Rozdział 27

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wszyscy bali się, podjąć jakomkolwiek decyzję chcieli pomyśleć, zagłębić się we własnych myślach a to było zgubne i niepotrzebne.

Zrobiłem coś czego nikt się nie spodziewał...

Ruszyłem przed siebie, reszta stała na swoich miejscach i oglądała moje poczynania.

Po paru krokach zatrzymało mnie silne szarpnięcie za łańcuch. Odwruciłem się napotykając wściekłe spojrzenie Pani snów.

- A ty do kąd się wybierasz?

- Idę tam gdzie nigdy sam bym nie poszedł. - Wyjaśniłem jakby to było oczywiste. - Przed siebie.

- Co? To bez sensu. - Warknął Stark. - Dlaczego niby mamy ci zaufać?

- Zaraz tam ufać, po prostu pomyśleć logicznie i iść w ślad za mną. - Uśmiechnąłem się wrednie.

- Uważasz, że powinniśmy iść prosto? Dlaczego? - Słysząc to pytanie spojrzałem w niebieskie oczy Terry, która odezwała się do mnie pierwszy raz od naszej kłutni.

- Ja nigdy nie wybrałbym prostej drogi, takie ścieżki są proste i zbyt oczywiste.

- To co robimy?

- A zagadka o braciach? Przecież nie możemy jej tak po prostu odrzucić. - Odezwał się Clint. - Hester ostrzegała nas przed zdrajcą i jestem pewien, że mówiła o Laufeysonie.

- On chce nas zwieść, zaprowadzić na pewną śmierć i uciec. - Do rozmowy ponownie włączył się człowiek z żelaza. - Zastanówmy się, nie podejmujmy pochopnych decyzji.

- Hestera mówiła, że możemy zadać jej trzy pytania. Ona na pewno powie nam którą drogą musimy pójść. - Zaproponowała Terra.

- Nie możemy zmarnować tych pytań na takie błachostki. - Powiedziałem robią kilka kroków do przodu, oczywiście tyle ile pozwalał mi łańcuch. - Marnujemy czas, chodzcie prostą drogą.

- Stul pysk. - Syknął Thor.

- Nie mów tak do mnie.

- Przestańcie! - Krzyknęła Vindikta. - Nie widzicie co się tu dzieje? To próba, kolejna trudna próba lojalności, ufności, szczerości. Nie możemy skakać sobie cały czas do gardeł.

- To co ty proponujesz?

- Nie wierzę, że to powiem, ale próbowałabym zaufać temu Kłamcy.

Vindikta popchnęła mnie do przodu, zacząłem iść. Boczne drogi coraz bardziej znikały w mgle, nie bylo odwrotu.

Wędrówka była długa i monotonna, musieliśmy pilnować żeby nie zgubić ścieżki.

Bohaterowie byli spięci, gotowi do ataku, walki czy ucieczki. Miałem przewagę nad nimi, mogłem nimi manipulować dzięki słową tajemniczej postaci.

Czułem ich zdenerwowanie, zdezorientowanie a nawet nutkę strachu.

Najbardziej niepokoiło mnie to, że w naszych szeregach jest zdrajca nie byłem pewien czy chodziło jej o mnie czy o kogoś innego.

Zdrada, czy dałbym radę się jej podjąć? Znając życie tak, kobieta mogła znać naszą przyszłość i przewidzieć moją zdradę, ale jeżeli to ktoś inny mamy problem.

Nie było tu nikogo kto mógłby zrobić coś takiego. Zdrada jest karana śmiercią, dlatego mało kto decyduje się zdradzić.

Sam nie raz zostałem obwołany mianem zdrajcy i ukarany bardzo surowo. W lochach chciałem umrzeć, miałem dość takiego życia o ile taki los można wogule nazwać życiem.

Ścieżka ciągneła się dalej, a jej końca nie było widać. Słońce od dawna górowało na niebie, muskając naszą skórę swoimi promieniami.

Pierwszy raz od kiedy zeszliśmy na ląd zobaczyłem dużego ptaka sunącego swobodnie w przestworzach. Sądząc po jego upierzeniu był to duży i piękny okaz jastrzębia zataczającego kręgi. Nie przeszkadzały mu chmury powoli sunące do przodu.

Byłem ciekaw czy dokonałem właściwego wyboru i nie popełniłem błędu, który będzie nas wszystkich drogo kosztować...

______________________________________

Jak myślicie kto jest zdrajcą??????

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro