Rozdział 37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- A co jeśli nie posłucham rozkazu.
O Pani...

- Loki w tej chwili odłóż broń. - Warknęła Vindikta powoli do mnie podchodząc. - To rozkaz.

- Nie będziesz mi mówić co mam robić! Zapomniałaś już, że jestem jednostką niezależną i mogę robić co mi się żywnie podoba a jeżeli czegoś odemnie chcesz to możesz grzecznie poprościć. - Powiedziałem powoli przesuwając nóż do drógiego kącika ust białowłosej. - Nie jestem twoją własnością!

- Nie pamiętasz już? Twoje życie wisi na cieńkiej jak włos nici. To ja mam nożyce nie każ mi ich używać. - Pani snów szła dalej w zaparte, nie miała zamiaru odpuścić. - Poddaj się!

- Nie. Nieposłuszeństwo jest prawdziwą postawą wolności, posłuszni muszą być tylko niewolnicy a ja nie jestem jednym z nich. - Czarnowłosa była coraz bliżej, co bardzo mi się nie podobało. - Zrób jeszcze krok w moim kierunku a twoja kochana siostrzyczka zostanie pozbawiona języka.

Pani życia słysząc moje słowa wzdrygnęła się.

- Dobrze już się nie ruszam. - Podniosła ręce w obronnym geście. Przyjrzałem się uważnie, ale nie zauwarzyłem niczego niepokojącego. - Widzisz?

Pokiwałem twierdząco głową. Przeniosłem spojrzenie na Terrę, w jej oczach malowała się nuta nadziei. Była pewna, że w obecości Avengers nic jej nie grozi, nic bardziej mylnego.

- Dlaczego miałbym oszczędzić zdrajcę? Znam prawo lepiej niż nie jeden z was wiem, że mogę ją zabić.

- Nie chcesz tego zrobić jesteś dobry, tylko troszkę się pogubiłeś.

- Dobry? - Zapytałem z niedowierzaniem. - Czym jest dobro?

Dobro jest bezinteresownym gestem skierowanym do istoty potrzebującej,
ale czy dobrem nazwiemy promienie słońca dające życie wielu istotom? 

Pewnie powiesz, że tak.

Jest druga strona medalu słońce i jego promienie zabijają liście drzew, powodują pożary i podrażniają skórę. Czy nadal są dobre?

Zależy dla kogo nie ma na świecie dobra i zła, bo wszystko dobre może okazać się złe a wszystko złe może okazać się dobre.

Dobro i zło są pojęciami względnymi i nie tobie oceniać jaki jestem, bo jestem taki jaki chcę być i nie próbuj mnie zmienić, bo to tylko pogorszy sprawę a teraz dajcie nam chwilkę. - Wyjąłem sztylet z ust dziewczyny i przyłożyłem go do jej policzka, lekko przyciskając. - Wrażliwym radzę zasłonić oczy, to nie będzie miły widok.

- Jeżeli w ciągu sekundy nie odsuniesz broni od twarzy Terry to będziesz miał strzałę w oku. - Zagroził łucznik napinając cięciwę.

- Wszyscy doskonale wiemy, że i tak nie strzelisz. Beze mnie możecie już wracać do domu. - Po tych słowach zatopiłem ostrzę w policzku białowłosej, ta tylko krzyknęła z bólu.

Tyle lat czekałem na to przerażone spojrzenie zielonych oczu.

Zawsze wiedziałem, że cierpliwość to moja mocna strona to dzięki niej mogę osiągnąć wszystko.

Moje oczy płonęły żywym szmaragdowym płomieniem.

Psotne iskierki, które prawie zawsze zdobiły moje tęczówki teraz zamieniły się w czyste szaleństwo.

Na moich wargach widniał uśmiech wyrażający więcej emocji niż kiedykolwiek wcześniej.

Wyjąłem sztylet ociekający krwią, co prawda nie przebił się na wylot, ale to nie ma znaczenia.

Karmazynowa ciecz płynęła po bladej twarzy zakładniczki, drobne kropelki zbaczały z kursu zlewając się z intensywną czerwienią ust dziewczyny.

Z jej oczu kapały łzy bezradności i strachu. To ostatnia rzecz na jaką zwróciłem uwagę.

Nie byłem pewien co działo się z moim ciałem, w pewnym momęcie moje ręce zrobiły się ciężkie jakby były zrobione z metalu.
Wypuściłem nóż pozwalając rękom swobodnie opaść wzdłuż reszty ciała.

Nogi się podemną ugieły i z impetem runąłem na ziemię, mój prawy policzek zetknął się z miękką i lekko wilgotną trawą.

Czułem jakbym był zrobiny z metalu nie potrafiłem się ruszyć, nawet palce były tak ciężkie, że jakikolwiek ruch graniczył z cudem nie mówiąc o swobodnym władaniu.

Uderzyła we mnie fala gorąca, karzda część ciała była obięta przez płomienie parzące wszystko co napotkały na swej drodze.

Coś pociągnęło mnie za nogi, nie jestem w stanie określić co się właśnie wydarzyło, minuty trwały latami a sekundy miesiącami. Ta chwila ciągnęła się stuleciami i nie zamierzał ustąpić.

Moje powieki zrobiły się ciężkie i powędrowały w dół niczym kamienie wrzucone do rwącej rzeki.

Jestem na skraju świadomości, nie mam już styczności ze światem materjalnym teraz pozostają tylko myśli.

Przed moimi oczami pojawiło się wspomnienie? Nie wiem, czy to tylko wspomnienie czy raczej wizja, albo jakiś obraz mojej wyobraźni.

Siedziałem na tronie, bez wątpienia był to Asgard wszechobecne złoto, długie puste korytarze i wielkie, przestronne komnaty.

Moją głowę zdobiła czarno-złota korona a w ręku dzierżyłem szmaragdowe berło. Pałac był pusty, panowała w nim iście grobowa cisza.

Moją samotność przerwała czarna postać, ale z pewnością nie była to spotkana przez nas kobieta.

Wyciągnęła w moim kierunku rękę z czarnym pierścieniem w ksztaucie czaszki i podał mi złoty kielich.

Z nie małym wachaniem przyjąłem prezent i podziękowałem skinieniem głowy. Postać zniknęła.

Moja ręka pokryła się czarną mazią i po jej opadnięciu moim oczom ukazał się straszny widok.

Powoli ciemność ogarnęła całe moje ciało. Straciłem przytomność osówając się na złotą posadzkę.

Później była już tylko ciemność, której żadne światło nie było w stanie przezwyciężyć.

Co oni mi zrobili...

______________________________________

Jest rozdział.💚

Jest to nietypowy rozdział, bo z dedykacją dla KateLease.

Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!!!💚💚

Dużo zdrowia, szczęścia i słodyczy tego ci autorka życzy😂💚.

Zdrowia, Zdrowia i jeszcze raz pieniędzy!

I daję ci na jeden dzień Lokiego w prezencie😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro