Rozdział 40

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedziałem oparty o maszt i intensywnie myślałem nad sensem przeczytanych słów.

Zapisane na medalionie litery rozmazały się i zniknęły tak szybko jak się pojawiły.

To była zaledwie chwila, mała, krótka nic nie warta chwila, która zapewne zmieni los kilku ludzkich istnień.

Klucze są prawdziwymi przyjaciółmi ludzi związanych problemami, wyrokami czy obowiązkami narzuconymi przez nieposłuszny los.
To dzięki nim potrafią zdjąć krępujące ich więzy i wykorzystać upragnioną wolność.

Coś mi podpowiedziało abym podjął prubę oswobodzenia siebie samego, bo tylko w ten sposób mogę znaleźć dziurkę od klucza i odpowiedzieć na pytania godne uwagi przyszłego króla.

Szybkim i energicznym ruchem zerwałem splot kajdan i uwolniłem skostniałe, zdrętwiałe ramiona. Łańcuch swobodnie zwisał wzdłuż rąk i kołysał się w obie strony.

Powoli podniosłem się z ziemi i swoje kroki skierowałem do drewnianej komody.

Byłem pewien, że jest w niej coś nadzwyczajnego. W tym mmomęcie była ona niczym jajko, które chowa pod swoją skorupką najcenniejszy skarb.

Nagle świat zawirował, zaczął toczyć swoje akrobacje jakby olbrzym rzucał światem niczym piłeczką pingpongową.

Dzban, który stał na stole ustawionym niedaleko komody upadł z hukiem na ziemnię i rozpadł się na kilkaset kawałeczków, w ślad za nim z drewnianą posadzką spotkał się obraz z ilustrujący panoramę Asgardzkiego miasta skąpanego w świetle wschodzącego słońca.

Kajuta powoli wyglądała jak pobojowisko, meble były powywracane, połamane i zniszczone.
Kawałki ścian zaczęły odrywać się od właścicieli i latać po całym pomieszczeniu z impetem uderzając w losowo wybrane miejsca.

Gruz walał się wszędzie w całym tym zamieszaniu ocalała tylko komoda, która twardo trzymała się swojego stałego miejsca.

W drzwiczki komody uderzył złoty klucz, który pojawił się znikąd w ślimaczym tępie zaczął przekręcać zamek.

Komoda otwierała się. Miała ukazać mi swoje wnętrze, ale w tym momęcie sufit zawalił się przygważdżając mnie do ziemi, która zapadła się pod  ciężarem.

Spadałem w dół, który zdawał się nie mieć końca. Czekałem na ból, uderzenie i śmierć, ale zamiast tego czułem i słyszałem świst powietrza dźwięczący w uszach.

Przed oczami pojawiły mi się wszystkie obrazy ze snów, które przeżywałem. Moje zamiany w lodowego olbrzyma raniącego moją pozorną, ludzką postać.

Widziałem  scenę z sali tronowej i wręczenie złotego kielicha w moje czarne dłonie, trzy kręte drogi i zachodzące słońce, które oświetlało wybraną przez nas ścieżkę.

W moich uszach brzmiały słowa Pani śmierci tłumione przez przerażający szum wiatru.

Mam jeszcze jedną istotną informację dla ciebie kochany, pamiętasz swoją wizję? radzę ci ją dokładnie przeanalizować.

Zdałem sobie sprawę, że właśnie teraz mój mózg przeanalizował nie tylko wizję a wszystkie sny jakie miałem w przeszłości.

Uderzyłem o ziemię, ale nie czułem bólu. Tak jakbym upadł na poduszki wypełnione miękkimi piórami, czy wpadł w wysoką trawę muskającą delikatnie plecy.

Zerwałem się na równe nogi, nic nie widziałem wokoło było ciemno jak w grobie. Czyjaś ręka dotknęła od tyłu mojego ramienia, przez moje ciało przeszedł dreszcz. Wiedziałem do kogo należała owa dłoń, tylko jedna znana mi osoba sprawiała, że czułem się malutki.

- Mówiłam przeanalizuj swoją wizję. - Szepnęła do mojego ucha Hell, jej oddech odbił się od mojego policzka i odskoczył w próżnię. - Dlaczego nigdy nie słuchasz? Nie chciałeś sam jej zobaczyć to teraz ja pokazałam ci wszystko, wykorzystaj informacje mądrze. Do zobaczenia synu Laufeya, już nigdy nie zobaczysz mnie w tak dobrym humorze.

Otworzyłem oczy i zrozumiałem co właśnie się stało. Dalej byłem w obozowisku, Vindikta i reszta ekipy  siedzieli na trawie i analizowali mapy.

Terra, ja i pozotałe dwie dziewczyny leżeliśmy w wysokiej trawie. Byłem okryty kocem, wtuliłem w niego prawy policzek roskoszując się jego delikatnością i imitowanym ciepłem.

Kajdany na rękach i nogach nie przeszkadzały mi, tyle czasu miałem je na sobie, że nauczyłem się w nich normalnie funkcjonować a nawet całkowicie je ignorować.

Wiedziałem już wszystko. Hell pokazując mi sny wskazała dziurkę od klucza.

Komoda to zagadka, jest w niej coś czego nikt nawet nie próbował znaleźć. Swoją drogą jestem ciekaw czy ktokolwiek wie o istnieniu tajemniczej kajuty.

Pani śmierci zabrała mnie tam w jakimś celu, a dokładniej chciała abym otworzył komodę.
To tam jest kielich, albo coś co utwierdzi mnie w przekonaniu gdzie on jest bo mam pewne podejrzenia.

Jestem spokojny, bo życie nie wymknie mi się już z pod kontroli.
Nie wiem ile mi to zajmie ale wiem jedno, teraz będzie już tylko lepiej.

Wtuliłem się w koc, zamknąłem oczy i czekałem aż morfeusz zabierze mnie w swoje kojące objęcia.

Zasnąłem z myślą, że moje życie powoli zaczyna układać się po mojej myśli, to ja zabieram pióro i zaczynam pisać swoją dalszą historię.

Zostałem pisarzem swojego losu, moje ręce piszą litery, moje myśli piszą słowa a moje czyny piszą całe zdania...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro