Rozdział 56

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kopałem zaciekle, nerwowy bo wiedziałem że znajdą tam coś, choć nie byłem pewien co. Bolały mnie ręce, ciało odmawiało posłuszeństwa jakby z jakiś nieokreślonych przyczyn miało zabraknąć sił. Denerowałem się, bo nie miałem wytłumaczenia, które jasno określiło by dlaczego nie ma tutaj niczego. Przygryzłem wargę prychając lekko pod nosem...

- Kopie nie w tym miejscu co trzeba. - Mruknąłem bardziej do siebie niż do nich i wstałem z kolan wycierając ręce w tunikę. Coś zasadniczo przegapiłem, bo nie znalazłem innego wytłumaczenia niż to. - Wy wszyscy, to nie to miejsce.

- Nie to, ach oczywiście nie to... Bo to jest w innym miejscu tak? Przestań pieprzyć i brać nas za głupców. Nie rozumiesz chyba, prawda? - Syknął Tony nie wiedząc czy ma się śmiać czy płakać. Pod nimi był już niemal metr wykopanej dziury, z rozkazu Vindikty i Lokiego. Byli brudni, zmęczeni i głodni, po tym jak całą energię bez sensu wyładowali na machanie łopatą.

WWiedziaem, że tak czy inaczej Oni nie rozumieją niczego, z zasad gry w którą przyszło im grać, byli na to zbyt dumni a ich oczy patrzyły zupełnie innymi kategoriami niż dotychczas. Nauczyli się tak niewielu rzeczy, aby teraz sądzić że wiedzą już wszystko. Świat skrywał o wiele za dużo dla ich umysłów.

Wstałem i odszedłem kilka kroków, by przyjrzeć się dokładniej powierzchni po której stąpałem. Ziemia, w jednym z wielu miejsc była rozkopana przez nich, ale... To zaledwie ułamek, tego co zostało do sprawdzenia. Miałem już dość tej wyprawy, ludzi i przekletej matki snów, nocy czy czego tam jeszcze. Nie podobało mi się w jaki sposób odnosili się do mnie, a mimo to coś w tym musiało być.

- Pieprzyć, może właśnie powinienem zacząć. - Westchnąłem i podszedłem do jednego z drzew ponad nimi. Pieprz to przyprawa, kuleczki z zamkniętym w sobie smakiem, a skorupa często nie jest tylko czarna, ale może być biała, czerwona, nawet zielona. Nie oczywiste rozwiązania są najlepsze, bo tylko nieliczni ich próbują...

Zerwałem z gałęzi owoc tego drzewa i nawet nie zastanawiałem się co to jest, ale liczyło się to że miał pestki. Rozerwałem na pół, wysypując na rękę drobne zalążki owocu.

- Daj mi wody. - Rozkazałem i wyciągnąłem do Thora rękę, mając na myśli jedną ciekawą rzecz. Wykopałem niewielki dołek i zasadziłem je, zlewając wodą. Woda to życie, a z drobną pomocą... Przecież mogły wypuścić korzenie. Leniwie  przystawiłem rękę do ziemi i lekko przytrzymałem kreśląc na niej słowa.

Roślinka nie urosła, bo nie tego chciałem, miał raczej inny plan, do którego... Nie każdy by się choćby na krok zbliżył. Sztuczki, mogły tylko zyskać troszkę czasu dla mnie, ale na to skrycie liczyłem. Cóż, potrzebna była iskra, albo woda... Odsunąłem się od swojej "gromady" idąc w głąb lasu. Zdawałem sobie sprawę, że ktoś i tak  zauważy, może to lepiej?

Wiedziałem już wszystko, przemyślałem to a tak czy inaczej gdzieś popełniłem błąd. Sprawdziłem mapy, znałem je niemal na pamięć. Przez myśl przeszło już kilka razy, więcej niż kilka bo co jeśli to kłamstwo? Złota woda mogła okazać się tylko nic nie wartą legendom, gdzie w tym był jakiś sens? Dotarli aż tutaj, przecież nie mogli od tak zawrócić. Nawet ja nigdy bym nie podejrzewał, takiego obrotu sprawy.

Dzień był chłodny, dlatego choć nie padał śnieg miałem postawione na baczność myśli dotyczące własnej skóry, która mogła zmienić barwę, a tego przy tylu oczach by nie zniósł. Szczerze mówiąc, miałem dosyć wiatru, wilgoci i gwaru.

- Co poszło nie tak? Coś musiało... - Mruknąłem coraz bardziej znudzony i poddenerwowany. Dostałem już tyle wskazówek, a nie udało się do tej pory prawie żadnej wykorzystać.

Zmiana nastąpiła dopiero, kiedy stopą natknąłem się na miękką powierzchnię szczelnie pokrytą bielą śniegu. Przekonanie, ciekawość, może nawet jakaś niewyjaśniona siła znów popchnęła mnie do myślenia. Uśpiony umysł nie słuchał niczego i nikogo. Właśnie dlatego popełniłem błąd, stając się zbyt pewnym. Pierwsze co poczułem to świst powietrza, później ból i wiry przed oczami. Było ciemno, zimno conajmniej o kilka stopni i co ciekawsze cicho. Wpadłem jak kot do studni, a tak naprawdę była to jaskinia, tunel czy pieczara.

Nazbieranie drewna nie zajęło mi dużo czasu, choć nadgarstek bolał niemiłosiernie. Wygiął się pod nie korzystnym kontem, aż coś chrupnęło. Nastawiłem, przegręciłem go szybko i zawinąłem w zerwaną z tuniki częścią materiału, by drugą obwiązać drewno i stworzyć prowizoryczną pochodnię. Rozpalenie ognia było drugą ciężką sprawą, do której nie przywyknąłem a w takich waruknach wręcz nierealną. Proste zaklęcie powinno zakończyć sprawę i tak też się stało.

Cóż, nie o to chodziło, tak naprawdę. Narzekanie, nerwy w niczym by nie pomogły. Skupienie przede wszystkim i tego należało się trzymać. Znałem drogę, ułatwiłem ją sobie korzeniem zasadzonej rośliny. Ta jest bardzo mała, więce specyficzna. Szedłem przed siebie, szukając na suficie, czy raczej górnym sklepieniu oznak swojej obecności na powierzchni.

Miałem do siebie żal, że nie liczyłem kroków, ale cholera wie czy ten tunel prowadzi w ogóle w jakieś miejsce. Szczury, owady czy Normy wiedzą co jeszcze wiło się pod bosymi stopami. Obrzydliwy swąd jakby coś zdechło drażniło nos i chyba sam bym się nie zdziwił gdyby rzeczywiście rozkładał się tutaj jakiś szczur czy lis. Kości w tych lasach jak widać były pod ziemią, ukrywając starannie jakiekolwiek oznaki życia. To miało sens, żeby złota woda, jej źródło było pod ziemią? Tak, przynajmniej tak sądziłem do tej pory.

Mimo to nie tak sobie to wyobrażałem i nadal było podobnie. Powinna być złota komnata, kolumny, zapach metalu, czysty, przejrzysty, długi i jasny korytarz... A tutaj? Cuchnie.

Wizja wciągnięcia do grodu, tutaj by się sprawdziła, ale kto to tam wie? Poszukiwania ciągnęły się długo i nie znalazłem nawet śladu tego czego szukałem. Przeklnąłem pod nosem, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że... W takim miejscu często są gazy, które w połączeniu z ogniem mogą wysadzić wszystko w powietrze. Zagwozdka była taka, gasić czy nie?

Pochodnia dawała ciepło i była tutaj jedynym źródłem światła, poza nią nie miał nic innego. Tunele musiały zejść jeszcze niżej, rozdzielić się w korytarze, albo być zakończone tak nagle jak się zaczęły. Chodzenie po nich samotnie było głupotą, już nie mówiąc o tym że po omacku. Zawał ścian, górnych warstw zabiłby mnie na miejscu, czy co gorsza... Uwięzić, a szczórów nie miałbym serca jeść.

************************************

Hej, jak widzicie pojawił się nowy rozdział i szczerze mówiąc zajęło mi troszkę czasu żeby się do niego zabrać. Historia jest jedną z moich pierwszych, dlatego jej początek odstrasza. Mam zamiar dokończyć to opowiadanko, ale nie wiem kiedy. :)

Jak zwykle proszę o zostawiene po sobie gwiazdki, czy komentarza.

Zapraszam do "rzucenia okiem" na inne książki na moim profilu. Większość z nich piszę z L16Wosp która jest ich współautorką. Do Niej też Was serdecznie zapraszam. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro