Rozdział 43

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Świat odwrócił stronę swojego medalu na tę mroczniejszą, starannie schowaną głęboko w ciemnych odmętach galaktyki.

Okrył się lodowym płaszczem, który udusił swoim ciężarem wszystkie słabsze osobniki, skruszył mury i rozerwał najgrubsze, metalowe łańcuchy.

Czy życie musi być tak kruchym materiałem? Można je porównać do meduzy, która poddaje się falom, dryfuje i nieustannie płynie z wiatrem. Wyrzucona na brzeg zamienia się w wodę i szybko umiera.

Podniosłem się z ziemi. Płaty śniegu utworzyły zimny dywan. Sięgnąłe po białe cudo spoczywające na ziemi, zimno przeszło przez moje ręce. Patrzyłem jak wydaje ostatnie tchnienie i zamienia się w klarowną ciecz. Moje ręce zamieniły się w sito przez które woda ucieka niewielkimi dziurkami.

- Gdzie się wybierasz? - Zapytała Vindikta zawieszając na mnie karcące spojrzenie swoich błękitnych oczu.

- Mapy. Mam dziwne przeczucia. - Wzruszyłem ramionami jakby było to oczywiste i przejrzyste. - Nic ci do tego.

Śnieg przy każdym kroku grał mało melodyjne nuty, które zostały niestarannie wpisane do pięciolini.

Podeszłem do niewielkich rozmiarów torby w której bezpieczne schronienie znalazły zbiory licznych map i papierów.

Zabrałem zwoje i zacząłem dokładnie lustrować je wzrokiem. Widniała tam  zagadka o braciach, którą swoja drogą dawno już rozwiązałem.

Nic się nie zmieniło, zarys lądu w dalszym ciągu był rozmyty i wyniszczony.

- Co chcesz na nich zobaczyć? - Usłyszałem szept czarnowłosej przy moim uchu, na karku czułem jej ciepły oddech i włosy muskające moją odkrytą szyję. - Dzień w dzień przeglądam je dokładnie, ale moje oczy nie sięgają już tak daleko.

- Może nie potrafisz odkryć tego co skrywają? Są złożone z czterech starannie sklepionych ze sobą kart. Musisz je od siebie oderwać nie niszcząc popszedniej warstwy, tylko tak odczytasz ich przekaz.

- Skąd ta pewność? - Brew Pani snów powędrowała ku górze niczym kurtyna ukazująca ukrytych za nią aktorów.

- Hester. Ona może nam pomóc, albo zabić nas wszystkich. Zadajmy jej kilka pytań to nasza szansa nie możemy tak po prostu zmarnować.

- Myślisz, że powinniśmy jej zaufać? - Jacy ludzie są naiwni, nigdy nikomu nie można zaufać, bo taka osoba wykorzysta nasze słabości do swoich celów.

-  Nie rozśmieszaj mnie. Ufać to można tylko i wyłącznie sobie, ja sugeruje wysłuchać jej słów i uznać czy warto iść za jej głosem. - Wyjaśniłem. Vindikta myślała nad słowami wypływającymi z moich strun głosowych. - Nasz czas ucieka, nie możemy wiecznie szukać czegoś co nawet nie istnieje.

- Dobrze więc. - Na moje wargi wdarł się uśmiech, jak zawsze miałem cel w takim a nie innym postępowaniu, chciałem pilnie rozmówić się z Hester.

- Detrwizia - Niebo zaczęło pękać niczym szkło po mocnym uderzeniu. Ziemia pod naszymi stopami zaczęła drżeć a ja i Vindikta dosłownie zapadliśmy się pod ziemię.

Wylądowaliśmy na twardej, ciemnej posadzce. Dziewczyna pomogła mi wstać z podłogi, oboje nerwowo rozejrzeliśmy się po komnacie, w której aktualnie się znajdowaliśmy.

Ściany były pokryte srebrem a na nich w równej od siebie odległości wisiały pochodnie jarzące się czarnym miczym węgiel płomieniem.

Mimo swojej ciemnej, nieprzyjaznej barwy oddawały swoje ciepło i skutecznie ogrzewały ciemne mury otaczające nasz ze wszystkich stron.

W sali panowała głucha cisza przerywana co jakiś czas świstem wiatru, skaczącego po całym tym nieprzyjemnym miejscu.

- Loki. - Poczułem czyjąś rękę na ramieniu, odruchowo odwróciłem wzrok w kierunku ucisku. To dłoń czarnowłosej zaciskała drobne palce na moim barku. - Tam chyba są drzwi.

Spojrzałem w kierunku wskazanym przez dziewczynę. Nic specjalnego nie rzucało mi się w oczy, żadnego zarysu, produ, ramy czy czegokolwiek co sugerowałoby obecność drzwi.

- Gdzie? - Zapytałem zdezorientowany. Vindikta ruszyła przed siebie. Ciekawość popchnęła mnie w jej ślady, spojrzałem w górę sufit miał barwę brudnego złota połączonego z rdzawym, rudawym akcentem. To połączenie dawało naprawdę ładny efekt,  Barwy pasowały do siebie jak dwie krople wody.

- Spójrz. - Szepnęła, sięgając po moją dłoń. Musiałem się sporo nagimnastykować, aby dotknąć wskazanego miejsca bo łańcuch utrudniał wykonywane ruchy.

Moja reka musnęła srebrzystą ścianę, która przy dotyku zrobiła się szorska i ciemna niczym zabarwione, spróchniałe do cna drewno.

- Jak? - Tylko te słowa udało mi się z siebie wykrztusić, byłem w niemałym szoku. Jak mogłem ich nie dostrzec? Nie mam pojęcia jak ktoś ukrył je przed moim czujnym i wrażliwym okiem.

- Jak je znalazłam? - Zaśmiała się, choć nie było mam wcale do śmiechu. - Ta postać sprzed kilku tygodni, miała specyficzny zapach czuję go tutaj. - Wyjaśniła spokojnie kobieta. - Przy tej ścianie jest on najintensywniejszy. Domyśliłam się, że muszą być tutaj jakieś drzwi czy przejście.

- Są drzwi trzeba znaleźć klucz.

Klucz. Odruchowo sięgnąłem po medalion podarowany mi przez panią śmierci.

Twoje sny to klucze, teraz jeszcze pozostaje znaleźć odpowiednią dziurkę...

- Klucz powiadasz? Gdzie my niby mamy znaleźć klucz w tym ciemnym, pustym miejscu?

- Mam klucz. - Powiedziałem z uśmiechem, zbliżyłem się do drzwi i  pogładziłem otwór od dziurki.

- Co? - Vindikta posłała w miom kierunku tak specyficzne dla niej spojrzenie, że moje usta automatycznie ułożyły się w wąską linię.

- Nie pytaj. - Pokręciłem głową z  niezadowoleniem i włorzyłem medalion do dziurki...

______________________________________

Wybaczcie moją długą nieobecność😫, ale zaczęła się szkoła i mam dla was straszną wiadomość.😩

Rozdziały będą dodawane tak, aby jeden był minimalnie w tygodniu dodany, więc może być ich w jednym tygodniu siedem albo jedem. 😳

Wybaczcie😥

Miłej nocy ❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro