♬♪♩ 10 ♩♪♬

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Fryderyk wziął głęboki wdech i wyjrzał dyskretnie zza kurtyny. Przejechał wzrokiem po twarzy każdej osoby siedzącej w pierwszym rzędzie, zastanawiając się kto mógł skrywać się pod nickiem thebest.

Jednak szybko przestał się nad tym głowić, a to za sprawą pewnej pary zielonych oczu, patrzących na niego uważnie. Pobladł i szybko schował się z powrotem, próbując opanować walenie serca.

-Ferenc Liszt. Na moim koncercie jest Ferenc Liszt...

Momentalnie blade oblicze Polaka oblało się rumieńcem, a i tak nie mała dotychczasowa trema, zaczęła zrzerać go od środka. Niech więc nikogo nie zdziwi fakt, że gdy kłaniał się przed publicznością, o mało nie udeżył głową o scene, a siadając przy fortepianie był blady jak ściana.
Zerknął nerwowo na nuty, wziął kilka głębokich wdechów i zamknął oczy kładąc palce na klawiszach.

Zaczął grać najlepiej jak potrafił, stopniowo odchodząc od zapisanych wcześniej nut, tak że po jakimś czasie była to czysta improwizacja.

Gdy skończył, rozległ się ogrom oklasków. Otworzył swoje błękitne oczy, wstał i ukłonił się, po czym zszedł ze sceny.

***

-Przepraszam, czy pan Chopin?

Słysząc swoje nazwisko, Fryderyk obrócił się, a widząc osobę, która zadała to pytanie, całkiem oniemiał. Bowiem stał przed nim owy posiadacz pięknych zielonych oczu.

-T-tak, panie Liszt -wydukał gdy odzyskał głos. Węgier uśmiechnął się do niego przyjaźnie.

-Pójdę z panem. Oczywiście jeśli nie ma pan nic przeciwko...

-Nie, nie mam nic przeciwko! -powiedział szybko Fryderyk, na co Ferenc się zaśmiał. Ruszyli powolnym krokiem uliczkami Paryża.

-Pięknie dziś zagrałeś -stwierdził po chwili milczenia Liszt.

-Dziękuję... Starałem się... -uśmiechnął się błękitnooki. -Ale i tak nie dorówna to nigdy twoim utworom...

-Bez przesady! Ja tam osobiście uważam, że grasz najlepiej. Więc gdy usłyszałem o twoim koncercie, po prostu musiałem mieć bilety -zielonooki się zaśmiał. -A z tym była ciekawa historia.

Nagle ciemnowłosy stanął jak wryty i popatrzył na Węgra z bezgranicznym szokiem.

-Przysłał ci je jakiś koleś z internetu?

-Tak, skąd wiedziałeś?

-Miło mi cię poznać w realu thebest-Polak ścisnął rękę blondyna, który osłupiał.

-FC to twoje inicjały... Jak ja mogłem na to nie wpaść...

Fryderyk się roześmiał, a Ferenc po krótkiej chwili zrobił to samo, jednak zaraz śmiertelnie spoważniał.

-Fryderyk, a co z tym szpitalem i...

-Wyszedłem tydzień wcześniej niż powinienem -przerwał mu Chopin -bo stwierdziłem, że moi fani na tym tylko stracą, a godzina siedzenia przy fortepianie na pewno mnie nie zabije.

-To jest... Słodkie... Cholernie nieodpowiedzialne, ale słodkie... -zmieszał się Liszt, a na policzki Polaka wypełznął delikatny rumieniec.

- S-słodkie? Czy ja wiem...

-Bardzo słodkie. A tak z innej beczki... Dalej masz takie same plany na walentynki?

-Raczej tak...

-No to wybacz mi, ale je zmienie -zielonooki złapał go za rękę, a widząc zdezorientowane spojrzenie ciemnowłosego, uśmiechnął się szarmancko i dodał -mam nadzieję, że nie odmówisz mi wspólnej kolacji...

- Nie odmówie... -bąknął cicho błękitnooki, oblewając się rumieńcem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro