Rozdział 55

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Czas by zakończyć to co świat tak perfidnie zniszczył."

~^~

Świt panem wiernego odpoczynku, smętnego wieczoru... Radością tego, kto i doświadczył nocnej mary. Do życia budzi się świat, tak pierwotny. Wierny? Nie zna drogi ten, kto ją znalazł. Pod nosem trzymał, choć oszukany został w wyrafinowany sposób. Serce niewierne, kłamliwe uchylił... wieko zdejmując z niego by to co w nim skryte ponad życiem ustawić.

Świt niegdyś za cud uznany, przed laty wielu. Człek z rasy każdej świt jeden odkrył, acz nigdy miary nie zachował. Utkany z nienawiści do słońca, ten ukochał ciemność. Sen, udręką, niewiedzą wszak nikt kto w nim trwa, niczym dziecko bezbronne. Czas jest niczym prosta, nie ma początku ani końca... Podobnie jak świt.

Świt opadł ponad niebami, sklepieniem marnym, króchym... Nic nie wartym w rzeczy samej. On leży u stóp tak niewinnych dnia blasku, acz nie raz w cieniu skryty. Nigdy w snach. Tam tylko mrok panuje nieposkromiony... Wybaczyć, sercu tak zranionemu? Nie warto, bo i uczucia nie szczere, tak gniewne. Krwawią, umierają acz nie raz jeden. Dzień po dniu, świt za świtem kończą żywot śmiertelny, choć oddechu nigdy w płuca nie wzięły. Puste...

Świt dla boga kolejny udręką, wizją, zjawą tak od prawdy daleką. Wielce przebrany na wartości podrzędnej, stłumiony głos odbiera prawdziwy, sens dnia następnego. Wiedza źródłem niepokoju, niedopowiedzeń ale i przecie planów znakomitych. Wielcy tego, czy światów innych właśnie świtem z letargu zbudzeni. On darował, to i odebrać może. Los, za los... Chwila, mimo chwili.

Świt w łańcuchach, bólu, udręce. Ruch zaś niemożliwy do wykonania, choćby palcem małym. Ciało odrętwiałe, z wolna poddaje się złości... Głos w garde ugrzązł głęboko, jako w oceanie wrak marny. Rany, krwawią mimo śmierci. Nie do prawdy ostatecznej. Kark złamać może, a ten jako puzzle samoistnie się złoży. Trudno zabić, tego kto pokrętny. Poskromić świat może...

Świt miłości, namiętności srogiej, co sen z powiek spędza. Do gardła język kobiecy wpycha, tak brutalnie... Miło, mimo, iż płuca z głodu zdechnąć niczym psów sfora mogą. Sekunda nieuwagi, a ta inna już nóż przy gardle trzyma. Zwierzę wyzwala, kiedy zew tak srogi, do przodu ciągnie serce kobiece. Mąż zaś jeno wygodę, a zabawę dobrą wycenić musi. Bo nie każda cenę zna swoją...

Myśli takie właśnie trzymały mnie przy zmysłach zdrowych... Droga, gorąc, żar z nieba jakoby to ogień ciskało w stronę naszą. Stopy bose zaczerwienione, w pęcherze uzbrojone liczne, palce zaś nie raz paznokci pozbawione, czarne. Woda na czas nieokreślony w manierkach pozostała... Zaś ni kropla deszczu nie spłynęła na świat obłąkany. Gardło, usta, wargi suche jako sachara. - że i pewność - te uschną, a śmierć zostawią. Ni oazy, ni wyspy, ni nadziei. Pot ciało zlepia z wolna, choć niemiłosiernie. Perlł lica, twarz całą... Plecy mokre, a przez nie i ślady, zarysy blizn widoczne wyraźnie.

Potwory w roślinach. Drzewa zaś mchem pokryte ze strony każdej, acz to i wbrew temu co natura tworzy. Las tak nieodmienny, o przeszłości krwią skalanej. Tu dusze już na wiek, wieków trwać, a tułać się będą. Umarli świat inaczej widzą, oko ich bowiem więcej pojąć może. Ruch niemy, tak drobny nie dla nas. Czują? Już dla nich zbyt późno...

Głowę przechyliłem nieznacznie, by kątem oka bystrego na snów panią spojrzeć... Pochłonięta rozmową z Żelaza człowiekiem nawet świadomości nikłej nie miało, jak wzrok mój ciało jej bada. Ono najwięcej zdradzić może, bo tak nieliczni wiedzą jako krok stawiać. Zalegnie w ziemi martwe, w ten czas dopiero żyć będzie w pełni sił.

Tu to, gdzie i ziemia z niebem, kłamstwo z prawdą się łączy... Przystanąłem, pot z czoła ocierając rękawa końcem. Ból w ramieniu pozostał, choć to do zdrowia nie wróci tak szybko... Przykucnąłem dłonią trawę miękką gładząc.

- Kopcie. - Mruknąłem z uśmiechem nikłym na ustach kłamliwych, acz uważnych nadwyraz. Czasu nie ma tak wiele, by to zmarnować co los podsunął tak blisko. - Do wieczora może skończycie.

Kontrowersja... nie dla kompanów moich, którzy słów prostych nawet pojąć nie mogą, nic z tego że i źródło pod ziemią sączy wody liczne. Nie ma kielicha, ale czy być musi? To dziwne przekonanie nie mnie jedynie w niepewności trzyma. Wzrok ich wrogi, tak do zwierząt dzikich podobny. Psów sfora, wilcza watacha co z chwilą do ataku przystąpić zdolna, a gardło na poły rozpłatać.

- Nie słyszycie? - Warknęła Vindicta, choć ciało jej nie mnie poddane. Umysł? Już nie... Choć nie musi, bo sama w sidłach moich leży. - Do łopat.

Muszka w sieci, pająk daleko bo ta uciec niezdolna. Słucha, niewolnica... Tylko mnie mnie, a serca swego. Ono zaś tak pokrętne... Ślepe.

- Wierzysz? Ufasz ślepo temu, co nie raz już zdradził? Po jego stronie stajesz? - Szepnął Stark, choć słowa te echem odbiły się w uszach moich.

- Nie, ale mam powody aby sądzić, że ma rację. - Odparła z okiem pełnym błysku dziwnego, który tak obcy się zdawał... nieadekwatny.

Chwycili narzędzia liczne, mimo iż ich tak niewiele. Nie dla każdego starczy, ale to nie zmartwienie moje. Zdawać się tak z początku mogło.

- Bierz się do pracy. - Mruknęła czarnowłosa na co brwi zmarszczyłem z lekka. - Od czego masz ręce wolne?

Oddech jeden, który uspokoić powiniem... na nic się zdał w obliczu rozkazu, absurdu. Nie, nie zadanie to moje a ich. Tych którzy niczego porzytecznego uczynić nie mogą z woli własnej. Łaskawi? Tak się zwą.

- To nie ja, by kopać w ziemi ich groby. Nich sami własne siły w to włożą. - Syknąłem w przypływie gniewu, który krew w żyłach gotował czerwoną. Zimna, jeno on tak bardzo rozgrzać ją zdołał... nikt inny tego nie dokona.

- Cierpliwość na próbę moją wystawiasz. Nie czyń tego. - Czarnowłosa podeszła, a za szczękę sztywno chwyciła z wolna. Ruch uważny, choć ja? Nie odsunąłem się z miejsca swojego. Strach zaś w oczach jej, nie moich w rzeczy samej leży.

- Zrobię to co za słuszne uznam. Teraz... Zabierzesz ręce. - Odparłem, zaś kobiece - niezbyt delikatne - dłonie jako na zawołanie opadły bezwładnie wzdłuż jej ciała. - Wola moja wolna, zaś natura słucha tylko swego pana.

Oczy czerwone, nieprzyjemne... Do istoty nie ludzkiej należące. Ochydna poświata, błysk morderczy, po stronie mojej zaczerpnął powietrza, by zebrać żniwo nowe. Zmieniam się, ewoluuje. To nie mój świat po którym noga stąpam... Mój po drugiej stronie brzegu w złocie skąpany.

Zrobię to co pani snu rozkarze... Wiara moja, siła. Życie? Nie, nie moje.

Uklęknąłem z wolna, wciąż na czarnowłosej wzrok zawieszając uważny. To nie intryga, podstęp czy zaklęcie mimowolne... To ja.

- Wykopię, dla was wszystkich wspólną mogiłę. Wedle życzenia... - Syknąłem zatapiając dłonie w chłodnej ziemi. Trawa, kamienie, sucha ziemia niczym cement. Ubita. Raniła skórę, kości obijała... Paznokcie ku górze podważała boleśnie.

Pot skapywał po skroni, a nie byłem jedyny. Męska część zespołu dobyła narzędzi, ale one nieprofesjonalne. Patyki, łopata jedna, topór, nic więcej nie mieliśmy. Śmierć plecy chłostała biczem, spojrzeniem. Woda się kończy, choć gardło nawilżyć powinna, jedzenia zapasy, ubrania znoszone nawet do szmat, ścierek niepodobne... Nasz czas się kończy, los niecierpliwy ręce zaciera, by w miejsce czułe nadwyraz uderzyć. Czeka? Mimo to, acz dlaczego?

______________________________________

Witam wszystkich.
Chciałam przeprosić za swoją długą nieobecność, ale nie miałam pomysłu na dalszą część... to się zmieniło, więc mam nadzieję, że Wam się spodoba.

Zapraszam również do innych książek mojego autorsta / współautorstwa.
Jedną z nich jest...

"Jasse" jest to opowiadanie o Lokim, który strącony z Asgardu spadł tak niefortunnie, że trafił do Nawii - krainy Słowiańskich bóg. Słowianie... Czy też Antowie nie żywią zbyt ciepłych uczuć do skorych do łupierzy mieszkańców Złotego Miasta. Sam bożek zaś nie może powiedzieć nic w swojej obronie i nie dlatego bynajmniej, iż ich nie rozumie. Nie, język zna bardzo dobrze. Co więc powstrzymuje go aby użyć tego sławnego srebrnego języka?
Cóż... Loki. Znasz go prawda? Lepiej, lub gorzej zna go każdy, kto to czyta.
Mitologia Nordycką... Obił ci się o uszy ten termin zapewne, może znasz nawet kilku bóg, cóż... Napewno Odyna, Thora, może Friggę. Czytałaś, lub słyszałaś jakieś mity z tej mitologii, wiesz co to Ygradsil. A słyszałaś kiedyś o mitologii Słowiańskiej? Znasz Świętowida, Peruna, Roda, lub Dziewanna? Cóż... Zapewne "kojarzysz" jedynie Marzannę, którą wiosną topią, lub palą dzieci, a której imię pochodzi od pewnej bogini. Szkoda troszkę, że tak mało wiemy o bogach naszych przodków. Choć... Nie tylko my. Loki także ich nie znał, do czasu.

Tekst L16Wosp
Współautorka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro