10
Tak wiem jestem żydem:))
Otworzyłam leniwie oczy.
Otaczał mnie półmrok.
Leżałam na drewnianej podłodze, powoli wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Biurko, kanapa, dwa fotele, okrągły stolik, świeczniki, biblioteczka, zasłonięte okno i drzwi.
Nic nadzwyczajnego.
Podeszłam do okna które były na połowę ściany i kończyło się prawie przy samym suficie.
Chwyciłam materiał i odsłoniłam okno. Do pomieszczenia wpadło blade światło księżyca.
Usiadłam na jednym z foteli i chwyciłam jedną z poduszek leżących obok.
Przycisnęłam ją do klatki piersiowej.
Czuję się taka bezbronna i słaba.
Jeszcze chwilę bezczynnie siedziałam gdy nagle wszystkie świece zapaliły się.
Do pomieszczenia weszła wysoka kobieta.
Jej długie czarne włosy były związane w warkocze i przyozdobione spinkami. Ciało zdobiła granatowa suknia i czarny płaszcz. W dłoni trzymała trzy czerwony róże.
-Victoria. Długo Cię tu nie było.-Kobieta uśmiechnęła się lekko.
- Emm.. słucham?
-Byłaś tu we śnie lub przepowiedni jak wolisz to nazwać. Jestem Mahvan.
-Mahvan? Jedna z matek.-Odparłam lekko zamyślona.
- Tak. A czy wiesz dlaczego tu trafiłaś?
- Nie
-Otóż-dała mi jedną różę.-zostałaś oddzielona od swojej energii. Wciąż jesteś słaba a bez niej tak będziesz kończyć. -moja różą zapaliła się a ja ją szybko upuściłam.
-Ale co jest moją energią?-mój wzrok utkwił w kobiecie.
-Sama musisz się dowiedzieć. Teraz wrócisz do Raimona i nikt nie będzie pamiętać o tym, iż chciałaś zmienić szkołę. -Wpieła w moje włosy jedną z róż a drugą umieściła w swoim warkoczu.-Nie rób głupot i zacznij ćwiczyć swe moce.
Spojrzałam na czarnowłosą a ta posłała mi lekki uśmiech.
Zamknęłam oczy a gdy je otworzyłam byłam w moim pokoju.
Szybko z niego wybiegłam i wpadłam do pokoju brata.
Axel siedział przy biurku i pisał coś w zeszycie, mamrocząc jednocześnie pod nosem.
-Axel! Jaki dzień tygodnia!
Blondyn spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-Sobota.-Odparl i wrócił do pisania.
Podeszłam bliżej i spojrzałam przez ramię co pisze.
-W piątym masz błąd.-Stwierdziłam i wyszłam z pomieszczenia.
Wróciłam do mojego pokoju i poszłam do łazienki spojrzałam przelotnie w lustro i doznałam szoku.
Szybkim krokiem do niego podeszłam i przyjrzałam się sobie.
Moje długie włosy ponownie miały naturalny kolor. A do tego na twarzy nie miałam gogli.
Moje oczy z błękitnych stały się szare. Wróciłam do pokoju lekko zdziwiona i smutna, chwyciłam jakiś książkę i położyłam się na łóżku.
„Znaczenie kolorów”
***
Otworzyłam leniwie oczy i usiadłam na łóżku przy okazji zrzucając książkę, którą wcześniej czytałam na ziemię.
P
rzyciągnęłam się niczym kot i wplątałam się z pod kołdry.
Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej czarne jeansy, białą bluzę z czarnym napisem „I hate everyone" i sportową czarną bieliznę.
Ruszyłam do łazienki i się szybko przebrałam.
Podeszłam do lustra i poczułam złość gdy patrzyłam na moje złote włosy. Nie było już na nich niebieskiej farby.
Z żalem i gniewem rozczesałam je i związałam w kitkę.
Spojrzałam na moje oczy które miały barwę krwisto-czerwoną.
Wyszłam z pomieszczenia i spakowałam do czarnego plecaka krótkie szare spodenki i białą bluzkę z różą na krótkim rękawku.
Zakradłam się jeszcze do pokoju brata i zwinnie oraz po cichu zabrałam jedną z piłek do gry w niżną.
Szybko wyszłam z domu i ruszyłam w stronę boiska nad rzeką.
Gdy byłam na miejscu zauważyłam dziewczynę grającą w piłkę. Podeszłam do niej i zauważyłam, że dziewczyna ewidentnie pracuje nad jakimś skomplikowany strzałem.
Niechcący stanęłam na małej gałązce a ta pękła pod moim ciężarem wydając głośny dźwięk.
Dziewczyna spojrzała na mnie z lekkim przerażeniem w oczach.
Uśmiechnęłam się jak głupia i pokochałam do niej.
A ta spojrzał na mnie dziwnie a po chwili z piskiem odskoczyła do tyłu przywracając się.
Tym razem to ja posypałam jej spojrzenie mówiące "czy jesteś normalna a może mam wzywać psychiatrę?".
- Emm.. Hej? Wszystko ok?-Zapytałam olewając to co się przed chwilą wydarzyło.
-Czym jesteś!?-Krzyknęła
-O co ci chodzi?
-Jak to o co? Twoje oczy zmieniają kolor!!
-Aaaa.. to takie soczewki! Tak, tak SOCZEWKI!!-Skłamałam
-Boże, naprawdę? Wystraszyłaś mnie. Jestem Rose Williams.
-Miło mi. Victoria Blaze.
-Grasz w piłkę ?-Zapytała
- Tak! Skąd wiesz?-No normalnie stalker czy co?
-Masz piłkę w dłoni.-I w tym momencie przybiłam sobie mentalną piątkę w twarz.. krzesłem. Ale tak porządnie.
-Racja. Hmm.. może zagramy?-Zapytałam z entuzjazmem.
-Dobra ale zamierzasz grać w tych ciuchach? Podejrzewam że może być ci trochę nie wygodnie.-Stwierdziła i zaśmiała się.
-Zaczekaj tu!-Krzyknęłam i ruszyłam w stronę jakiś krzaków.
Weszłam w nie i zaczęłam się przebierać, a to nie było łatwe zajęcie. Gdy nareszcie udało mi się przebrać wyszłam z roślin i wyjęłam kilka drobnych gałązek z włosów.
Pobiegłam w stronę dziewczyny.
Rose spojrzała na mnie rozbawionym wzrokiem i wyjęła z moich włosów duży patyk wyglądający jak moje rogi.
Zaczynam się zastanawiać czy przypadkiem czegoś nie brałam.
Po kilku minutach grałam z dziewczyną w piłkę.
Jednak ta piłka była inna niż ta we śnie.
Była piękna lecz czegoś pozbawiona. Taka sztuczna i jednocześnie naturalna.
Kopnęłam w stronę bramki piłkę, a ta bez problemu wpadła do bramki.
Usiadłam na ziemi po turecku a Rose podeszła do mnie.
^^
819 słów!
Co wydarzy się dalej?
Czego brakowało Vic w piłce?
Następny rozdział po odbiciu do 10 gwiazdek!
Każdy komentarz +100 słów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro