Rozdział 42

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Narysuj planszę zbudowaną z czterech prostych niczym drut lini, tworząc dziewięć pustych pól.

Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić bo linie mogą okazać się krzywe, powyginane pod różnymi kątami i dopiero wtedy otwierają ci się oczy.

Życie jest jak gra w kółko i krzyżyk, zostawiasz po sobie ślad i nic nie jesteś w stanie zrobić gdy przeciwkin stawia ostatni znak i wykreśla swój rząd symboli.

Znowu przegrałeś, zawiodłeś samego siebie. Teraz patrzysz z zazdrością na swojego przeciwnika, który nie zna litości i wykorzystuje każde twoje niedopatrzenie.

Tym razem to ja wygrałem rozgrywkę w tej prymitywnej i zarazem złudnie prostej grze. Wszystko to jest tylko przenośnią i odnosi się do sensu życia, które niczym lód topi się w ciepłych dłoniach.

Uciekaj przed siebie i nigdy nie cofaj się przed niczym aby wygrać, każda gra ma swoje reguły, zasady ustalone przez jej twórcę.

W czasie ziemskiej wędrówki jest dokładnie tak samo, to ja jestem autorem zasad a życie grą i to czy wygram zależy tylko i wyłącznie od mojej osoby.

- Dlaczego myślisz, że nigdy cię nie zrozumiem? - Vindikta przerwała ciszę panującą pomiędzy nami Zastanawiałem się nad odpowiedzią, która zafascynowała by czarnowłosą.

- Czy łatwo jest zrozumieć wodę? Która nieustannie płynie z nurtem, daje i odbiera życie wielu istnieniom. Jest silniejsza od człowieka, ale mimo tego poddaje się mu bez walki. Dlaczego?

- Bo wie, że prędzej czy później człowiek ją poskromi, dlatego nie walczy. - Spodziewałem się podobnej odpowiedzi, to zbyt oczywiste i za proste. - To nie jest odpowiedz na moje pytanie.

- Zła odpowiedz. Woda nigdy nie poddała się nikomu, nic nie jest w stanie poskromić jej morderczej natury. Ile osób strawiła w powodziach, suszach, nawałnicach? Ilu nieszczęśników utopiło się w spokojnych wodach rzek, mórz czy oceanów. Nie licząc katastrof statków. - Na jej twarzy malowało się zakłopotanie i cień niedowierzania.

- O co ci chodzi? - W jej oczach widziałem skaczące iskierki ciekawości, które mieszały się z niezrozumiałym błękitnym blaskiem. - Dlaczego mi o tym mówisz?

- Chcę ci przez to powiedzieć, że prędzej poskromisz wodę niż poznasz mój tok myślenia i zrozumiesz moje słowa. - Powiedziałem z szerokim uśmiechem pojawiającym się powoli niczym tęcza po deszczu.

- Jesteś niemożliwy Psotniku. - Swoje spojrzenie przeniosłem na niebo, z którego nieustannie spadały białe płatki śniegu.

Świat powoli okrywał się puchową, zimną pierzyną. W moje czarne włosy wplątało się dużo białych drobinek doszczętnie je szpecąc.

Nad światem zaległa ciężka chmura, która wysypała na wędrowców powierzone jej zamarznięte krople wodnistej cieczy.

Śnieg przypomina mi dzieciństwo kiedy spadł był czysty, nieskazitelnie biały bez żadnej skazy. Po kilku latach zaczął się brudzić poprzez życie w cieniu, smutek i szarość świata, który mnie pochłaniał.

Później było już tylko gorzej bo śnieg zabarwił się na czerwono, skażony wylewem krwi. Kilka dni później zaczął się topić ukazując wszystkie niedoskonałości i blizny.
Teraz pozostało po nim tylko błoto.

- Kiedy idziemy? - Zapytałem, próbując odgonić niszczącą siłę wspomnień.

- Jeszcze nie teraz. Wszyscy muszą odpocząć po tych jakże ciekawych wydarzeniach, jutro o świcie ruszymy w drogę.

- Jak tak dalej pójdzie zamarzniemy w nocy. Jestem pewien, że temperatura spadła poniżej zera. - Moje ciało zaczynało drżeć z zimna, nigdy nie byłem wystawiony na takie temperatury no z wyjątkiem wypraw na moją rodzinną planetę.

Dziwne jest to, że chłód nie doskwierał mi tylko w postaci Jotuna.

- Nadal uciekasz przed przeszłością? - To pytanie musiało paść z ust Pani snów widząc grymas niezadowolenia na mojej twarzy.

- A ty nie uciekałabyś przed podstępnym złodziejem? - Tym pytaniem zbiłem ją z tropu.

- O jakim złodzieju mowa? - Jej głos zdradzał zniecierpliwienie.

Zawsze wiedziałem co powiedzieć w danym momęcie, potrafiłem zwykłymi słowami przekonać rozmówcę do mojej teori nawet jeżeli była ona absurdalna.

- Przeszłość jest złodziejem, teraźniejszość pisarzen a przyszłość seryjnym mordercą.

Nic nie odpowiedziała tylko rozejrzał się dookoła, aby zawiesić wzrok na odpoczywających przyjaciołach.

Na mój nos spadła zimna śnieżynka, która okazał się zapalnikiem do tykającej już od dawna bomby.

Przed moimi oczami mózg wymalował odrazy z przeszłości, która nawiedzają mnie już nie tylko nocą.

Pamiętam jak siedziałem na mroźnym Jotunheimie, łzy kapiące z moich oczu topiły swoim ciepłem wszechobecny śnieg. Byłem w rozsypce, w sytuacji bez wyjścia, opuszczony i odrzucony przez wszystkich potwór bez serca.

Ale czy da się żyć bez serca? Nie, jest to niemożliwe, każdy ma serce tylko nie wszyscy są w stanie usłyszeć jego ciche bicie.

Ktoś powiedział mi, że mam serce z kamienia, ale nie próbował go rozbić i znaleźć skrywanego diamentu...







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro