13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jakim cudem Mark mnie nie widział?- mruknąłam do siebie.

Postanowiłam, że wejdę na wieżę. Podeszłam do schodów, zaczęłam skakać co drugi schodek.
Gdy znalazłam się na tarasie widokowym odłożyłam torbę na bok i podeszłam do barierki.

Zaczełam obserwować krajobraz miasta i słońce, które zbliża się ku zachodowi.
Nie mam pojęcia ile tak stałam ale mój spokój przerwał dźwięk uderzania o coś i czyjeś jęki (~( ͡° ͜ʖ ͡°)~). Spojrzałam w dół a mym oczom ukazał się Evans znęcający się nad oponą, która wisiała na jednym z drzew.
Po dłuższej obserwacji mogę stwierdzić, że szatyn ćwiczy. Zapewne ma mu to pomóc w łapaniu piłki na pozycji bramkarza. Chwyciłam moją torbę i po cichu zeszłam na dół.

- Trudne ćwiczenia.

- Huh? Victoria! A tak! Bardzo trudne! Ty byś nie dała rady jej zatrzymać.- Mówiąc to wskazał oponę.- NIE TO ŻE, UWAŻAM ŻE JESTEŚ SŁAB CZY COŚ! S-SKĄD ŻE!- Dodał szybko widząc mój wyraz twarzy.

- Mogę spróbować?- Bardziej swierdziłam niż zapytałam.

- Emm... Pewnie

Dałam moją torbę bramkażowi i podeszłam do opony i pchnełam ją z całej siły. Z punktu widzenia Marka mogło się wydawać, że opona może odlecieć gdyby nie sznur na którym jest zawieszona.
Bez żadnego problemu zatrzymałam ją.
Sama się zdziwiłam, że mam tyle siły.

Podeszłam do oszołomionego chłopaka i zabrałam od niego moją torbę. Ruszyłam w stronę ścieżki prowadzącej do miasta.
Gdy odeszłam już jakiś spory kawałek usłyszałam krzyki Marka.

-J-JAK!

W jednym z automatów stojących przed sklepem który mijałam po drodze przez jedną z bardziej ruchliwych ulic miasta, kupiłam kilka opakowań poky o różnych smakach.

Gdy tak szłam kątem oka wychwyciłam napis "szpital". Przystanęłam w miejscu.
W mojej głowie zaczęła toczyć się bitwa.

Przed małym biurkiem z laptopem i stertą idealnie poukładanych papierów zasiadała mini Victoria ubrana w czarną spódnicę do kolan, białą bluzkę i czarną marynarkę. Na nogach miała szare rajstopy i węglowe szpilki, włosy związała w koka i mocno podkreśliła oczy. Na krześle które stoi przed wcześniej wspomnianym biurkiem usiadła druga mini Victoria ubrana w granatowe krótkie spodenki, krwisto-czerwoną bluzę z nadrukowanym napisem, szarymi puszystymi kolanówkami I białymi trampkami. Włosy zostawiła rozpuszczone a na nich znajdował się szara w niektórych miejscach przetarta czapka.

-Po pierwsze jest to nasza siostra-Rzekła Victoria w spódnicy chwytają jedną z kartek.-Po drugie same tego chcemy, a po trzecie tego wymaga od nas ojciec.-Dodała

-Skarbie, po pierwsze jak tam nie pójdziemy to będziemy miały czas na naukę, po drugie będziemy mogły poćwiczyć naszą mroczną stronę.-Mówiąc to Wiktoria w bluzie zrobiła cudzysłów w powietrzu.-Po trzecie musimy zapisać się na jakieś dodatkowe zajęcie i musimy je wybrać a to nie trawa trzy minuty. No i co najważniejsze musimy poćwiczyć nasze MAGICZNE ZDOLNOŚCI!

-No może i masz rację-Przyznała Victoria w spódnicy przeglądając kilka kartek na raz.

Victoria w bluzie wypięła dumnie piersi do przodu a na jej twarzy pojawił się uśmiech zwycięscy.

Potrząsnęłam szybko głową i zaczęłam myśleć czy przypadkiem nie potrzebuję psychiatry.

Poczułam na ramieniu ciepło czyjejś dłoni. Odwróciłam się dzięki czemu mogłam zobaczyć kto to. Mym oczą ukazał się

^^

Mam nadzieję że się podobało💬🌟
15 gwiazdek i do 02.09 kolejny rozdział.
Każdy komentarz to +100 słów!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro