Rozdział 20:Czas na coś luźnego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Soulet P.O.V
Zabrali mi Dream'a!

A raczej Laura przyszła i mi go zabrała, swoimi zimnymi, martwymi dłońmi. Naprawdę, powinna je grzać chociaż trochę! Zmroziła mi biedne rączki, jak go wyrywała!

A Dream się chyba troszku zdenerwował, bo zrobił swoją typową złą minkę, bardziej uroczą niż złą swoją drogą, a następnie wyszedł mówiąc, że chce zostać sam.

Więc zgadujecie co teraz robię z Laurą, otóż ja idę spać a ona mi mówi, że to moja wina.

To nawet, miły szum do słuchania, jak ktoś ci krzyczy nad uchem. Polecam.

-Czy ty mie w ogóle słuchasz?-Spytała Lau, już chyba zrezygnowana. Ja tylko popatrzałam na nią i usiadłam leniwie, bo kurde, łóżko to żecz święta z resztą, byłam ranna!

-Nope, ale krzycz dalej, jest śmiesznie!-Uśmiechnęła się do niej na co jej oczka i skrzydełka się zmieniały. Oh noł.

Laura jest tak jakby wampirem z tego co wiem, to taki kolor u niej coś oznacza, ale kim ja jestem, żeby to rozpoznać, moim brackim? Czarny to kolor trawy, nie?

Wiem tylko jedno, czerwony  i czarny to coś złego, chociaż nie zawsze, bo Fell jest fajnym kostkiem. Szybko ruszyłam swoją siudme litery, czyli kuperek.

-Spierniczam! Pa!-Szybko teleportowałam się jak najdalej od Laury, zanim zdąży mnie rozszarpać i zrobić ze mnie szaszłyka.

Czasami sobie myślę, że ona i Alis gdyby się dogadywały tworzyłyby niezłą wybuchową mieszankę, ale na szczęście dla całego wszechświata, nie lubią się. Chociaż szkoda, bo śmiesznie byłoby zobaczyć, jak współpracują i uprzykszają innym życie.

Rozejrzałam się po miejscu do którego trafiłam i okazał się nim być domek jakiejś mamy kozy! Super, może znajdę ciasto i sobie trochę podbiorę dla siebie, w końcu to na szczytny cel!
Na zaspokojenie mojego brzuszka!

Trafiłam akurat koło schody do wyjścia z ruin, na korytarz w którym po prawej mam pokoje gościnne a po lewej salon i moje upragnione, ciasto cynamonowo tofikowe! Każde dziecko je lubi, chociaż zapewnia pruchnicę!

Zaczęłam iść cicho na palcach w moją lewą stronę, słyszę głosy z dołu więc pewnie rozmawia z jakimś Friskiem, żeby go przepuściła do wyjścia. Biedaki z tych Frisków, nie dość, że bez płciowe, to jeszcze ciągle nie chce ich wypuścić z podziemi.

Chociaż chyba jest tam kilka Frisków, bo słyszę kilka głosów, a jeden z nich nazywa się Loe!

Nie ważne. Ważne jest ciasto!

Przekradam się na paluszkach do kuchni pani mamy Toriel kozy Dreammur i jest! Moje ciasto! Moje kochane, pyszne, zapychajace żyły ciasto!

Uśmiech który miałam odkąd byłam z Laurą się poszerzył, mam ciasto!

Zaczęłam szukać noży po szufladach, gdzieś tu muszą być! Szukam ich pod zlewem, pod ciastem, pod kuchenką i pod lodówką i nic nie ma! Chyba te małe popylajace Friski wzięły wszystkie sztućce, bo nawet nie widać widelców ani łyżek.

Co za nie wychowana młodzież,  no nic, czas jeść rączkami, w końcu nie jestem jakąś kaleką jak Sans z InwalidTale czy UnderWypadekdrogowy!

Te au pewnie nie istnieją, ale znając was fandom, jestem pewna, że prędzej czy puźniej albo nawet teraz coś takiego jak Sans na wózku inwalidźkim zaistnieje.

Wzięłam tace z ciastem w moje rączki i zaciągnełam się zapachem, jest takie pyszniutkie!

Nagle JEB.
Nagle TRZASK.
JEBUDUBU.

Cały pokój a nawet budynek się zatrząsł, z wrażenia wypiek zrobił fikołka.
I ciasto na podłodzę!

Klękłam przy moim zmarłym ciastkowym towarzyszu w szoku.

Moje ciasto.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro