Rozdział 3 Bitwa o Świątynię Velora

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Grand ARC z 501. Legionu

Grand ARC z 501. Legionu, CT-7692, stał w samym centrum brutalnej bitwy, próbując złapać oddech. Świątynia Velora, prastara budowla na zapomnianej planecie Tarnis V, była teraz miejscem jego walki z droidami Separatystów, które zamieniły świątynię w posterunek.

Świątynia, która kiedyś mogła być miejscem kultu dla starożytnej cywilizacji, teraz stała się fortecą wroga. Jej wnętrze było pełne zniszczeń, a monumentalne kolumny, ozdobione zapomnianymi inskrypcjami, teraz służyły za osłony podczas walk. Długie, rozległe korytarze były naszpikowane minami i pułapkami, a klony Republiki walczyły, by odzyskać każdy metr tego świętego miejsca.

CT-7692, znany jako Grand, dowodził małym oddziałem szturmowym 501. Legionu, który miał za zadanie oczyścić świątynię z sił Separatystów. Droidy B2 i B1 przemieniały świątynię w bunkier, a ich jednostki stacjonowały wszędzie – w korytarzach, kaplicach, a nawet na zewnętrznych tarasach, gdzie jednocześnie walczyli z nieustannym, piekielnym żarem planety Tarnis V.

— Szturm! — krzyknął Grand, kiedy jego oddział wpadł na kolejne droidy B1, ukryte za ogromnym filarem, który kiedyś mógł być ołtarzem.

Blastery klonów wypełniły korytarz ogniem, odbijając się echem od wysokich ścian świątyni. Droidy odpowiadały natychmiastowym, ale mniej precyzyjnym ostrzałem. Grand osłonił się za fragmentem zniszczonego filaru, oddając serię celnych strzałów. Droid B1 po jego lewej stronie zadrżał, a potem padł na ziemię, jego mechaniczne szczątki roztrzaskały się na zimnym kamieniu.

— Grand, mamy ich więcej! — krzyknął CT-2299, jeden z jego towarzyszy z 501. Legionu, wskazując na grupę droidów B2, które właśnie nadchodziły w ich stronę. Ciężkozbrojne droidy miały znacznie większą siłę ognia, a ich pancerz był znacznie trudniejszy do przebicia.

— Zająć pozycje, za osłony! — Grand rozkazał natychmiast, jego głos był twardy i zdecydowany.

Droidy B2 otworzyły ogień z potężnych dział blasterowych, a pociski uderzały w starożytne kolumny, rozrywając je na kawałki. Fragmenty kamieni posypały się na podłogę, a oddział Grand ARC ledwo zdołał się schować za filarami i ścianami.

— Droidy B2. Potrzebujemy wsparcia, inaczej nas zmiotą! — zawołał Grand, celując w jeden z nadciągających robotów. Jego strzały uderzyły w pancerz droida, ale odbiły się, zostawiając jedynie małe ślady na powierzchni.

Grand wiedział, że ich blastery były zbyt słabe, by łatwo pokonać te masywne droidy. Musieli znaleźć lepsze rozwiązanie.

— CT-4198, rzuć im EMP! — rozkazał, szybko analizując sytuację. Jedynym sposobem na wyłączenie tych maszyn była broń EMP, która mogła chwilowo unieszkodliwić systemy droidów.

CT-4198 wyciągnął granat EMP i rzucił go w stronę droidów B2. Kula energii wylądowała między nimi, a po chwili wybuchła jasnym, niebieskim błyskiem. Droidy zatrzymały się na chwilę, ich systemy oślepione przez impuls elektromagnetyczny.

— Teraz, do ataku! — Grand wydał rozkaz, a oddział natychmiast wyskoczył zza osłon, otwierając ogień z blasterów.

Droidy B2, choć na chwilę wyłączone, nie miały szans. Klony otworzyły ogień z blasterów w ich centralne jednostki sterujące. Mechaniczne monstra upadały na ziemię jedno po drugim, a iskry strzelały z ich pancerzy.

Świątynia, która kiedyś była miejscem spokoju, teraz wypełniona była hukiem walki. Dym i kurz unosiły się w powietrzu, a wystrzały blasterów odbijały się echem od starożytnych ścian.

— Raport! — krzyknął Grand, przeskakując za kolejną osłonę, gdy kolejna grupa droidów B1 zbliżała się do ich pozycji.

— Jedna grupa droidów na wschodnim skrzydle, drugi czołg AAT wciąż na zewnątrz! — odpowiedział CT-2299, przyciskając się do muru, gdy droidy oddały kolejną serię strzałów.

— Trzeba zniszczyć ten czołg, zanim wezwą wsparcie! — Grand spojrzał na okolicę, szukając najlepszego wyjścia z tej sytuacji.

Nagle usłyszał głośny huk. To AAT, który był zaparkowany na zewnętrznym dziedzińcu świątyni, otworzył ogień w ich kierunku. Eksplozja zmiotła część ściany, a fragmenty starożytnej świątyni spadły na ziemię. Czołg był zdecydowanie największym zagrożeniem.

— CT-4198, kolejny granat EMP! Musimy go wyłączyć, teraz! — krzyknął Grand, wiedząc, że nie mogą sobie pozwolić na więcej strat. Tarnis V była zapomnianą planetą, ale bitwa tutaj mogła mieć strategiczne znaczenie w przyszłości.

CT-4198 po raz kolejny wyciągnął granat EMP i rzucił go w stronę czołgu. Błysk. Cisza. Czołg zatrzymał się na chwilę, jego systemy sparaliżowane przez impuls elektromagnetyczny.

— Otwórzcie ogień! — krzyknął Grand, a jego oddział natychmiast otworzył zmasowany ostrzał z blasterów, celując w słabe punkty czołgu AAT. Pociski blasterów wbiły się w pancerz, powodując eksplozje, a czołg zaczął drżeć, zanim wybuchł z hukiem, roznosząc szczątki na wszystkie strony.

— Czołg zniszczony! — zawołał CT-2299, wyraźnie zadowolony z ich sukcesu.

— Dobra robota. Ale to jeszcze nie koniec — odpowiedział Grand, oddychając ciężko. Wiedział, że choć bitwa o świątynię zmierzała ku końcowi, Separatyści nie oddadzą tego miejsca bez walki do ostatniego droida.

Grand spojrzał na rozciągający się przed nim dziedziniec świątyni Velora. Starożytna budowla, choć zniszczona przez wojnę, wciąż emanowała jakimś tajemniczym urokiem. Dlaczego Separatyści wybrali to miejsce na swój posterunek? W jego głowie pojawiło się pytanie, którego nie potrafił zignorować.

Zanim jednak zdążył zadać je na głos, usłyszał kolejne dźwięki – gdzieś w głębi świątyni pojawił się nowy, mechaniczny szum. Droidy nie zamierzały odpuścić, a walka jeszcze się nie skończyła.Grand z trudem łapał oddech, gdy walka w Świątyni Velora stawała się coraz bardziej zaciekła. Droidy Separatystów, pomimo strat, nie przestawały nacierać. Korytarze świątyni wypełniały się hukiem wystrzałów blasterów, a starożytne mury trzeszczały od siły eksplozji i ostrzału. Każdy krok, każdy manewr, był coraz trudniejszy. Grand i jego oddział znaleźli się w sytuacji bez wyjścia – nacisk droidów z obu stron powodował, że klony traciły grunt pod nogami.

— Nie mamy gdzie się wycofać! — krzyknął CT-2299, osłaniając się za filarem. Ostrzał droidów napierał na nich z taką siłą, że każdy fragment osłony stawał się coraz bardziej bezużyteczny.

— Musimy utrzymać pozycję! — odpowiedział Grand, wstrzeliwując kolejną serię pocisków blasterowych w droidy B2, które nadciągały w ich stronę. Każdy strzał zdawał się tylko opóźniać nieuniknione.

Wtedy to się stało. Jeden z pocisków droidów uderzył w ścianę za klonami, rozbijając starożytne mury, które były ich ostatnią linią obrony. Kamienie i odłamki poleciały we wszystkie strony, a przez powstały w ścianie otwór, zamiast pełnego pyłu gruzu, wyłoniła się dziwna przestrzeń. Krypta – ukryta, starożytna komnata, której nikt wcześniej nie zauważył.

— Ściana się zawaliła! — krzyknął CT-4198, wskazując na powstały otwór.

Grand, oceniając sytuację, zrozumiał, że to ich jedyna szansa. Droidy napierały zbyt mocno, a świątynia oferowała coraz mniej miejsc do obrony.

— Wycofać się do tej krypty! Teraz! — rozkazał, a jego głos brzmiał pewnie, choć w głębi wiedział, że sytuacja stawała się coraz bardziej rozpaczliwa. Nie mogli zostać tutaj.

Klony zaczęły się wycofywać, przeskakując przez gruz i omijając fragmenty zniszczonej ściany, która wcześniej ich chroniła. Krypta była ciemna, wilgotna, i wydawało się, że pochodziła z innej epoki. Jej wnętrze było chłodne, a powietrze wypełniał lekki zapach stęchlizny. Z każdej strony otaczały ich tajemnicze, wyryte na ścianach symbole, przypominające starożytne inskrypcje.

Klonowi żołnierze natychmiast zajęli pozycje w krypcie, próbując znaleźć lepsze osłony do walki z droidami, które wciąż napierały. Droidy, mimo że nie miały emocji, nie przestawały atakować – ich mechaniczne, bezwzględne podejście sprawiało, że kontynuowały swój marsz wprost na oddział klonów.

— Osłony są lepsze, ale to nie powstrzyma ich na długo — powiedział CT-2299, kucając za jednym z fragmentów rzeźbionej kolumny, która teraz stała się jego osłoną.

Grand skanował otoczenie wzrokiem. Krypta była dziwna, niemal nienaturalna. Jej ściany wydawały się emanować delikatnym blaskiem, a wyryte symbole przyciągały uwagę Grand ARC.

— Co to za miejsce? — zapytał sam siebie, ale nie miał czasu na rozmyślania. Droidy zbliżały się do krypty, a ich nieustający ostrzał nadal zagrażał każdemu, kto choć na chwilę wyszedł zza osłony.

— CT-4198, trzymaj się blisko! — rozkazał Grand, gdy zobaczył, że jeden z droidów B2 zbliża się na tyle blisko, że może wystrzelić bezpośrednio w ich pozycje.

Zanim jednak droid zdążył otworzyć ogień, Grand rzucił się na niego, wymierzając celny strzał prosto w jego czujnik. Droid zadrżał, a potem upadł z hukiem, jego metalowe ciało rozbijając się o posadzkę krypty.

Walka trwała nadal, ale krypta dawała im chwilę wytchnienia. Każdy z klonów walczył zaciekle, osłaniając się za starożytnymi kolumnami i wykorzystując każdy centymetr tego tajemniczego miejsca do obrony. Grand wiedział jednak, że droidy będą kontynuować atak, aż ich zniszczą, chyba że znajdą sposób, by zmienić układ sił.

— Coś tu jest nie tak, dowódco — odezwał się CT-2299, spoglądając na dziwne inskrypcje na ścianach krypty. — Te symbole... to nie wygląda jak zwykła architektura. To miejsce musi być ważne.

Grand spojrzał na inskrypcje. Rysunki i znaki były niezwykłe, jakby emanowały tajemniczą, niepokojącą energią. Ale teraz nie było czasu, by to analizować. Musieli przetrwać.

Grand ARC wiedział, że czas im się kończy. Droidy Separatystów z każdą minutą napierały coraz mocniej, a oddział klonów miał coraz mniej miejsca na manewr. Krypta, choć na chwilę zapewniła im osłonę, teraz stawała się pułapką. Droidy B2 i B1 nieustannie wlewały się przez zrujnowaną ścianę, zmuszając klony do desperackiej obrony.

— Zasypcie ich ogniem! — krzyknął Grand, gdy zobaczył, jak kolejna grupa droidów wbija się do krypty. Klony odpowiedziały serią wystrzałów z blasterów, ale droidy wydawały się nieprzerwanie napierać, jak niekończący się strumień mechanicznych wojowników.

Z boku Grand zauważył, że CT-4198 trzymał się rannego towarzysza, próbując powstrzymać krwawienie. Dwóch klonów już zginęło, a ich ciała leżały nieruchomo na zimnym kamieniu krypty. Śmierć w bitwie nie była niczym nowym dla klonów, ale każdy upadły żołnierz przypominał o tym, jak blisko byli klęski.

— Musimy zablokować wejście! — zawołał CT-2299, wciąż wymieniając ogień z nadciągającymi droidami. — Inaczej nie mamy szans!

Grand próbował opracować plan. Musieli coś zrobić, zanim zostaną zupełnie otoczeni. Blokada ogniowa mogła spowolnić droidy, ale nie zatrzyma ich na długo. Wiedział, że ich siły się kurczyły, a przeciwnik miał przewagę liczebną. Nie mogli tak walczyć wiecznie.

— Skoncentrujcie ogień na wejściu! — rozkazał, starając się myśleć szybko. Jeśli uda im się odciąć drogę droidom, może zyskają trochę czasu.

Klony natychmiast zareagowały, otwierając zmasowany ogień w kierunku wejścia do krypty. Blastery klonów strzelały bez przerwy, a droidy zaczęły padać jeden po drugim, ich mechaniczne ciała rozrywane przez celne strzały. Ale mimo wysiłków klonów, droidy nadal wchodziły do krypty, jakby nie miały końca.

Nagle coś się zmieniło. Cała krypta rozbłysła niebieskim światłem. Przez chwilę Grand myślał, że to kolejna eksplozja, ale to nie był wybuch. Światło było jasne, niemal oślepiające, i zdawało się wypełniać całe pomieszczenie, zmuszając klony i droidy do zatrzymania się.

— Co to jest? — wyszeptał CT-2299, zmrużając oczy, by spróbować dostrzec, co się dzieje.

I wtedy Grand to zobaczył. W wejściu do krypty, tam gdzie droidy próbowały się przedrzeć, pojawiła się postać, otoczona niebieskim blaskiem miecza świetlnego. Generał Anakin Skywalker. Jego niebieski miecz świetlny rozcinał powietrze, jak gdyby był przedłużeniem jego woli.

— Generał Skywalker! — zawołał Grand z niedowierzaniem, a jego głos wypełnił się ulgą. Skywalker, legendarny Jedi, wkraczał na pole bitwy, jakby chaos i śmierć wokół niego nie miały znaczenia.

Anakin Skywalker w pełnym skupieniu z łatwością eliminował kolejne droidy, jego miecz świetlny błyskał w powietrzu, odbijając pociski blasterowe z niesamowitą precyzją. Każdy ruch był doskonały, niemal artystyczny w swej skuteczności. Droidy, które jeszcze chwilę temu miały przewagę, teraz padały jeden po drugim, jakby ich liczebność nie miała znaczenia.

— Oddział, trzymajcie się, teraz mamy przewagę! — zawołał Grand, widząc, jak generał Skywalker przebija się przez linie droidów, jakby nie napotykał żadnego oporu.

Skywalker uniósł rękę, a przy pomocy Mocy wyrwał z posadzek fragmenty kamieni, które zaczęły latać wokół niego, blokując drogę kolejnym droidom. Jego koncentracja była absolutna, a każde uderzenie miecza świetlnego niszczyło kolejne jednostki wroga. Droidy padały w serii wybuchów i iskier, jakby nie były w stanie zrozumieć, z jakim przeciwnikiem mają do czynienia.

— Czy wy wszyscy sądziliście, że poradzicie sobie sami? — rzucił Skywalker, półżartem, choć w jego głosie była nutka powagi.

— Generale, przybył pan w samą porę! — odpowiedział Grand, prostując się, gdy poczuł ulgę. Walka zaczynała się odwracać.

Anakin, mimo całej powagi sytuacji, uśmiechnął się lekko.

— Nie mogłem pozwolić, by moi żołnierze zginęli w jakiejś zapomnianej krypcie. — Rzucił kolejne cięcie, eliminując dwóch droidów B2, które próbowały go zaatakować.

Klony, z nową motywacją, wznowiły ostrzał, eliminując resztki oddziałów droidów, które jeszcze walczyły. Skywalker prowadził ich jak taran, przebił się przez największe siły wroga, zostawiając za sobą jedynie szczątki mechanicznych przeciwników. W jednej chwili poczuł, że walka jest wygrana – przewaga była po ich stronie.

— Zabezpieczyć teren! — rozkazał Grand, gdy ostatnie droidy zostały zniszczone.

Świątynia Velora, choć zniszczona przez wojnę, teraz na chwilę zamilkła, a cisza, która zapadła, była niemal niepokojąca po tym, co właśnie przeżyli. Wciąż pozostawało pytanie, dlaczego Separatyści zrobili z tego miejsca posterunek. Grand spojrzał na Skywalkera, który spoglądał na kryptę z zaciekawieniem, jakby przeczuwając, że to miejsce skrywało coś więcej niż starożytne inskrypcje.

— Coś tu jest nie tak — powiedział Skywalker, schylając się, by przyjrzeć się dziwnym symbolom wyrytym na ścianach. — Dlaczego Separatyści byli tak zainteresowani tym miejscem?

— My też się nad tym zastanawialiśmy, generale — odpowiedział Grand, a jego głos wciąż wypełniało zmęczenie po walce. — Te inskrypcje... to nie jest zwykła świątynia.

Anakin skinął głową, zamyślony, jego miecz świetlny zgasł, pozostawiając ich w półmroku krypty. Było coś tajemniczego w tym miejscu, coś, co wymagało dalszego zbadania. Ale na razie... wygrali Świątynia Velora, choć na pierwszy rzut oka wyglądała jak zwykła starożytna budowla, teraz stała się centrum czegoś znacznie większego. Grand ARC z 501. Legionu, CT-7692, stał w półmroku krypty, obserwując, jak Generał Anakin Skywalker bada dziwne inskrypcje na ścianach. Atmosfera była gęsta, powietrze wydawało się ciężkie od niewidzialnej energii, która wibrowała wokół nich.

Kiedy Skywalker aktywował swój komunikator, aby połączyć się z Obi-Wanem Kenobim, Grand nie mógł się oprzeć, by nie wsłuchiwać się w rozmowę. W świątyni panowała dziwna, niemal niepokojąca cisza, przerywana jedynie dźwiękami transmisji.

— Obi-Wan, mamy tu coś ciekawego. — Anakin mówił, a jego głos odbijał się echem od kamiennych ścian. — Nie znam tych symboli. Skanuję je, ale nigdy czegoś takiego nie widziałem.

Na małym, holograficznym projektorze pojawiła się niebieskawa sylwetka Obi-Wana, który przyglądał się inskrypcjom przesyłanym przez Anakina. Kenobi, choć zazwyczaj pełen spokoju, teraz wydawał się zaskoczony.

— Nie przypominają niczego z archiwów Jedi — powiedział Obi-Wan, jego głos wydawał się nieco bardziej spięty niż zazwyczaj. — Prześlij te dane do Biblioteki Jedi. Może znajdziemy coś w archiwach, ale powiem ci, że mam złe przeczucie. Jeśli ani ty, ani ja tego nie znamy, to może być coś naprawdę poważnego.

Anakin skinął głową, po czym przesłał skany inskrypcji do Świątyni Jedi na Coruscant. Grand obserwował uważnie całą sytuację, ale nie mógł się pozbyć wrażenia, że coś w tym miejscu jest... nie na miejscu. Mroczne. Niepokojące.

Kiedy transmisja zakończyła się, Anakin zsunął hełm z głowy i przez chwilę wpatrywał się w symbole na ścianie, jakby próbując zrozumieć, z czym ma do czynienia. Wydawało się, że Moc w tym miejscu była inna – starsza, dziksza.

Grand również czuł dziwne napięcie w powietrzu. W jego umyśle narastało coś, czego nie potrafił wyjaśnić – jakby niewidzialna siła prowadziła go do działania. Nie miał żadnej racjonalnej podstawy, ale czuł to z całą pewnością. Jego ręka mimowolnie zaczęła przesuwać się w stronę ściany, gdzie wyraźny ślad po blasterze odsłaniał fragmenty ukrytego kamienia. Pulsowanie – coś za tą ścianą wibrowało, przyciągając go do siebie.

— Tam jest coś więcej — wyszeptał Grand, jego głos był ledwie słyszalny, ale Anakin od razu zareagował, unosząc wzrok i podążając za spojrzeniem klona.

Ślad po blasterze, który Grand odkrył, odsłaniał fragmenty nieznanych symboli, jakby coś zostało zamurowane. Anakin zmarszczył brwi, a potem skupił swoją Moc. Z jego dłoni popłynęła potężna fala telekinezy, rozrywając fragmenty ściany na kawałki. Kamień pękał, grzmoty echa eksplozji rozchodziły się po krypcie, aż w końcu ukazała się przed nimi ukryta komnata, którą zamurowano wieki temu.

— Co to... — zaczął Grand, ale przerwał, gdy tylko wszedł do mrocznego pomieszczenia.

Za ścianą ukazało się ciemne, chłodne pomieszczenie. Powietrze było jeszcze bardziej stęchłe i zimne, jakby to miejsce od dawna nie widziało światła. Na ścianach znajdowały się jeszcze bardziej skomplikowane inskrypcje i malowidła przedstawiające dziwne postacie, zakapturzone, jakby uczestniczyły w jakimś rytuale. Rysunki i napisy, choć podobne do tych w świątyni, były o wiele bardziej złowieszcze.

W centrum pomieszczenia znajdował się wielki filar, wysoki na kilka metrów, który natychmiast przyciągnął uwagę Grand. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak kamienny monument, ale przy bliższym spojrzeniu widać było, że materiał, z którego był wykonany, nie przypominał niczego, co kiedykolwiek widział. Miał metaliczny połysk, ale był bardziej miękki w odbiorze, jakby tętnił życiem.

— To nie jest kamień — powiedział Grand, zbliżając się do filaru, wyciągając rękę, by go dotknąć. Czuł, że musi sprawdzić, co to jest.

Zanim jednak jego palce dosięgnęły powierzchni, Anakin wyciągnął rękę, powstrzymując go.

— Nie dotykaj tego — rozkazał Anakin, jego głos był pełen autorytetu i troski. — Czuję tutaj coś... mrocznego. Moc, ale nie taka, jaką znamy. To coś starszego, o wiele bardziej niebezpiecznego.

Anakin zbliżył się do filaru, nie dotykając go, ale wyraźnie odczuwając emanację mocy. Jego twarz zdradzała niepokój, co było niezwykłe u tak pewnego siebie Jedi. Zwykle Anakin nie dawał się zastraszyć niczemu, ale tutaj, w tej ukrytej komnacie, coś naprawdę go zaniepokoiło.

Grand ARC poczuł, jak jego serce bije szybciej, a ręce zaczynają lekko drżeć. To miejsce było inne. Złe. Czuł, jakby coś obserwowało ich z ukrycia, a mroczna siła próbowała się z nimi komunikować.

— Skanujcie to miejsce — rozkazał Anakin swoim klonom, wracając do rzeczywistości. Nie mogli pozwolić, by coś takiego pozostało niezbadane. — Nie możemy pozwolić, by ktoś inny odkrył, co tutaj jest, zanim my to zrozumiemy.

Grand kiwnął głową, dając sygnał swoim ludziom do działania. Dwaj kloni, którzy przeżyli bitwę, zostali wyznaczeni do pilnowania wejścia do komnaty. Grand obserwował ich, gdy ustawiali się na posterunku, ale nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to miejsce skrywało znacznie więcej niż zwykły filar.

— Postawcie straże i monitorujcie każdy ruch. Nikt nie może zbliżyć się bez naszej wiedzy — rozkazał Grand, starając się opanować drżenie głosu.

Podczas gdy klony pilnowały wejścia, Skywalker spoglądał na dziwne symbole, jakby próbując coś wyczuć. Moc, która emanowała z tego miejsca, była niemal namacalna – jakby starożytne duchy tego miejsca szeptały coś w ciemnościach.

Kiedy cała grupa zaczęła opuszczać świątynię, Grand spojrzał jeszcze raz na mroczne pomieszczenie. Coś się tam kryło – coś, co być może nie należało do tego świata.

Anakin Skywalker, przechodząc przez wejście, zatrzymał się na chwilę i spojrzał w kierunku Grand.

— To miejsce skrywa wiele tajemnic — powiedział cicho. — Coś tutaj nie pasuje. Czuję mrok, ale nie wiem, skąd pochodzi. To nie jest zwykła świątynia.

Grand skinął głową, ale nie powiedział nic. Miał podobne przeczucie, ale wiedział, że jako klon, nie było jego zadaniem kwestionować tajemnice Mocy. Jednak to miejsce zostawiło w nim głębokie uczucie niepokoju.

Wychodząc z mrocznej świątyni, Grand ARC poczuł, że tajemnice Świątyni Velora dopiero zaczynają się odkrywać. Mrok, który tutaj znajdowali, nie był zwykłym przeciwnikiem. To było coś, czego jeszcze nie rozumieli, ale co mogło mieć ogromne znaczenie dla przyszłości wojny.

                                                                                                    ...

Lathria

Lathria, uśpiona przez niezliczone wieki w głębinach starożytnej świątyni na Tarnis V, zaczęła wyczuwać delikatne drgania, które zakłócały jej długi sen. Moc budziła się w niej, jakby nagle rozpalona przez niewidzialny płomień. Czuła dwie zbliżające się istoty. Dwa byty, ale o tej samej esencji, jakby dzielili jedno przeznaczenie, jedno ciało. Klonowi żołnierze – choć nie znała jeszcze ich natury, mogła rozpoznać, że ich istnienie było sztucznie wykreowane, nie stanowiło naturalnej części kosmicznego porządku.

Pradawne moce były w tej chwili na krawędzi przebudzenia. Coś w Mocy szarpało się ku jej uwolnieniu, ale było to jeszcze niejasne, chaotyczne. Jak duch uwięziony w wiecznym mroku, Lathria czuła ich, choć jej oczy były zamknięte. Nie widziała, ale wiedziała. Jeden z klonów, zmącony jej ukrytą potęgą, zaczął się zbliżać.

CT-4198, w swojej lojalności do Republiki i kolegów, działał instynktownie, nie mając pojęcia, co go wzywało. Jego palce, drżąc delikatnie, przesunęły się po zimnej powierzchni filaru. W tej chwili zrozumiał, że to nie był zwykły kamień – czuł, jak pod jego skórą pulsuje jakaś energia, coś pradawnego. Nagle usłyszał zgrzyt metalu. Filar zaczął się unosić, odsłaniając mechanizm z zamierzchłej przeszłości, którego pochodzenia nie mógł pojąć.

— Co to do cholery... — mruknął CT-2299, który stał obok, jednocześnie obserwując rozwój sytuacji z niepokojem. Jego ręka powoli zaczynała sięgać do blastera.

Z metalowej podstawy zaczęła wynurzać się komora, a wewnątrz niej zatopiona była postać – Lathria. Woda wokół niej była chłodna i niebieska, jarząca się delikatnie w ciemnościach, odbijając mroczny blask od ścian krypty. Klony wymieniły spojrzenia, nie wiedząc, co robić. CT-4198 podszedł bliżej, ale CT-2299 już trzymał rękę na spust blastera, podejrzewając, że to, co się działo, było daleko poza ich misją.

— Zatrzymaj się! — krzyknął CT-2299, ale było już za późno.

Woda wewnątrz zbiornika zafalowała, a Lathria otworzyła oczy po raz pierwszy od niezliczonych stuleci. Jej spojrzenie, pełne chłodnego spokoju, choć zdawało się niewinne, skrywało w sobie coś przerażającego. Jej delikatna, eteryczna uroda kontrastowała z potęgą, którą emanowała. Woda wokół niej zaczęła opadać, a szkło, które wcześniej odgradzało ją od rzeczywistości, zniknęło w jednej chwili, jakby nigdy go nie było.

CT-4198, wyraźnie oszołomiony, zrobił krok naprzód, jakby chciał jej pomóc. Jego dłoń drgnęła, ale zanim zdążył zrobić cokolwiek więcej, Lathria uniosła rękę – delikatny gest, lecz obciążony mocą, której żaden z klonów nie mógł pojąć. Bez słów, bez najmniejszego dźwięku, jej wola zaczęła działać.

CT-4198 poczuł, jak coś mocnego zaczyna kontrolować jego ciało. Nie mógł się ruszyć. Jego myśli zamglone, jego umysł jakby wzięty we władanie. Byt w jego głowie szeptał rozkazy, które nie mogły zostać zignorowane. Jego ciało zaczęło się poruszać wbrew jego woli, obracając się powoli w kierunku CT-2299.

— Co ty wyprawiasz? — zawołał CT-2299, widząc, jak jego towarzysz unosi blaster w jego stronę. — 4198, co ty robisz?!

Odpowiedzią było jedynie pusty, obojętny wyraz twarzy CT-4198, który bez cienia wahania nacisnął spust. Jeden strzał, celny, bezwzględny. CT-2299 nie zdążył zareagować – jego ciało opadło z głuchym dźwiękiem na kamienną posadzkę. Krew rozlała się na podłodze, a jego blaster potoczył się w stronę filaru.

CT-4198, choć w jego umyśle buzowały wszystkie alarmy, nie mógł nic zrobić. Lathria, stojąc w swojej majestatycznej ciszy, patrzyła na niego, a Moc kontrolowała każdy jego ruch. Z nieziemską precyzją nakazała mu skierować broń na siebie. Klon, mimo że walczył wewnętrznie, musiał wykonać rozkaz. Nie mógł tego powstrzymać. Strzał przeszył powietrze, a CT-4198 osunął się na ziemię obok swojego towarzysza.

Lathria, wyzbyta jakichkolwiek emocji, patrzyła na nich przez chwilę, jakby zastanawiając się nad tym, co właśnie zrobiła. Dla niej to nie była zbrodnia ani akt okrucieństwa – to była czysta konieczność. Ci dwaj byli tylko narzędziami, przeszkodami na drodze do jej celu.

Unosząc dłoń, Lathria dotknęła ściany, która zaczęła się poruszać. Kamienie powoli się rozsuwały, ukazując ukryte przejście do kolejnej komnaty, mroczniejszej i głębszej, niż którakolwiek z wcześniejszych. Z każdą chwilą, jakby wraz z jej przebudzeniem, cała świątynia budziła się do życia. Ciemne, pradawne moce, które spoczywały tu przez wieki, zaczynały przenikać przez kamienie, wnikając w powietrze, które było ciężkie i gęste od niewypowiedzianego mroku.

Lathria, unosząc się niemal jak cień, przekroczyła próg ukrytej komnaty. Była wolna. W jej oczach pojawił się błysk, jakby plan, który od dawna czekał na realizację, właśnie został uruchomiony. Zniknęła w ciemności, a za nią zamknęły się starożytne drzwi, pozostawiając na ziemi tylko martwe ciała dwóch klonów.

Cisza, która zapadła po jej odejściu, była przerażająca, jakby sama świątynia wiedziała, że w tym momencie narodził się nowy rozdział galaktycznego chaosu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro