12. Przerwany utwór

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nigdy nie przepadałem za spędzaniem czasu u lekarza, w szpitalu, jako pacjent lub osoba towarzysząca, jednak zostaję z Seungiem, mimo niezałatwionych spraw z Yuurim. Wolę nawet posiedzieć i przeczekać czas, jaki ma tam spędzić niż wracać do deRoy.

Bezczynność jednak mi nie grozi, bowiem zaganiają mnie do wyprowadzania psów na spacer na przyległe tereny do pogotowia. Przystaję na polecenie całkiem ochoczo, mimo niezbyt sprzyjającej aury. Dostaję pod opiekę sześć psów dużych ras i jednego średniej wielkości kundelka, mając zapewnić im towarzystwo przez nieokreślony czas. Wychodzę z każdym po kolei nie mając nawet czasu na zagadanie do Seunga czy kogokolwiek z pracowników oraz wolontariuszy. Panuje spory ruch, nikt nie siedzi z założonymi rękoma nie wiedząc, co ze sobą zrobić, nieustannie coś się dzieje. Personel przemieszcza się zajęty swoimi zadaniami, wymianą zadań, poleceń, przyjmowaniem zgłoszeń o potrzebujących zwierzętach.

Na moment przystaję, aby odsapnąć między spacerami oraz zabawą z psami, Seung krąży pomiędzy dwoma salami zabiegowymi w obecności innych pracowników. Po raz kolejny dostrzegam jego nieskrywane oblicze, cień przeszłości nie wisi nad nim, zostaje zapomniane. Zajmuje się tym, na czym się zna, w towarzystwie ludzi chcących tak jak on nieść pomoc zwierzętom, takiego chciałbym widzieć go codziennie. Momentalnie przypomina mi się wczorajszy wieczór, po raz kolejny zastanawiam się, w jaki sposób mogę pomóc mu uwolnić się do widma przeszłości?

Sprawa musi być bardziej nieprzyjemna niż wydaje się na pierwszy rzut oka. Media trąbiły o konflikcie gitarzysty i wokalisty gdzie tylko się dało, wałkowano go praktycznie przez ostatnie miesiące, jakie Seung spędził w zespole zanim dla własnego dobra odszedł. Wątpię, abym kiedykolwiek dowiedział się jak było naprawdę, temat jest za drażliwy, nieprzyjemny, by poruszyć go przy herbatce.

Wzdycham ciężko, co jest do mnie nie podobne, zapinam kurtkę i chodzę z ostatnim psem na spacer. Właśnie nastał kwiecień, miasto ogarnął szał w oczekiwaniu na przybycie Magicznych, na ich ostatnią wspólną trasę. Największy koszmar Seunga zjawi się osobiście w Detroit, a ja muszę trwać na posterunku, by służyć wsparciem dla niego.

Zabawa z siedmioma psami jednym ciągiem daje mi się we znaki mimo bycia przeze mnie jeszcze pięknym i młodym. Chwila przerwy nie zaszkodzi, jak tylko Joey zechce wreszcie skończyć biegać w kółko jak wariat po ogrodzonym terenie. Wybieg stanowi przyzwoity kawałek ziemi, w centrum miasta, to nie lada wyczyny biorąc pod uwagę rosnące z każdej strony wieżowce. Serce samo się cieszy na widok radosnego zwierzaka, który tylko czeka aż ktoś zechce go przygarnąć, sam chętnie bym to zrobił. Niestety mieszkania w deRoy należą do uczelni i nie pozwala się na trzymanie dużych zwierząt. Rybki, małe gryzonie owszem, ale zwierząt większych od królika, a nawet węży już nie.

- Joe wracamy – zwracam się do psiaka widząc nadciągające deszczowe chmury. – Odstawię cię na miejsce, pomknę na szybko do domu i wrócę po Seunga.

Pies posłusznie przydreptuje do mnie, dając zapiąć sobie smycz do szelek, w pogotowiu nie używają obroży nawet na duże zwierzęta. Przechodzimy kawałek drogi chodnikiem nim wkraczamy ponownie do holu, gdzie całe posłuszeństwo Joego idzie w zapomnienie. Wspomniano, że ma on wielką słabość do Isabelli, bowiem jak tylko wracamy do środka, ona pojawia się w zasięgu wzroku, ciągnie tak mocno w jej kierunku, aż puszczam smycz. Gdybym tego nie zrobił mógłby mi wyrwać rękę ze stawu. Krzyczę za nim, aby wracał jednak ten pędzie przed siebie jak wariat.

- Seung łap go – wołam w stronę przyjaciela starając się nadążyć za psem na śliskich kafelkach, którymi pokryty jest hol.

Dodatkowo podeszwy moich butów również nie łapią kontaktu z podłogą, więc prawię sunę jak na łyżwach. Rezultatem braku przyczepności do podłoża jest fakt, że docierając do Seunga staram się wyhamować, niestety siła rozpędu jest zbyt duża, łapię przyjaciela za ramię. Oboje lądujemy na ziemi, tym razem obijam sobie plecy o zimnie kafelki, Koreańczyk amortyzując upadek podtrzymuje się rękoma rozstawionymi po obu stronach mojej głowy.

– Coś ostatnio za często na ciebie lecę – przyznaję cicho, załapujemy kontakt wzrokowy na krótką chwilę, podczas, gdy wokół nas zbierają się chętni do pomocy pracownicy oraz wolontariusze. Seung nie odpowiada, nie odwraca wzroku, nawet się nie rumieni, zaskakuje mnie tym, jednak ten interesujący moment szybko zostaje przerwany.

Sprawnie obracam całe zajście w żart, kiedy gramolimy się z ziemi przy asyście pozostałych, Isabella przyprowadza psa. Stoimy przez parę minut śmiejąc się z mojej niezdarności, nieposłuszeństwa Joey'ego i jego amorów w stronę dziewczyny. Zapewniam wszystkich o braku urazów spowodowanych upadkiem, obiecuję na siebie uważać, a w pamięci, co rusz mam tą krótką wymianę spojrzeń z Seungiem nie wiedząc jak do interpretować.

W końcu każdy wraca do swoich zajęć, zostajemy we troje, ja Seung i Joey przy czymś w rodzaju recepcji. Pies prąca moją rękę nosem, jakby przepraszał za swoje zachowanie, z miejsca mu wybaczam.

- Adoptujmy go – mówię kucając obok psa, aby pogłaskać go po grzbiecie, ma niesamowicie białą sierść. - Jest taki kochany, aż mnie dziwi, dlaczego ludzie go nie chcą.

- My? – Dopytuje się Seung unosząc ze zdziwienia brew do góry, z opóźnieniem ogarniam, że znów najpierw mówię, potem ewentualnie biorę pod uwagę konsekwencje.

- No, my. Ja i ty – przytakuje nie przerywając czynności głaskania, jednak spoglądam na Koreańczyka.

- Zwierzę to odpowiedzialność, po za tym masz Chikę, mnie ciągle nie ma w domu – sprawne argumentuje tym samym przypominając o jego ostrożnym podejściu do wielu spraw. – Nie ma szans.

- Jak zamieszkamy razem to się zgodzisz? – Dzielne znoszę jego poważne spojrzenie, chociaż jak bumerang powraca do mnie ten moment sprzed parunastu minut.– Yuuri i tak mnie zostawi dla tej swojej dziewki, a samemu nie chcę mieszkać – oświadczam. - Nadajesz się idealnie na współlokatora. Przyjaźnimy się, będę ci gotował, nawet czasami posprzątam, a Chika, Boo, Danny i Joey będą miały kochając dom. Oddam ci rolę ojca, zostanę ich mamą.

Seung może czuć się zaskoczony moją propozycją, sam siebie zadziwiam, wypowiedzianych słów nie da się cofnąć. Zarysowana przeze mnie perspektywa całkiem mi odpowiada, czuję w kościach, że niedługo zostanę sam w de Roy, Yuuri zawinie wrotki i tyle go zobaczę.

- Będziemy mieli gości – informuje znienacka Stephene zebranych w holu pracowników pogotowia. – Odwiedzą nas Magical Boys, w pełnym składzie.

Wszystkie miłe chwile dzisiejszego dnia idą w niepamięć na dźwięk wypowiedzianych przez Francuza słów. Widok z wczorajszego dnia powraca ze zdwojoną siłą, reakcja na samą wiadomość o przybyciu zespołu do miasta, to jedno. Świadomość, że Leroy osobiście przekroczy prób pogotowia wykracza po za skalę paniki.

Podczas, gdy wszyscy dookoła cieszą się jak wariaci, ja i Seung stanowimy inny świat, do niedawna zobaczenie ich na żywo byłoby nie lada przygodą. Zrobienie sobie z nimi zdjęcia i wrzucenie na Instagram, szczy marzeń oraz zazdrość ich fanów z mojego otoczenia. W brązowych tęczówka widać autentyczne przerażenie, czystą panikę, na samą myśl, o zjawieniu się tutaj grupy. Lada chwila ktoś zauważy, co dzieje się z Seungiem, wówczas nie będzie tak różowo.

- Idziemy na przerwę – rzucam w stronę Francuza zasłaniając zastygłego w bezruchu Koreańczyka. – Coś mnie w plecach zaczyna boleć, to pewnie od tego upadku, a jeszcze rano też wyrżnąłem się jak długi.

- W takim razie obowiązkowo na przerwę – podłapuje Stephene. – Zawołamy was jak się zjawią, takiej okazji nie można przegapić.

- Pewnie – zgadzam się. – A Seunga aż zamurowało z wrażenia – żartuję łapiąc rówieśnika za nadgarstek i holując w stronę szatni, do której aby wejść konieczny jest kod albo karta z identyfikatorem. Dodatkowa bariera mająca nas chronić przed Leroyem, gdy wreszcie się tu zjawi. Otwieram drzwi za pomocą identyfikatora wiszącego na szyi Seunga, po czym wpycham go do środka, mam wrażenie jakbym próbował wstawić do szatni kłodę drewna.

Szatnia wygląda jak typowe pomieszczenie do zmiany garderoby. Dwa rzędy szafek, pomiędzy nimi prosta, drewniana ławka, na samym końcu drzwi prowadzące do toalety oraz prysznica. Żarówki dają zimne światło, odbijające się w kafelkach na podłodze. W momencie zamknięcia się za mną drzwi otacza nas cisza, Seung nadal tkwi w stanie odrealnienia, pogrążony w przeszłości o której nic nie wiem.

W praktyce mam już przećwiczony sposób na wyrwanie go z odmętów dawnego życia, pytanie tylko czy to wystarczy? Wczoraj nie istniało bezpośrednie zagrożenie, w pogotowiu mają za duży ruch, by szybciej puścili go do domu.

- Seung?

Wolę na początek spróbować dotrzeć do niego poprzez samą moją obecność, ostatnim razem nieznacznie zareagował. Sprawnie, chociaż powoli pokonuję nieduży dystans panujący pomiędzy nami, zero reakcji. Atak paniki jest zdecydowanie za duży, nie przebiję się przez tę jego barierę, próbując podejść go tym sposobem.

- Robię to dla twojego dobra.

Szybka akcja i będzie po sprawie, tak przynajmniej zakładam na podstawie dotychczasowej analizy. Przed oczami ponownie powraca moment, gdy wyrżnąłem jak długi z Seungiem w pogotowiu, ten krótki kontakt wzrokowy. To wspomnienie uparcie tkwi mi w pamięci, bardzo wyraźnie, czym jestem zaskoczony. Mimo to, ponownie wyskakuję z pomysłem całowania, zaskoczenie niecodziennym wydarzeniem potrafi przywołać do rzeczywistości, po za tym już raz to zadziałało.

Nachylam się nieznacznie, ciesząc się z bycia mniej więcej tego samego wzoru. Ostatnim razem poszło mi to nader szybko lekkie muśnięci i po wszystkim, jak jednostronne ćwiczenie całowania na poduszce przed pierwszą randką z wymarzoną dziewczyną, aby wyjść na doświadczonego w tych sprawach. Sam fakt, że Seung to chłopak jakoś nie specjalnie mi przeszkadza. Nastawiam się na szybką kampanię, ponowne przeprosiny, obrócenie wszystkiego w żart, dla bezpieczeństwa.
Ponownie zabieram się za całowanie z większa wprawą niż ostatnio, nadal pamiętam jak miękkie i idealnie pasujące do moich są jego usta. Angażuje się nieco za bardzo, spodziewając się w każdej chwili przerwania czynności przez Seunga. Tymczasem on zaskakuje mnie oddaniem pocałunku równie chętnie jak ja. Powinienem raczej zastanowić się, co się dzieje w głowie Koreańczyka, jednak zamiast się tym przejmować pozwalam sobie na więcej, niż wcześniej.
Napieram mocniej na niego pogłębiając jeszcze bardziej pocałunek, przestając przejmować się czymkolwiek. Przez krótki moment wydaje mi się, że to ja mam w znaczymy stopniu kontrolę nad tym, co się właśnie dzieje. Szybko przekonuje się o swoim błędnym myśleniu, gdy uczuję pod plecami chłód jednej z metalowych szafek. Seung przejął kontrolę, na ile świadomie, nie potrafię określić, w każdym razie wcale nie protestuję. Po prostu obaj nie zastanawiamy się nad konsekwencjami naszych działań dając się porwać chwili, ukrytym pragnieniom.

Zaskakuje mnie ile można wyczuć emocji oraz uczuć na podstawie samych gestów drugiej osoby. Poprzez same pocałunki docierają do mnie strach, rozpacz, bezradność kryjąca się za codzienną maską studenta weterynarii. Nie wiem, co przytrafiło mu się za czasów kariery muzycznej, za to chcę zrobić wszystko, by wreszcie przestał żyć przeszłością.

Im dłużej trwamy w tym dziwnym transie, przestaję zastanawiać się nad czymkolwiek, liczy się tylko fakt posiadania Seunga tylko na wyłączność. Odrywamy się od siebie, aby złapać oddech, nasze usta niecierpliwie domagając się siebie nawzajem. Ja nie mam jak uciec, czego nie planuję, ale Lee ma taką możliwość, więc łapię go za materiał bluzki. Blokujemy sobie nawzajem możliwość ucieczki, żaden z nas nie wykazuje chęci do wycofania się.

- Przepraszam - Seung, jako pierwszy przytomnieje na tyle, aby ogarnąć wymykającą się spod kontroli sytuacje. - To nie powinno się wydarzyć, poniosło nas - wycofuje się parę kroków do tylu zwiększając między nami dystans, przeczesując palcami włosy unikając kontaktu wzrokowego.
- Taa - zgadzam się również zdumiony, łapiąc oddech. – Ten, no, zagalopowaliśmy się - drapie się z zakłopotaniem po karku. – Zdarza się – stwierdzam gapiąc się w podłogę.

Czuję się w pewnym stopniu zażenowany, bowiem tak naprawdę gdybym naprawdę chciał mógłbym pierwszy to wszystko zakończyć. Nie zamierzałem tego robić, podświadomie właściwie tego chciałem, a teraz moje wczorajsze zapewnienia przestały mieć znaczenie. Tym razem mi nie uwierzy, że to nic nie znaczyło.

- Zdarza? – Powtarza po mnie. – Nie powinno w ogóle do tego dojść, w ogóle

- Nie zrobiłby tego, gdybyś tak cholernie nie odleciał – oznajmiam niezgodnie z prawdą. – Masz swoje powody, by zachowywać się tak a nie inaczej, ale nie wiem jak mam ci pomóc? Sam mi nie powierz, nie pytam, bo obiecałem. To, co mam robić? Patrzeć bezczynnie jak pochłania cię przeszłość?

- Chłopaki nasi goście przybyli – informuje Stehene wsadzając głowę w szparę, w drzwiach. – Zawitali tylko na chwilę – po czym równie szybko znika.

Seung na nowo zastyga z przerażenia, jedynie ściana dzieli go od jego największego koszmaru, tym razem nie ruszam się z miejsca. Sam powoli gubię się w świecie, w jakim on żyje, widziałem ledwie malutki jego fragment, otaczającą go samotność, strach.

- Nie chcesz, żeby ktokolwiek się dowiedział, to jasne. Ale im bardziej człowiek stara się coś ukryć, pilnuje na każdym kroku, tym bardziej to widać.

- Nie rozumiesz – wypowiada cicho te słowa. Stoi ze spuszczoną głową, dłońmi zaciśniętymi w pięści, cała jego sylwetka jest zgarbiona.

- To mi wyjaśnij – mówię, chociaż czuję, że się tego nie doczekam. Nie ważne jak mocno będę się starał, stawał na głowie czy rzęsach, Seung nie da sobie pomóc, jeśli dobrowolnie nie wyjdzie ze swojej klatki. – Nadal mi nie ufasz? Nie potrafisz czy nie chcesz?

- Cięgle wytykasz mi moją przeszłość, a co z tobą? Czego tak naprawdę ode mnie chcesz? – Nie patrzy na mnie, ton jego głosu jest przepełniony goryczą. – Szukasz zastępstwa za Yuuriego? Potrzebujesz wiecznej uwagi?

- Nigdy tak o tobie nie myślałem – chce mi się płakać słysząc te bezpodstawne oskarżenia. – Jest coś złego w chęci zaprzyjaźnienia się z kimś? To ty masz problem, nie chcesz zapomnieć o przeszłości robiąc z siebie ofiarę! – Nie wierzę, że wypowiadam te słowa, jest za późno, by je cofnąć.

- Wyjdź – pierwszy raz widzę tak wściekłego.- Wyjdź i nie wracaj.  

__________________________

No i mamy koleją część, za nami. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro