Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

AVELINE

Mocne i głośne pukanie, a raczej walenie w frontowe drzwi wyrwało mnie ze snu. Zaspana nie zdążyłam otworzyć oczu, kiedy do domu wparowało z impetem trzech wysokich mężczyzn. Czerwona flaga z czarną obwódką na ramieniu to jedyna rzecz, którą udało mi się dostrzec w półmroku panującym w pokoju.

To oni. Zabierali ci ostatnią kromkę chleba. Zgaszali ostatni płomień świecy. Łamali najmniejszą kość w twoim ciele. Dusili ostatni promyk nadziei, jaka pozostała. W przeciągu trzech sekund zorientowałam się, po co przyszli. Niezapowiedziane kontrole domów to codzienność. Jedyny problem jest taki, że nigdy nie wiesz, kiedy się zjawią.

W milczeniu patrzyłam, jak rozwalają pokój po pokoju, niszczą książkę po książce, przeszukując każdą, najmniejszą półkę w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby wzbudzić ich podejrzenia-tym samym znajdując pretekst do surowych kar. W duchu modliłam się, żeby nie znaleźli małego notatnika wyposażonego w ostatnie zdjęcia, listy i wspomnienia jakie mi pozostały, bo te, które skrycie przechowuję w pamięci są stopniowo niszczone przez nich. Przebywanie w miejscu, w którym mieszkam sprawia, że stopniowo zapominam o dobrych momentach mojego życia.

-Wychodzimy. - ochrypły głos jednego z mężczyzn oznajmił innym, że mogą wyjść na zewnątrz. Oznaczało to dwie rzeczy- albo nie znaleźli niczego, albo to, po co przyszli. Widząc mój ukochany notatnik w rękach jednego z nich wiedziałam, że chodzi o to drugie.

-Nie, błagam, tylko nie to. - zaczęłam szlochać.

-Nie słyszałaś gówniaro, że za takie rzeczy wyłączenie prądu będzie nagrodą! – warknął, wysysając ze mnie całą energię jednym spojrzeniem. Chciałam wyszarpać moją własność z jego rąk, ale reszta przytrzymywała mnie mocno za ramiona, tym samym sprawiając mi ból.

-To nic nie warte zdjęcia! Jakieś rupiecie i parę zdań napisanych na krzyż! – odpowiedziałam mając nadzieję, że to chociaż trochę ich uspokoi, ale on z pogardą zaśmiał mi się w twarz sprawiając, że poczułam do niego zarówno nienawiść, jak i obrzydzenie.

-W takim razie nie będziesz płakać, jeśli spalimy te RUPIECIE na stosie. – wycedził przez zaciśnięte zęby i wyszedł jeszcze szybciej niż ja zaczęłam protestować.

Dwóch mężczyzn wyprowadziło mnie na dwór, abym na własne oczy zobaczyła swój upadek. Słońce jeszcze nie zdążyło przedrzeć się przez horyzont, co oznaczało, że godzina policyjna dalej trwała. Mogłam się tylko domyślać, co to może oznaczać.

Kątem oka dostrzegłam rozniecający się ogień wokół niedużych kamieni ułożonych w krąg. Zamarłam. Używając całej swojej siły wyrwałam się strażnikom i podbiegłam do faceta, który zabrał mi jedną z najcenniejszych rzeczy w moim życiu. Notatnika ze zdjęciami mojej rodziny.

-Błagam! Wyłączcie mi prąd, odetnijcie mi wodę, dajcie tysiąc godzin prac społecznych, ale nie odbierajcie mi tego, błagam. - moje słowa odbijały się jak od ściany, bo nie wzbudziły żadnego poruszenia. Nawet najmniejszy kącik ust nie zadrżał mu na moje błagania.

-Po moim trupie. Trzeba było nie mieć nieposłusznych rodziców. Musieli być tak samo głupi i lekkomyślni jak ty klęcząca przede mną na kolanach, skoro ich wystrzelali. – zaśmiał się szyderczo.

Jedna pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Wpadając w panikę, zaczęłam krzyczeć i wyrywać mój notatnik. płakać i okładać pięściami strażnika, ale moce uderzenie w twarz przywróciło mnie do rzeczywistości. Zrobiłam kilka kroków w tył z przerażenia i nie potrafiłam wydusić z siebie nawet szeptu. Pomiędzy słonymi łzami dostrzegłam jedynie obraz czarnych fotografii tonących w paszczy ognia, bo tylko tyle z nich zostało po paru sekundach w gorących płomieniach. Upadłam na kolana i ukryłam twarz w dłoniach. Czułam się poniżona, wyśmiana i upokorzona wszystkim, co się przed chwilą wydarzyło. Z rozpaczy nie miałam siły płakać ani myśleć o czymkolwiek innym.

Po chwili usłyszałam z tyłu głowy dźwięk syreny oznaczający koniec godziny policyjnej. Ludzie zaświecili światło w domu, a zwierzęta dały znać o złości spowodowanej zbyt wczesną pobudką. Ja nie uniosłam nawet wzroku, by zobaczyć, czy moi oprawcy już poszli. Odgarniałam nerwowo włosy ręką mając wciąż zamknięte oczy.

Nie wiem, ile czasu minęło zanim odważyłam się je otworzyć. Widocznie tyle, że po koszmarnych wydarzeniach zostało tylko kilka kawałków drewna, które ledwo co się żarzyły. Odetchnęłam z ulgą nie widząc cieni tych bydlaków koło mnie. Starałam się odtworzyć w głowie każde pojedyncze zdjęcie i każde słowo pozostawione przez moich rodziców. Musiałam się choć trochę ogarnąć, jeśli nie chciałam skończyć jak oni, chociaż przyjęłabym to z największym honorem i dumą, na jaką byłoby mnie stać. Podwinęłam rękaw szarej bluzy, w której spałam, by zobaczyć godzinę na zegarku. Parę minut po siódmej oznaczało, że mam jeszcze trochę czasu.

Powoli wstałam, otrzepałam cienkie spodnie z brudnej ziemi i jak gdyby nigdy nic skierowałam się z powrotem do swojego niedużego domu, w międzyczasie związując włosy z tyłu głowy. Po chwili dotarłam na miejsce, a przebranie się w robocze ubrania nie zajęło mi więcej niż 5 minut. Poszłam do łazienki i odkręciłam kran. Tak jak się spodziewałam-nie poleciała ani jedna kropelka czystej wody. Całe szczęście nie byłam na tyle głupia i niedoświadczona życiem, by nie być nieprzygotowana na taką sytuację. Obeszłam dom dookoła i przykucnęłam koło małego wiaderka stojącego pod rynną. Woda deszczowa, która była wyjątkowo czysta tego dnia, powinna wystarczyć. Przepłukałam twarz i wzięłam resztę zawartości wiadra ze sobą do domu. Zrobiłam sobie herbatę na gazowym piecu i spakowałam rzeczy potrzebne mi do pracy do małego skórzanego plecaka. Wyszłam z domu i skierowałam się w dobrze znane mi miejsce.

Wiejska okolica już zaczęła tętnic życiem, a z każdego domu widać było dym unoszący się z komina oznaczający, że gospodynie już zajmują się przygotowaniem śniadania. Każdy z nich, mimo tej samej flagi wywieszonej z jednego okna różnił się. Niektóre z nich były mniejsze, inne większe. Jedne miały małe okna, drugie duże. Kolory elewacji sprawiały, że szare życie nabierało kolorów, a brak samochodów na drodze sprawiał, że powietrze było niesamowicie czyste. Każdy wdech łapałam pełną piersią pozwalając sobie na odcięcie złych myśli i chwilę oddechu. Po paru minutach widziałam już mały, biały domek z czerwonym dachem. Z komina unosił się dym, a gospodarz zaganiał konie do stajni. Gdy tylko mnie zauważył pomachał do mnie, na co ja odpowiedziałam tym samym.

-Dzisiaj tylko połowa, Isa zdążyła zrobić resztę. -pokiwałam głową w znaczeniu, że rozumiem. Pan Stamble był jedną z najbliższych mi osób, a w zasadzie jedynym mężczyzną, którego dobrze znałam. Kiedy moi rodzicie zginęli on i jego żona zapewnili mi pracę na farmie, tym samym dając mi źródło utrzymania. Od zawsze byli mi niezwykle bliscy ze względu na fakt, że moja jedyna przyjaciółka jest ich córką. W wieku 14 lat rzuciłam szkołę, tracąc zarówno znajomych, jak i jakiekolwiek szanse na dostanie się do szkoły wyższej. Ale mimo wszystko nie żałuje, a wizja życia, które teraz prowadzę, odpowiada mi najbardziej. Żadnych zobowiązań, nic nieprzewidywalnego, czyli coś, co lubię.

Podeszłam do stajni i odłożyłam rzeczy na ławkę stojącą pod nią. Skinieniem głowy pożegnałam się z Panem Stamble i weszłam do środka budynku. Od razu zauważyłam Isabellę nalewającą wodę najmniejszym źrebaczkom. Podeszłam do niej od tyłu i przytuliłam na powitanie.

-Jestem pewna, że w tym roku będziesz na samym szczycie listy wyników z egzaminów końcowych. Dam sobie za to rękę uciąć.

-Nie bądź tego taka pewna, bo życie bez jednej ręki nie jest tak proste jak ci się wydaje. – odwróciła się twarzą do mnie i pokazała szczery uśmiech.

– Już nie udawaj takiej skromnej. Gdyby nie ty to klacz pani Edisson już dawno byłaby martwa -powiedziałam podwijając rękawy.

-No dobra, nie jestem najgorsza. Może coś tam potrafię zważając na to, że nie...- w pewnym momencie przerwała i baczniej przyjrzała się mojej twarzy, a dokładniej lewemu policzkowi.

-Jezu, Ave, co ci się do cholery stało? Dlaczego od razu z tym nie przyszłaś? Kto cię tak urządził? Choć, idziemy do punktu WKS, to nie może tak być. - stanowczo pociągnęła mnie za rękę prowadząc do wyjścia, ale ja stawiłam opór.

-Pójdziemy. Ale jedynie po to, żeby odebrać moja karę- popatrzyłam na nią z takim smutkiem w oczach, że współczucie wypisane na jej twarzy pojawiło się od razu jak tylko wypowiedziałam te słowa.

– Przyszli dzisiaj rano i znaleźli notatnik. A ja idiotka myślałam, że mogę go im odebrać i tak to się właśnie skończyło. Na przyszłość będę wiedzieć czemu być cicho albo zapisze się na jakieś sztuki walki czy poślubię syna wysoko postawionego urzędnika, żeby się ustawić do końca życia, bo nic innego mi nie pozostaje. -przez kilka sekund Isa wpatrywała się we mnie z milczeniem, ale po chwili mocno mnie przytuliła. Ścisnęła mnie mocno oplatając rękoma i oparła głowę na ramieniu.

-Ile razy już cię prosiłam, żebyś z nami zamieszkała. Tak będzie bezpiecznej dla ciebie. Wiesz jacy oni są, to nie jest twoja wina. Na pewno ci go oddadzą za parę godzin prac, jeszcze ich przekonam, zobaczysz. -głaskała mnie po włosach, a ja nie potrafiłam kolejny raz jej odmówić tłumacząc się zbyt dużym przywiązaniem do mojego miejsca zamieszkania. Tak naprawdę to stanowiło jeden z ważniejszych powodów, ale ja po prostu nie chciałam sprawiać im problemu po tym wszystkim, co dla mnie zrobili.

-Już go nie odzyskam - wyszeptałam, a każde słowo raniło moje serce coraz bardziej. – spalili go w ogniu. Odebrali mi najważniejszą rzecz w moim życiu, zaśmiali się prosto w twarz i wrzucili do ognia. –z każdym kolejnym słowem coraz więcej łez zbierało się w kącikach moich oczu. Nie chciałam pokazać, jak bardzo dotknęło mnie to co się dzisiaj stało. Nie chciałam okazywać bólu, by nie dawać im tej satysfakcji. Wszystko po to, żeby wmówić sobie, że to wszystko tak naprawdę się nie wydarzyło i było tylko okrutnym koszmarem.


*****************************************************************

Witam wszystkich!

Jestem Zuzia i to jest pierwsza moja książka opublikowana na Wattpadzie. Mieliście już okazję poznać Aveline- główną bohaterkę- obyście ją polubili.

Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej, a ja zachęcam was do komentowana- będzie mi bardzo miło :) 

Wpadnijcie też na mojego tiktoka: ladysusanaa


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro