Rozdział 16- Koniec i kropka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwa miesiące później poukładany świat Jamesa al - Rashida, runął niczym domek z kart. Nie mając pomysłu na nowe przeboje, zaczął masowo produkować buble. Widząc, co się dzieje z karierą syna, William po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście James był taki "czysty", jak o sobie mówił. Kazał mu zaprzeczyć, że przywłaszczył sobie owoce pracy siostry, ale syn tylko wzruszył ramionami i powiedział:
– Przecież chciałem dobrze, ojcze. Americus doczekała popularności swoich "miauczydeł" i to powinno jej wystarczyć.

Wówczas William pojął, iż syn potrzebuje pomocy specjalisty, a on  jako ojciec  niewiele wymyśli w tej sprawie, nie mając odpowiedniej wiedzy medycznej.

W tę noc, gdy James dostał szału i chciał popełnić samobójstwo, przerażony widmem ostracyzmu społecznego, William al - Rashid pojął, iż nie może dłużej czekać na poprawę stanu zdrowia psychicznego pierworodnego syna.

Umieścił go w prywatnej placówce opiekuńczej, przeznaczonej dla takich "nieszczęśników" jak James.

Nazajutrz wynajął prywatnego detektywa.

– Americus – Eduardo, mój mąż, nagi jak go Pan Bóg stworzył, wyciągnął się pod kołdrą. – Miałem dziś w nocy bardzo dziwny sen. Realistyczny, jak nigdy dotąd, Rico.
– Co ci się śniło? – zdziwiłam się, bo ja od dawna miewałam tylko "normalne" sny.

Moje usta całowały zachłannie prawy bark Eduarda. Mąż roześmiał się, przyjemnie rozluźniony.

– Pablito powiedział, żebym dbał o ciebie i o dzieci – westchnął duLac. – Że sny już nie wrócą, te dziwnie prawdziwe, bo on już spełnił swoje zadanie i nas połączył – Eduardo objął swymi zręcznymi dłońmi moje pośladki. – Mówił także, że wszystko wróci na właściwe tory i nie ma co się martwić, bo prawda ujrzy światło dzienne.

Wówczas sen i Pablito zniknęli niczym poranna mgła, a ja się obudziłem.

– Jak wyglądał Pablito? – zapytałam bez tchu, porażona przyjemnością płynącą z dotyku niezwykle sprawnych dłoni Eduarda.
– Był szczęśliwy i uśmiechał się i tak jakoś... Promieniował blaskiem – odparł duLac, przewracając mnie na plecy.
– Mógł odejść – domyśliłam się.
– Może tak...- przyznał mi rację Eduardo.

Eduardo jakoś poradził sobie ze skandalem, który wybuchnął w Nowym Orleanie po tym, jak światło dzienne ujrzała historia z jego żoną, nim i mną w roli głównej. Ludzie pogadali i przestali, w momencie, gdy tylko znaleźli sobie inny temat do rozmów.

Ja również przyjęłam problem "na klatę", Maria polubiła nowe otoczenie, a bliźnięta rosły jak na drożdżach.

–  Americus? – moja siostra zajrzała do mnie, gdy karmiłam dzieci. – Mamy gości.
– Już idę – odparłam. – Czy mogłabyś posiedzieć przez chwilę z Noelle i Eduardem?
– I tak się nudzę – stwierdziła, lekko uśmiechając się do mnie.

Ewidentnie coś przede mną ukrywała, lecz nie miałam czasu, aby głębiej się nad tym zastanowić. Poczłapałam do bawialni, gdzie spodziewałam się zastać przybyszów.
–  Mama? – wyjąkałam. – I obie dziewczyny?

Musiałam usiąść, żeby nie zemdleć.

– To ja – nie poznawałam mojej mamy w szczupłej, modnie ubranej, kobiecie.

Jej twarz... pokryta była sińcami w różnych kolorach - sinym, zielonym, żółtym, purpurowym... Za plecami mamy chowały się dwie dziewuszki - starsza miała "na oko" jakieś  dziesięć lat, młodsza - pięć lub sześć.

– Byłyście bardzo dzielne – zapewniłam całą trójkę. – W Point duLac jesteście już bezpieczne i nic wam nie grozi.

– Możemy zostać? – zapytała mnie po hiszpańsku młodsza z dziewczynek.

Potwierdziłam jeszcze raz, że nikt ich nie wypędzi z rezydencji, a mój mąż, Eduardo, nigdy na nikogo ręki nie podniósł. Natychmiast poleciłam podać mamie i dziewczynkom suty posiłek oraz napoje, a nastepnie przygotować dla nich kąpiel i pokoje gościnne. Przyszła Maria i powiedziała, że maluchy znów chcą jeść.

– Zaraz wrócę – zapewniłam swoich "gości", wiedząc, że zostawiam ich w dobrych rękach. – Nakarmię maleństwa, a gdy upewnię się, że najadły się i głęboko śpią, przyjdę z powrotem do was.

Starsza z dziewczynek przytuliła się do mnie kurczowo w milczeniu. Nad jedną z jej brwi dostrzegłam małą bliznę. A więc ten łajdak - Angelo Ramirez - bił także i własną córkę! A żeby go ziemia pochłonęła!

Dlaczego Ollie nie stanął po stronie dręczonej siostry? Może uznał, że skoro przyrodnia, to nic nie szkodzi?

Z czasem mama oraz Olivia i Julietta, bo takie imiona nosiły moje młodsze siostrzyczki, zadomowiły się w Point duLac, a nawet przestały lękliwie ogladać się przez ramię. Mimo "lepszych warunków", Olivia nie zaczęła mówić.

Zapytałam ją łagodnie, czy może chiałaby porozmawiać z panią psycholog, która pomoże jej odzyskać głos?

Młoda pokreciła przecząco głową - nie chciała, więc powiedziałam:

– Olivio, jak będzie ci źle, zawsze możesz przyjść do mnie i się przytulić albo posiedzieć ze mną, zgoda?

Uśmiechnęła się nieśmiało w odpowiedzi. Eduardo również martwił się o Olivię, nie mając kompletnie żadnego pomysłu, jak jej pomóc. W końcu uznał, że możemy "tylko" przy niej być i wspierać - traktować jak zwykłe dziecko w jej wieku. Nie wyróżniać, ale też nie karać pod byle pretekstem.

Mój mąż zapobiegliwie pomyślał o wynajęciu prawnika, aby ten legalnie przystopował Angela Ramireza. Ten "anioł z piekła rodem" dwoił się i troił, ale nie odzyskał żony ani dzieci - w świetle zeznań, złożonych przez mamę, dotyczących również jego przestępczej działalności w niektórych państwach Ameryki Południowej, był skończony. Podkulił ogon pod siebie i dobrowolnie zrezygnował z praw rodzicielskich do Olivii orazJulietty, mama zaś uzyskała rozwód.

– Gdybym nie dowiedziała się od Angela, gdy wychylił "kilka głębszych", że zabił Raula, aby dostać mnie, nadal tkwiłabym w Kolumbii – szlochała mama. – Nie wiem, jak mogłam nie zauważyć, że stara się udwać zupełnie kogoś innego niż jest, ale Angelo ...

Jedno dobre, że poszłaś do szkoły, córeczko – mama spojrzała na mnie przez łzy.

Przytuliłam mamę z całych sił i trwałyśmy tak bez słów, nawet prawnik, którego wynajął Eduardo, nie chciał nam przeszkadzać i dyskretnie się oddalił. W końcu obie "się wytuliłyśmy".

W Point duLac zjawił się "kolejny obcy człowiek".

– Czy my się znamy?- Eduardo popatrzył na przybysza z właściwą sobie rezerwą.
– Nie sądzę – obcy zachowywał się nienagannie i kulturalnie. – Nazywam się Graham Connors i jestem prywatnym detektywem...

Pokazał Eduardowi swą legitymację i licencję, ale mój mąż machnął niecierpliwie ręką.

– Kto i w jakim celu pana wynajął? – burknął niegrzecznie, bo kto jak to, ale szpiegowsko - wtrącających się w nie swoje sprawy, serdecznie nie cierpiał.
– Pan William al - Rashid chciał odnaleźć swoją córkę, aby wynagrodzić jej straty, które poniosła w związku z... działaniami jej brata, niezgodnymi zresztą z prawem, a wynikającymi z... hm, niezrównoważenia intelektualnego Jamesa al - Rashida – wyjaśnił Eduardowi detektyw, lecz przez cały czas zerkał na mnie.

Musiał zatem wiedzieć, kim jestem. Dobrze się przygotował do tej wizyty.
– Co ty na to, Americus? – mąż objął mnie opiekuńczo swym ramieniem.
– Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę mojemu ojcu – w oczach zalśniły mi łzy, zupełnie zapomniałam o obecności detektywa. – Udawał świętego, a miał kuzyna - przestępcę, ich drogi przez pewien czas szły razem.

William al - Rashid b y ł moim ojcem, ale ja przestałam być jego córką z chwilą, gdy się mnie wyrzekł. Nawet nie zająknął się słowem, kim była moja biologiczna matka, teraz nie ma to dla mnie większego znaczenia! – powiedziałam do Eduarda, że idę do dzieci, a z panem detektywem nie będę rozmawiała.

– Słyszał pan, co powiedziała moja żona? – Eduardo uznał, iż należy zakończyć "rozmowę".

Detektyw pragnął dodać  coś jeszcze, ale duLac tylko na niego spojrzał spode łba. To wystarczyło, poszedł sobie jak niepyszny.

– Wszystko w porządku, Rico? – Eduardo popatrzył na mnie z troską. – Wprawdzie opowiadałaś mi o swoim ojcu, ale dzisiaj przekonałem się, że jego dwulicowość nie ma granic.

Nie odpowiedziałam, bo zwyczajnie nie byłam w stanie.
Tymczasem Pablito dotrzymał słowa - wydałam się za wymarzonego faceta, którego ja i który mnie kocha. Niezwykłe sny już nie wróciły, "kimałam" jak każdy zwykły człowiek. Ale jedno nie dawało mi spokoju od wielu lat - jak to się stało, że moja młodsza siostra przeżyła postrzał w skroń?

Skoro Pablito o niczym nie wspominał podczas "pożegnania", odpowiedź na to pytanie powinien znać tylko...  – z tą myślą zapadłam w sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro