Rozdział 7
Loki.
Opowiedziałem dziewczyną wymyśloną historie o tej przeklętej wodzie. Mam nadzieję, że są tak głupie i łatwowierne żeby w nią uwierzyć.
Muszę stąd uciec i skończyć to co zacząłem. Ta czarnowłosa kobieta i ci przebierańczy będą patrzeć jak ich świat płonie.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos.
- Loki znasz kogoś kto potrafiłby zdjąć zaklęcie? - Zapytała Rudowłosa.
Uwierzyły teraz to już pójdzie łatwo.
Najważniejsze to pozbyć się kajdan ograniczających moją magię i ruchy.
- Jest jedna osoba, która z pewnością dałaby radę.
- Gdzie ona jest? Kto to?
- Osoba ta jest bliżej niż myślisz, właśniena nią patrzysz.
- Ty, już ci uwierzę.
- Mogę udowodnić przynieś mapy a sama się przekonasz.
Natasha wahała się na początku, ale zrobiła dokładnie to co chciałem.
Przyniosła mapy i położyła je przedemną.
- Jest mały szczegół, te kajdany hamują moją magię bez nich zdejme zaklęcie.
- O nie kochaniutki, wybij to sobie z głowy. - Odezwała się ta królowa od siedmiu boleści.
- Daje słowo, że nie wyjdę z tego statku. Jak mi nie wierzysz rozkuj mi ręce i trzymaj sztylet przy moim gardle a ja zajmę się mapą.
Dziewczyny i Stark patrzyli na mnie podejrzliwie.
- Zgoda.
Po tych słowach podeszła do mnie Vindikta i oswobodziła moje ręce, kiedy skończyła stanęła za moimi plecami i przyłożyła do mojej szyi sztylet.
- Rób co obiecałeś, odczaruj mapę.
Na moje usta wkradł się pasakudny uśmiech. W ręce pojawiła mi się wiązka zielonego światła, która trafiła Starka ten nie zdążył zareagować i upadł nieprzytomny na ziemię.
Vindikta chciała poderżnąć mi gardło, ale nie zdążyła bo wykreciłem jej rękę i wbiłem sztylet w brzuch dziewczyny. Natasha rzuciła się na mnie i próbowała zabić, ale silniejsi próbowali na próżno.
Złapałem ją za gardło i dusiłem, aż nie straciła przytomności a później rzuciłem jej bezwładne ciało na podłogę.
- Jesteś potworem, ocaliłam ci życie, karmiłam i opatrzyłam cię a ty zdradziłeś. - Wychrypiała dziewczyna.
- Już prawie o tobie zapomniałem.
Podeszłem do niej, wyjąłem z jej brzucha sztylet i otarłem go z krwi.
- Mi bardziej się przyda.
Wyszedłem z pomieszczenia, ruszyłem korytarzem szukając rozsądnej drogi ucieczki.
Nie chciałem natknąć się na jakiegoś Avengersa, bo miałem tylko sztylet no ale zawsze coś.
Nikogo nie widziałem, było pusto i cicho podejrzane nie powiem.
Nagle ktoś zaatakował mnie od tyłu, nie honorowe zagranie jak się okazało tym kimś był Thor.
Złapał mnie za gardło i przycisnął do ściany czułem, że się dusze nie potrafiłem złapać tchu i do tego miałem jeszcze mroczki przed oczami.
- Puszczaj mnie.
Wypowiedziałem te słowa z wielkim trudem, gromowładny uciskał moje struny głosowe a brak tlenu nie pomagał.
- Gdzie są dziewczyny? Gadaj! - Rozkazał jeszcze bardziej zaciskając uścisk.
Z moich ust wydobył się stłumiony jęk, wywołamy bólem całej szyi.
Nie miałem siły się szarpać a on dalej trzymał mnie w żelaznym uścisku.
Już miałem stracić przytomność, kiedy zachłysnąłem się powietrzem.
To Syn Odyna poluzował dłoń dając mi dostęp do powietrza.
- Jeszcze raz zapytam gdzie są dziewczyny i Stark!
- Nie wiem, pozwoliły mi odejść a Stark siedział z nimi.
W tym momęcie podbiegł do nas Steve.
- Przyjacielu uspokuj się, co się dzieje?
- Zapytał Kapitan spoglądając na mnie.
- Loki szedł tutaj bez kajdan i dziewczyn obawiam się, że coś im zrobił.
- Poszukam ich a ty zostań z nim. - Po tych słowach Kapitan zniknął za rogiem.
Thor odwrucił wzrok w innym kierunku to była moja szansa wyjąłem sztylet i przeciąłem ręke blondyna, która trzymała mnie niemiłosiernie.
Niebiekoooki krzyknął z bólu i uderzył mnie w twarz ja próbowałem dźgnąć go sztyletem w brzuch, po paru próbach udało się.
Odskoczyłem do niego i zacząłem biec przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro