Rozdział Dwudziesty Szósty.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gwiazdki i komentarze mile widziane, kochani! 💋












-Tyler? - wyjąkałam zaskoczona - Co, ty, tutaj robisz? - było po dwudziestej drugiej, a on postanowił mi złożyć wizytę?

-Powiedziałaś, że jestem dla ciebie ważny, ale jako przyjaciel. - wzruszył ramionami - Przemyślałem sprawę i wolę być twoim przyjacielem niż całkowicie stracić z tobą kontakt. - wyznał. To było dość urocze, ale z drugiej strony dziwne. Jaki chłopak po tym jak dziewczyna go zdradzi, chce się z nią później przyjaźnić?

-Nie wiem, co powiedzieć. - mruknęłam niepewnie - Znaczy...

-Chris! - usłyszłam krzyk Granta. Chwilę poniżej chłopak zmaterializował się obok mnie. - Co tak długo? - nie patrząc przed próg, objął mnie ramieniem i dopiero wtedy podniósł wzrok. Był zaskoczony wizytą Tylera tak samo jak i ja. - Tyler? - wyglądał jakby zobaczył ducha.

-Grant? - mój były przeniósł wzrok na mnie - Mam rozumieć, że mój brat zajął moje miejsce? - prychnął. Pokręciłam głową.

-N-nie. - wyjąkałam - To nie tak. - zaprzeczyłam od razu - Grant przyszedł, bo się o mnie martwił i...

-I dlatego oboje jesteście pijani? - zakpił - Mój brat się upił, aby pokazać jak się o ciebie troszczy? - zażenowanie wzbierało na sile. Nawet gdybym powiedziała mu prawdę, to by mi nie uwierzył. Co powinnam była zrobić? Nie było logicznego wytłumaczeniami tej sytuacji.

-Dasz jej w końcu spokój? - z moich ramion jego ręka przesunęła się na moją talię, przyciągając bliżej jego ciała - Nie jestem z Chris. - mruknął całkowicie poważny - Nie przyszedłem tutaj, aby coś ugrać. Zadzwoniła do mnie jej przyjaciółka i powiedziała, że Chris od kilku dni nie wychodzi z domu. Martwiłem się, więc przyjechałem zobaczyć, co się dzieje. - wzruszył ramionami - Cała historia. A czy mi wierzysz to już twoja sprawa. - prychnął.

-Wszystko pięknie, ale dlaczego jesteście pijani? - skrzyżował ręce na piersi.

-Bo jesteśmy dorośli i mieliśmy ochotę na whisky. - odparł zirytowany - Koniec przesłuchania? - warknął.

-I ja mam w to uwierzyć? - zakpił.

-Tyler, o co ci tak naprawdę chodzi? - odezwałam się w końcu - Wiem, że to ja wszystko, między nami zepsułam, ale dlaczego ciągle starasz się mi o tym przypominać? Przecież przyznałam, że zawaliłam. - objęłam się ramionami, mocniej wtulając w ciało szatyna obok mnie.

-Myślałem, że uda nam się to naprawić. - histeryczny śmiech opuścił jego usta - Ale ty wolisz się pieprzyć z moim bratem. Nic tu po mnie. - prychnął. Odwrócił się i odszedł bez słowa.

Zagryzłam lekko wargę, starając się poukładać wszystko w głowie.

Poczułam jak dłoń Granta mocniej zaciska się na moim boku. Uniosłam głowę, aby spojrzeć mu w oczy.

-Wszystko w porządku? - zapytał.

-Twój brat ma prawo mieć do mnie żal. - mruknęłam - Zraniłam go i zdaję sobie z tego sprawę, ale...

-Nie ma prawa się tak zachowywać. - przerwał mi - Ludzie się rozstają i to się zdarza, ale on zachowuje się jak czternastolatka po zakończeniu pierwszego związku. - prychnął.

-Ma prawo mieć do mnie żal. - powtórzyłam.

-Bez przesady. - przewrócił oczami - Masz ochotę na whisky czy całkowicie straciłaś apetyt? - zapytał.

-Idziemy pić. - odparłam. Zadowolony skinął głową i cofnął się, abym mogła zamknąć drzwi. Przekręciłam klucz i wraz z Grantem wróciliśmy do kuchni.

-Kto to był? - spytała moja rodzicielka dopijając trunek.

-Tyler. - burknęłam pod nosem i chwyciłam butelkę, aby nalać sobie i Grantowi po porcji.

-Co chciał? - zdziwiła się. Machnęłam dłonią, zbywając ją.

-Szkoda gadać. - odparłam.

-Skoro tak mówisz. - wzruszyła ramionami. Odłożyła pustą szklankę stół i wstała, wsuwając po sobie krzesło. - Ja idę spać, bo czuję, że źle się skończy jeśli wypiję jeszcze trochę. - pijański chichot opuścił jej usta - Chris pościelisz przyjacielowi w pokoju gościnnym. - spojrzała na mnie tym typowym dla rodziców spojrzeniem.

-Poważnie? - spojrzałam na nią jak na idiotkę. Skinęła głową.

-Muszę się zachowywać jak odpowiedzialna matka. - odparła idąc do swojej sypialni - Więc macie być grzeczni! - dodała znikając za drzwiami.

-Dobranoc, pani Lopez. - mruknął Grant. Parsknęłam śmiechem, patrząc na szatyna. - Nie pościelisz mi w pokoju gościnnym, prawda? - mruknął.

-Oczywiście, że nie. - odparłam. Dopiłam alkohol i odłożyłam szklankę na stół. Chwilę później chłopak zrobił to samo. W ten sposób druga butelka whisky się skończyła.

-Idziemy do łóżka? - przejechał językiem po dolnej wardze, sprawiając, że mój wzrok padł na jego usta.

-Idziemy spać. - poprawiłam go. Przewrócił oczami.

-Na jedno wychodzi.

-Nie jestem pewna. - wytknęłam język i wstałam z krzesła. Zakręciło mi się w głowie i zapewne, gdyby nie Grant i jego szybka reakcja to leżałabym teraz na podłodze z rozwaloną głową. Zamiast tego, stałam a dłonie szatyna podtrzymywały mnie w talii, mocno przyciskając do jego klatki piersiowej.

-Ktoś tu jest mocno pijany. - stwierdził. Pokręciłam głową, starając się grać trzeźwą.

-Wcale, że nie... - Nie wyszło mi to zbyt wyraźnie.

-Wcale. - prychnął. Nim się obejrzałam byłam nad podłogą w jego ramionach. Owinęłam ręce wokół jego szyi, aby się przytrzymać. Zamknęłam oczy, mocniej wtulając się w klatkę piersiową szatyna.

Szatyn sprawnie przeniósł mnie do mojej sypialni. Zamknął za nami drzwi i ostrożnie położył mnie na łóżku. Mruknęłam zadowolona, gdy poczułam przyjemny kocyk pod plecami. Chwyciłam kraniec materiału i starałam się dostać pod ciepły koc.

-Przebierz się. - usłyszałam, czując uścisk na nadgartku - Nie będziesz spała w jeansach. - mruknął.

-Mhm. - mruknęłam jedynie, szarpiąc się, aby pozwolił mi się przykryć - Będę spać w jeansach. - wyszeptałam.

Usłyszałam westchnienie. Później poczułam dłonie na ciele. Chłopak sprawie rozpiął rozporek moich spodni i pozbawił mnie ich.

-To się nazywa napastowanie seksualne. - prychnęłam, gdy zabrał się za moją bluzkę.

-Powinnaś mi dziękować. - usłyszałam szept przy uchu. Był bliżej niż myślałam.

-Obmacujesz mnie bez mojej zgody. - zaśmiałam się, gdyż w tamtej chwili wydawało mi się to bardzo zabawne.

-Teraz możesz iść spać. - odparł. Leżałam na łóżku w samej bieliźnie. W końcu niechętnie otworzyłam oczy i wczołgałam się pod kołdrę.

-Dlaczego ja mam spać w samej bieliźnie, a ty będziesz ubrany? - wybełkotałam - To nie fair... - zamknęłam oczy, wtulając się w poduszkę.

-Chcesz mnie rozebrać? - spytał zaczepnie. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową.

-Nie mam siły. Sam się rozbierz. - burknęłam i usłyszłam jego śmiech w odpowiedzi.

-Jesteś mocno pijana. - poczułam jak materac po drugiej stronie ugina się pod jego ciężarem. Zadowolona przesunęłam się w jego stronę i wtuliłam w klatkę piersiową. Byłam cholernie blisko, między naszymi ciałami nie było nawet milimetra odstępu, czułam, że był jedynie w bokserkach przez co zachciało mi się śmiać.

-Dobranoc. - wyszeptałam, kładąc głowę na jego ramieniu.

-Dobranoc. - założył pocałunek na moim czole i owinęłam ramię wokół mojej talii.








Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro