Rozdział 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

JULEK

Od dawna już nie padało, a co tu dopiero mówić o załamaniu chmury, tak jak teraz. Pomimo tego, że patrolowałem jedno z moich ulubionych miejsc- mam na myśli most, to o wiele bardziej wolałbym teraz leżeć na pryczy. Ale takie już są uroki służby w wojsku – musisz wiedzieć na co się piszesz i tyle. Jednak ja byłem cholernie zły. Jestem tu już nie wiadomo jak długo, a nawet nie zbliżyłem się do osiągnięcia celu, przez który tu jestem. Oparłem głowę o mur i przekląłem w myślach. Nie wiem jeszcze jak długo dam radę ciągnąc te farsę, ale jestem pewien jednego- że życie mojej siostry jest warte każdego poświęcenia, bez wahania oddałbym za nią życie, jeśli będzie taka potrzeba. W końcu jest moją siostrą.

Wyciągnąłem z kieszeni mały, płaski kamyczek który Sophie wcisnęła mi do rąk dzień przez moim wyjazdem. Namalowała na nim dwie różowe żyrafy w czarne plamki. To jej ulubione zwierzę, więc niż dziwnego, że taki motyw znalazł się na prezencie dla mnie. Odetchnąłem pełną piersią myślami wracając do tego wspomnienia.

W pewnym momencie usłyszałem głośny, przeszywający ciało grzmot, a zaraz po nim niebo przecięła oślepiająca błyskawica. Zaraz potem usłyszałem dźwięki strzelaniny, co było już totalnym absurdem. Po jaką cholerę ktoś miałby tutaj strzelać. Przy murze. Przy moście.

Chwila. Właśnie! MOST! Odwróciłem się i to co zobaczyłem ścięło mnie z nóg. Młoda dziewczyna przebiegająca na drugą stronę mostu. NA DRUGĄ STRONĘ MOSTU. Niby jakim sposobem to zrobiła, skoro to nie możliwe, przecież bariera magnetyczna zrobiłaby jej jakąś krzywdę.

Dziewczyna wybiegając z drugiej strony chciała skręcić ostro w prawo, ale zamiast tego poślizgnęła się na mokrej ziemi. Podbiegłem do niej szybko i już miałem odbezpieczać broń, kiedy po drugiej stronie spostrzegłem, a raczej usłyszałem jakiś mężczyzn strzelających w moją stronę. Odruchowo zacząłem się bronić tym samym podnosząc z ziemi przerażoną dziewczynę. Nie drgnęła ani przez chwilę, ale nie dziwię się jej, skoro przed chwilą zrobiła coś niemożliwego.

Kurczowo trzymałem ją za ramię na wypadek, gdyby chciała mi zwiać, a drugą ręką strzelałem do przeciwników. Kiedy jeden z nich ładował drugą, o wiele bardziej niebezpieczną broń błyskawica ponownie przecięła czarne niebo. I wtedy zdziwiłem się jeszcze bardziej- bariera powróciła na swoje miejsce. Teraz każdy pocisk skierowany w nas nie miał prawa przebić się na drugą stronę- i odwrotnie. Stałem tak zszokowany przez parę sekund, do czasu, gdy przypomniałem sobie, że trzymam kogoś za ramię. Dziewczyna usiadła na ziemi a wzrok miała skierowany w dół, jakby bała się mojego kontaktu wzrokowego. Dalej padało, ale to nie przeszkadzało jej w tym, żeby od tak siedzieć sobie na mokrym błocie i nic nie mówić.

Jakby nie patrzeć miałem pełne prawo ją zastrzelić. W końcu przeszła na drugą stronę, co samo w sobie jest już największym absurdem, a po drugie nie wiedziałem czy to ona za chwilę nie zrobi mi krzywdy.

-Kim jesteś? -zapytałem schylając się do niej. Nie odpowiadała, tylko powoli sięgnęła ręką do kieszeni więc szybko odbezpieczyłem broń i skierowałem lufę w jej klatkę piersiową. Skoro nie chce mówić, to ją do tego zmuszę.

-Co tu robisz? - musiałem nieco krzyczeć, aby zagłuszyć odgłosy burzy. Dziewczyna chyba niezbyt przejęła się moim pytaniem, bo nawet nie odwróciła głowy.

-Właśnie przeszłaś przez most, cholera co ci strzeliło do głowy! - dalej nie reagowała. Przez chwilę zastanawiałem się czy może jest głucha, ale wtedy ona odpowiedziała.

-Patrz, bariera znowu znikła! - szybko odwróciłem głowę, ale nic takiego się nie stało. Za to ona wykorzystała mój moment nieuwagi i z całej siły chwyciła mnie za nogi i pociągnęła do siebie. Runąłem jak długi na mokrą ziemię, dziękując sobie w duchu, że moje ubranie złagodziło upadek. W tym czasie nieznajoma puściła się biegiem przed siebie przez las. Głupia nie wiedziała, że są tam inni strażnicy, którzy nawet nie będą się zastanawiać kto biegnie tylko od razu wpakują jej kulkę w głowę.

Wstałem i najszybciej jak umiałem ruszyłem za nią. Pomimo tego, że miała tylko jakieś 15 sekund przewagi była naprawdę szybka. Podążając przez las widziałem tylko jej plecy i rozwiane włosy, ponieważ było dosyć ciemno. W pewnym momencie usłyszałem dźwięk z mojego radia:

„Nieznajoma osoba na godzinie 4. Powtarzam, nieznajoma osoba na godzinie czwartej. Rheeys zgłoś się"

Cholera. Jeśli odpowiem, że ją widzę, na pewno nie ujdzie je to na sucho. A jeśli powiem, że nie i ją znajdą będzie jeszcze gorzej. Przyśpieszyłem bieg, aż w końcu znalazłem się kilka metrów od niej. Skoczyłem na nią od tyłu i przewróciłem na ziemię. Przycisnąłem ją do podłoża tak, że na pewno nie będzie mogła mi uciec. Skierowałem pistolet w jej stronę chcąc ją zastrzelić. Miałem takie prawo i takie były zasady. Julek, dasz radę, weź się w garść.

Popatrzyłem w jej głęboko niebieskie oczy. Jedyne co potrafiłem z nich wyczytać to przerażenie i bezsilność. Ciekawe czy za to, że znalazłem kogoś takiego mogę mieć jakieś profity. Mogę się tylko o tym przekonać. Zabezpieczyłem broń z trudem powstrzymując się od strzału. Żywa może przydać mi się bardziej niż martwa.

-Rheeys do cholery jasnej, zniknęła nam z pola widzenia, mieliśmy ją na celowniku! - odezwał się głos z komunikatora. Chciałem właśnie odpowiedzieć, kiedy ona złapała mnie za nadgarstek.

-Proszę, nie – w kącikach jej oczu zauważyłem łzy -Błagam - słychać było jak powoli łamie jej się głos.

-Po jaką cholerę ty w ogóle przechodziłaś koło granicy? I kim ty w ogóle jesteś? – mocniej przycisnąłem jej rękę do ziemi, ale wtedy ona mocno syknęła i odchyliła głowę na bok. Przestraszony oderwałem się od niej, tym razem wiedząc, że mi nie ucieknie.

-Masz ją czy nie?! Julek! - popatrzyłem na nią raz jeszcze. Chyba się poddała, bo tylko kurczowo trzymała się za rękę. Uniosłem dłoń i włączyłem przycisk uruchomiający mikrofon. Przymknąłem oczy i jeszcze raz zastanowiłem się, czy dobrze robię. Uniosłem głowę do góry i wręcz z zaciśniętym gardłem odpowiedziałem:

-Nie, nie mam jej. Chyba uciekła na północny wschód. Bez odbioru. –wcisnąłem przycisk wyciszający mnie i głośno wypuściłem powietrze. A potem cisnąłem urządzeniem gdzieś między krzaki.

-Wiesz jakie będę mieć przez ciebie problemy? Teraz już nie mogę powiedzieć nic o moście, barierze i tym całym szaleństwie, bo będę musiał cię wydać. A wtedy nie tylko ty będziesz miała poważne problemy. Boże, co ja narobiłem! - ukryłem twarz w dłoniach. Zamiast szukać lekarza dla siostry ja właśnie zaprzepaszczam sobie szanse na zrobienie tego po co tu jestem. Miałem powiedzieć, że ją mam, i zdobyć tym jakieś uznanie. A może i znaleźć lekarza. Resztki empatii, które w sobie mam to z pewnością nie powinna być cecha żołnierza strzegącego granicy.

Spojrzałem na zegarek- godzina mojego patrolu skończyła się jakieś 5 minut temu, więc mogę już wrócić do kwatery.

-To znaczy, że... mogę sobie iść? Tak? - parsknąłem śmiechem. Ona jest chyba mocno stuknięta.

-Iść? Niby gdzie? Ty jesteś jakaś szalona. Naprawdę myślisz, że pójdziesz sobie teraz spacerkiem przez ten las, omijając strażników, którzy nawet przez chwile nie zawahali by się wpakować ci kulkę w głowę, jak gdyby nigdy nic wrócisz na granice i przejdziesz sobie na drugą stronę, tak?

Popatrzyła na mnie dużymi niebieskimi oczami i powoli wstała z ziemi. Otrzepała swoje mokre ubrania i wykręciła ciemno brązowe włosy. Dalej padało, więc po jej twarzy staczały się stróżki wody. Odwróciła się w druga stronę i chciała iść, ale ją zatrzymałem.

-Nasza -odchrząknąłem-Moja baza jest w drugą stronę. –trochę się zmieszała, ale wyprostowała głowę i podążyła za mną.

Szliśmy bardzo ostrożnie, w końcu mimo tego, że nie był to mocno strzeżony teren, nikt w końcu nie pałęta się za często koło granicy ,trzeba było mieć oczy i uszy otwarte. Mijaliśmy drzewa, które bujały się pod wpływem wiatru, a niebo co chwilę przecinał jasny piorun. Dziewczyna szła metr przede mną, żebym miał ją dokładnie na oku. Pomimo tego, że raczej nie miała przy sobie broni, wciąż nie wiedziałem jakie są jej intencje.

Po ponad 2 godzinach marszu dostrzegłem zarys bazy i namiotów. Za rzędem wojskowym pojazdów stało parę drewnianych domków, z czego ja wraz z innymi żołnierzami zajmowałem jeden z nich. Ruchem dłoni kazałem dziewczynie się zatrzymać i uklęknąć, a sam z kolei wyciągnąłem z kieszeni małą lornetkę. Włożyłem ją tam już zawczasu, w końcu nigdy nie wiadomo, kiedy taka rzecz może się przydać, a właśnie była ku temu okazja. Przybliżyłem przedmiot do oka i obserwowałem ludzi krzątających się wokół, chcąc obrać jak najlepszą- i jak najmniej ryzykowana drogę do mojego domku.

Na samym środku postawiona była złoto- czarna flaga naszego państwa, a za raz za nią główna baza dowodzenia. Tam znajdowały się wszystkie szychy i tez tam załatwiano wszystkie sprawy. Po lewej był dosyć spory namiot, który służył za stołówkę- był w kolorze beżowym, teraz jednak przez panujący mrok wyglądał bardziej jak ciemno szary. Po prawej stronie znajdował się magazyn broni w którym pracował mój przyjaciel. Doznał kontuzji, więc nie był w stanie wykonywać fizycznej pracy, poza tym – był specem, jeśli chodzi o karabiny i broń. Obok były inne namioty wraz z potrzebnym ekwipunkiem oraz parę innych rzeczy. Za tym stały pojazdy wojskowe, ale zaraz za nimi- coś, co najbardziej mnie w tamtym momencie interesowało- kwatery wojskowe.

-Słuchaj- zwróciłem się do dziewczyny. Miała podkrążone oczy i nadal mokrą twarz, mimo że korony drzew nad nami nieco osłaniały nas przed deszczem. –Teraz musisz bardzo uważnie zapamiętać to, co ci powiem. Widzisz tamtego wysokiego strażnika stojącego koło magazynu z bronią? - Podałem jej do rąk lornetki. Chwila minęła zanim odszukała go wzrokiem, ale kiwnęła głową jak tylko go odnalazła.

-Zatrzymaj lornetki i patrz przez nie bardzo uważnie przez cały czas. -przysunęła przedmiot do oczu. –Ale nie teraz, za chwilę. Ja przyjdę i zgłoszę się najpierw do bazy. Nie mogę wspomnieć o tobie, bo musiałbym wcześniej zgłosić raport o tym, że cię znalazłem, albo-wcześniej cię zastrzelić. –na te słowa szybko odwrócił głowę w moją stronę.

-Spokojnie, teraz już i tak nie ma po co cię zabijać. A poza tym, nie co dziennie widzi się dziewczynę przychodzącą spoza granicy. W każdym razie, kiedy będziesz widziała, jak zamieniam się z tym strażnikiem, ruszysz w prawo. Musisz jak najciszej czołgać się po ziemi aż dotrzesz do namiotu z bronią. Tam się spotkamy i poczekasz na mnie z tyłu. Jeśli ktoś cię zobaczy- nie ma takiej możliwości, ale jeśli- nie uciekaj, bo wtedy na pewno pomyślą, że jesteś tu intruzem. Najlepiej.....jeśli będziesz udawać, że coś ci się dzieje, to powinno ich zdezorientować. I pod żadnym pozorem nie próbuj robić sztuczek- wtedy możesz sobie zagwarantować, że nikt już cię nie uratuje. Zrozumiano? –lekko pokiwała głową. Pochyliłem się nad nią i położyłem rękę na ramię:

-Chyba że chcesz, żebym był ostatnią osobą, jaką kiedykolwiek zobaczysz.

Poprawiłem kamizelkę i resztę ubioru oraz podniosłem z ziemi broń. Przeczesałem dłońmi włosy i ostatni raz popatrzyłem dziewczynie w oczy.

-Julek. Nazywam się Julek.

Potem odwróciłem się na pięcie i ruszyłem przed siebie, nie patrząc już na jej reakcje.


Witam was w niedzielę, mam nadzieję, że u was wszystko dobrze :) 

Wczoraj byłam na Titanicu w kinie i....jeśli idziecie to weźcie ze sobą chusteczki, mówię wam

Do zobaczenia w za tydzień! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro