś czas słychać było świst wiatru między drzewami.

Kiedy poczułam chłód na moich plecach i ramionach, zadrżałam lekko i zaczęłam pocierać dłonią o dłoń. Nie umknęło to uwadze bruneta, który sugestywnie poruszył brwiami i lekkim ruchem głowy wskazał wejście do kapsuły.

Nie trzeba było mnie dwa razy zachęcać. Podniosłam się z ziemi, zabrałam plecak i udałam się do środka. Zanim Bellamy do mnie dołączył, zdążyłam przygotować już miejsce do spania i zdjąć z siebie kurtkę i buty.

Zwróciłam swój wzrok w stronę wejścia, w którym momentalnie pojawił się brunet. W kilka sekund znalazł się już przy mnie i złączył nasze usta w pocałunku, jednocześnie popychając mnie lekko w stronę posłania, na którym wylądowaliśmy chwilę później. Chłopak błyskawicznie zdjął i swoją, i moją koszulkę i delikatnie ułożył mnie na kocu. Jego palce błądziły po moim brzuchu, a jego usta pozostawały w obszarze szyi. Lewą ręką sięgnęłam do rozporka jego spodni i zdecydowanym ruchem rozdzieliłam guziki od materiału.

Kiedy było już po wszystkim, oboje opadliśmy na prowizoryczną poduszkę w tym samym momencie. Przykryłam nas kocem, a Bellamy objął mnie ramieniem w talli i schował swoją twarz w moich włosach.

Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo byłam naprawdę szczęśliwa.

-----------------
No to przed nami ostatni rozdział!

Wybaczcie, że taki krótki, ale nie miałam pomysłu, co zrobić dalej...

Ostrzegam również, że korekta była robiona rano, więc z góry przepraszam za wszelkie błędy...

Przed nami jeszcze epilog, postaram się, żeby pojawił się jeszcze w tym tygodniu.

Miłego dnia bakłażany ❤️🍆

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro