Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Co tu się dzieje do cholery? - Wrzasnął Chris, a moim ciałem wstrząsnął dreszcz jakbym właśnie wynurzyła się z lodowatej wody. Poniekąd tak właśnie się czułam. Nicole wciąż leżała nieruchomo, a jej oczy spoglądały pusto w przestrzeń zupełnie jakby była martwa. Bałam się jednak do niej podejść. Chłopcy podnieśli Stevena i posadzili go na sofie. Był strasznie blady, ale z czasem nabrał koloru, a jego rany zaczęły powoli się goić. To był jego dar. Tymczasem po ciele Nicole przeszedł lekki wstrząs. Jej dłoń powoli zacisnęła się w pięść, a jej oczy spojrzały na nas z pełną świadomością. Staliśmy kilka metrów od niej. Teraz była nieobliczalna. Podniosła się z podłogi o własnych siłach, bo nikt nie miał zamiaru jej pomagać. Zachwiała się, ale w końcu stanęła na nogach utrzymując równowagę.

- Co to było? - Zapytał jej Steve niepewnie. Choć znowu wydawała się być uroczą dziewczynką teraz każdy z nas chciał trzymać dystans.

- Wizja. Mam takie od czasu ugryzienia. - Oczy Steve otworzyły się szerzej jakby właśnie nad jego głową zapaliła się żaróweczka niczym w kreskówce. Złapał ją za rękę bez strachu.

- Opowiesz mi wszystko dobrze? - Pokiwała głową równie wystraszona całym zdarzeniem jak my wszyscy. Kiedy wchodzili do kuchni, ona po raz ostatni odwróciła się i spojrzała na mnie ze współczuciem w oczach. Poczułam ukłucie w sercu na tyle mocne, że przez chwilę przestałam oddychać.

                                                                          ***

Czerwone oczy obserwowały mnie ze skupieniem. Wzbudzały we mnie strach. W tle nie ubłagalnie tykał zegar. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, jednak oczy były sztuczne. Uśmiech nienawiści. Zaczęła coś szeptać jednak nie mogłam usłyszeć przez zegar w tle. Nagle jej oczy zgasły. Spoglądały gdzieś daleko jak martwe. Kiedy poczułam, że jestem bezpieczna otrzymałam cios nożem prosto w serce. A ona nie wyciągnęła go póki nie zobaczyła jak uszło ze mnie życie.

Obudziłam się zalana potem. Moje serce biło jak oszalałe w głowie wciąż słyszałam zegar i czułam zapach własnej krwi. Kilka sekund później poczułam zapach jajecznicy . Sen oddalał się w niepamięć. Podniosłam się z łóżka i zajrzałam do kuchni. Dalia w szlafroku i wałkach we włosach przygotowywała śniadanie.

- Dzień dobry. - Odwróciła się i posłała mi ciepły uśmiech.

- Dzień dobry. - Odpowiedziałam i usiadłam do stołu. Nałożyła mi na talerz sporą porcję, nalała kawę, a potem sama się zabrała do jedzenia.

- Pomyślałam, że na cześć twojego powrotu wstanę wcześniej i zrobię dobre śniadanko. - Wpakowałam sobie jajecznice do ust. Dawno nie jadłam dobrego śniadania Dalii.

- Dziękuję. - Powiedziałam, a chwilkę później usłyszałam dzwonek do drzwi. - Ja otworzę. - Podniosłam się z krzesła i poszłam w stronę korytarza. Szarpnęłam za klamkę. Aaron od razu bez pytania wszedł do mieszkania.

- Sorry, że przeszkadzam, ale Steve właśnie zażyczył sobie żebyśmy zeszli wszyscy na dół. Podobno ma coś ważnego do ogłoszenia. - Skinęłam głową, mimo, że nie bardzo byłam zadowolona. Aaron spojrzał na mnie od góry do dołu.

- Seksownie wyglądasz w tym moim t-shircie. - Złapał mnie w talii i pocałował w czoło. Małe rozczarowanie.

- Zawsze wyglądam seksownie. - Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję, ale zaraz potem przypomniało mi się, że nie jesteśmy sami, a ściany w tym mieszkaniu są na tyle cienkie, że Dalia mogła to słyszeć. Puściłam go i odchrząknęłam. - Będę na dole za 15 minut.

                                                                        ***

Usiadłam na sofie pomiędzy Chrisem, a Aaronem. Czekaliśmy tylko na Steve'a.

- Kto wymyśla takie rzeczy o 8 rano? - Przetarłam oczy i oparłam głowę o ramię Chrisa. Byłam bardzo zmęczona. W dodatku ten koszmar nie dawał mi spokoju i nie mogłam się go całkowicie pozbyć z głowy. Steve w końcu zbiegł ze schodów.

- Jestem. Przepraszam, że musieliście czekać. - Usiadł na przeciwko nas. - Rozmawiałem wczoraj dość długo z Nicole. Do+wiedziałem się bardzo ciekawych rzeczy. Kiedy została ugryziona jad musiał się dostać do jej krwi, ale jak wiecie był to wilk czerwonooki. Ten gatunek powstał ze wspólnych eksperymentów Malcolma i jego wspólnika. Nie wiemy o nich dużo, ale z pewnością są bardziej agresywne. W każdym razie ich ugryzienie również powoduje mieszanie genów ludzkich i wilczych. Co oznacza, że za nie cały rok nastanie jej pierwsza przemiana.

- To możliwe u dziecka? - Przerwałam mu, ale trapiło mnie to.

- Owszem możliwe. Wracając. To co widzieliście wczoraj to był jej dar. Ona widzi przyszłość

- Co?! - Wybuchł Chris. - To niemożliwe. - Też o tym pomyślałam.

- Możliwe. Zaraz potem powiedziała Agnes, że jest w niebezpieczeństwie. Zapytałem jej co widziała, a ona odparła, że wojnę. Że czeka nas wszystkich wojna, a Agnes będzie jej przyczyną. - I nagle wszyscy spojrzeli na mnie.

- Ja? Przyczyną wojny? - To było śmieszne.

- Mówię poważnie. - Faktycznie Steve był poważny. Poczułam, że nie chce tu siedzieć. Brakuję jeszcze tego, żeby wszyscy mnie zaczęli o coś oskarżać.

- Muszę się przewietrzyć. - Podniosłam się, a Aaron wstał żeby dać mi przejść. Trzasnęłam drzwiami. Szłam przed siebie patrząc na swoje trampki. I nagle zdałam sobie sprawę gdzie chce iść. Do Malcolma. Wkradnę się tam i zniszczę wszystkie próbki i książki. Wszystko co jest związane z jego eksperymentami. Przyśpieszyłam tempo, ponieważ wcale nie było to tak blisko, a nie bardzo chciałam biec lasami na skróty. Było to zbyt ryzykowne nawet dla mnie - pół wilka. Teraz już w ogóle nie myślałam o tym co się wydarzyło w barze, a jedynie o moim planie. O tej porze Malcolm zawsze jeszcze spał u siebie na górze. Przyśpieszyłam kroku jeszcze bardziej nakręcona. Przed moimi oczami ukazała się w końcu ogromna rezydencja. Rezydencja, którą kiedyś nazywałam domem. Spędziłam tu tyle lat dzieciństwa, a teraz boję się tego domu. Obeszłam dom i nacisnęłam klamkę tylnych drzwi. Były zamknięte, więc wyjęłam klucz z szopki obok. Był tam zawsze od wielu lat. Otworzyłam drzwi zaskrzypiały cicho. Serce waliło mi szybko. Przeszłam przez korytarz pełen obrazów, których bałam się w dzieciństwie. Nigdy nie lubiłam tej części domu. W końcu znalazłam się w salonie. Cisza, pustka. Zupełnie jakby nikt tu nie mieszkał. I wtedy przejściem weszłam do piwnicy. Zaczęłam schodzić tymi schodami, którymi niegdyś szłam z Aaronem. Bałam się, że Malcolm tu będzie, ale brnęłam do przodu. Kiedy otwierałam drzwi do laboratorium ręka mi się trzęsła niemiłosiernie, ale nikogo tam nie było, a nawet nie było tam nic. Puste pomieszczenie z masą pajęczyn. Żadnych próbek ani książek. Poczułam fale rozczarowania, że przyszłam tu na marne. Postanowiłam, więc, że wracam. Powrót był bezpieczny zamknęłam drzwi na klucz tak jak wcześniej były. Idąc spojrzałam w kałużę i wtedy zobaczyłam, że moje oczy są jak dwie czerwone kropki. Przestraszona cofnęłam się o kilka kroków i weszłam na coś wielkiego przewracając się. Uniosłam wzrok pewna, że to Malcolm, gdy zobaczyłam przed sobą Roe. Dopadła mnie ogromna ulga.

- Roe tak dobrze cię widzieć. - Przytuliłam go mocno.

- Ciebie również Agnes. Tylko co ty tu robisz? Chyba nie powinnaś tu być. - Eh no tak. Nie powinnam.

- Chciałam coś sprawdzić. Byłam w rezydencji.

- Co? Dlaczego się tak narażasz?

- Oj tam narażam. Nic mi nie jest.

- Na szczęście Malcolm wyjechał. - Otworzyłam szerzej oczy. Wyjechał? On nigdy nie wyjeżdżał od paru dobrych lat. Co by go teraz skłoniło do wyjazdu skoro nawet nie wychodził z domu? 

_____________________________________________

No i w końcu jest rozdział  po dłuuuugim czasie. Muszę Wam przyznać, że to nie jest jakiś brak czasu, bo wcale go nie było tak mało. To był brak chęci. Porządna załamka, bo nawet miałam wczoraj pisać, że to koniec, że się wypaliłam i że już więcej nic nie napiszę na wattpadzie. No, ale tak sobie czytałam te Wasze komentarze i pomyślałam, że nie chcę tak tego zaprzepaścić. W końcu na to wszystko pracowałam ponad rok. Tak czy inaczej rozdziały mam nadzieję będą się pojawiać, ale pewnie nie tak często jak bym chciała, ponieważ blog jest teraz moim priorytetem, ale od tego poniedziałku mam ferie, więc postaram się napisać trochę więcej pod warunkiem, że będzie wena. Aaa i komentujcie, to mnie bardzo motywuję do roboty! :D





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro