Rozdział 24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Moje bose stopy dotknęły złotych ziarenek chłodnego piasku.

Słońce nie zdążyło jeszcze go nagrzać, ale przy takim upale było to nieuniknione. Z nieba lał się żar, czułem się niczym usychający kwiat na pustyni. Jako Jotun nie lubię upałów są męczące i podrażniają skórę.

Ruszyliśmy w stronę wydm, które były kurtyną oddzielającą świat fikcyjny do rzeczywistego, wszystko co robiliśmy było grą a nam przypadła rola pionków.

Czas nieustannie rzuca kostką zmieniając nasze dotychczasowe położenie i rujnując wszystko w co wierzymy.

Wejście na wydmę było nie lada wyzwaniem, karzdy nasz następny krok powodował osuwanie się piachu,  który niczym fala wiatru przysłaniał widoczność towarzyszą idącym z tyłu.

Gorący wiatr nie ułatwiał sprawy, rzucał we wszystkie strony złote ziarenka i usiłował trafić w oczy.

Nie miałem już siły walczyć z nieugiętą wydmą, nogi stawały się coraz cięższe a piach dostał się pod bandarz. Ziarenka przytuliły się do rany wywołując nieprzyjemne uczucie.

Nie tylko ja miałem ciężko Stark, który szedł za mną oberwał piachem po oczach, potknął się i sturlał. Steve pomógł mu się wdrapać z powrotem.

Długo zajęło nam pokonanie tych pięknych tworów natury, ale mimo sprzeciwności losu udało się.

Naszym oczom ukazał się duży, obrośnięty przerużną roślinnością las.
Nie miałem ochoty wchodzić tam i szukać czegoś co nawet nie istnieje.

- Wchodzimy? - Zapytała Terra

- Chyba musimy, wyspa widoczna była na mapie może tu być jakaś wskazówka. - Powiedziała Vindikta odwracając się w naszym kierunku. - Trzymajmy się razem, takie miejsca często zwodzą ludzkie serca.

Ostrożnym krokjem ruszyliśmy przed siebie.  Powietrze stało się ciężkie, jakby drzewa zabierały dwutlenek węgla, ale nie oddawały tlenu.

Korony najwyższych drzew zasłaniały niebo, ziemia była pokryta liśćmi, kamieniami, i różnego rodzaju umierającymi kwiatami, które nie miały dostępu do wody i światła.

Las umierał, wyglądał jakby ciążyła nad nim jakaś choroba, która bardzo powoli a zarazem skutecznie uśmierca rośliny.

Nie widziałem żadnych zwierząt ani choćby jednej oznaki ich obecności, żadnych ptasich gniazd, nór, legowisk, śladów łap, kopyt, racić, pazurów niczego.

Nie mialem już siły iść, dlatego przstanąłem na chwilę udając, że z zaciekawieniem oglądam stary zniszczony przez czas dąb.

Jego korzenie przebijały się przez grubą, solidną warstwę gleby.

Drzewo dzięki nim miało łatwy i szybki dostęp do wody, która zapewne ukrywała się głęboko pod ziemią.

Rana zaczęła promieniować ogromnym bólem, odruchowo złapałem się za jego źródło.

Na moje nieszczęście zauważyła to Pani snów. 

- Dasz radę iść dalej? - Zapytała łapiąc mnie za lewe ramię.

- Tak. Nic mi nie jest. - Zapewniłem robiąc kilka pewnych kroków, nie był to dobry pomysł.

- Utykasz.

- Nie.

- Oczu nie oszukasz Psotniku.

Westchnąłem podnosząc wzrok na czarnowłosą. Co mam jej powiedzieć, że nie pójdę dalej? Nie to odpada muszę wymyślić coś innego.

- Nie możemy zawrócić dam głowę, że tutaj znajdziemy to czego szukamy.

- A czego szukamy? - Zapytała zaciekawiona moimi słowami.

- Nie wiem.

- Szukamy drogi, albo rozstaju dróg. Przynajmniej tak mi się wydaje. - Powiedziała z uśmiechem. - W zagadce jest mowa o drogach, tak samo jak w twoich snach.

- Tak, ale jest mały problem zawsze śniły mi się dwie drogi, ale teraz było inaczej Olbrzym pokazał mi trzy drogi lecz mówił o dwuch. Mówił te same słowa co zawsze, jasno i wyraźnie Widzę dwie drogi. To o co chodziło z tą trzecią? - Zapytałem.

- Nie wspominałeś o tym wcześniej.

- Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że to bez sensu. Ta dodatkowa droga pojawiła się dopiero po zadanym pytaniu, tak jakby była potrzebna dopiero po odnalezieniu odpowiedzi na zagadkę.

- Albo jest inna droga do kielicha, może da się go odnaleźć bez tej konkretnej odpowiedzi.

- Droga życia trudna jest

Nie znajdziesz na niej czego chcesz.

Szukać możesz innych drug

Lecz cię czeka wielki trud.

- Zacytowałem słowa Friggi.

- Co ty powiedziałeś?

- Nic. Tylko przypomniałem sobie słowa Matki i tak jakoś wyszło.

- Loki te słowa były na mapie.

- Co?

Teraz to już nie wiem co się dzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro