Chapter 15.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Hej, hej
Nie śnij, to koniec."


Czasami oczekiwania innych wobec nas są jak kamień, który przyczepiony do naszej szyi ciągnie nas na dno i prowadzi ku końcowi. Przytłaczają duszę niczym głaz i pozbawia wszelkiej radości. I w takich wypadkach to rozum musi walczyć o zachowanie resztek zdrowego rozsądku. I chociaż zazwyczaj to inni sprawiają nam tak wiele kłopotu, tym razem moją zgubę sprawdzałam na siebie sama. Chciałam wszystko naprawić, sprawić, by było dobrze, ale nie wzięłam pod uwagę tego jak dużo wysiłku będzie to kosztować właśnie mnie. I nie chodziło nawet o straconą energię, a zszargane nerwy, nieprzespane noce i emocję, które nie dawały mi spokoju.

Dosłownie kilka sekund stałam w miejscu przytłoczona ciężarem spojrzenia bruneta, który nie spuszczał ze mnie wzroku. W uszach mi szumiało, a tętno szalało, nie pozwalając się uspokoić.
Wzięłam jeden, głęboki wdech i ruszyłam w jego kierunku, co od razu zauważył.

Adrien wyprostował się i poprawił swoją marynarkę jakby chciał zająć się czymś na ten czas oczekiwania.

― Nie tak szybko, malutka ― usłyszałam, więc przekręciłam głowę i spojrzałam na kobietę, którą poznałam moment wcześniej, a która powinna być z moim mężem.

Zmarszczyłam bez zrozumienia brwi, nie rozumiejąc, dlaczego próbuje mnie zatrzymać?

― Słucham?

― Moja córka cię nie doceniła ― oznajmiła ze stoickim spokojem jakby wcale nie przyznawała się do tego, że znała plany swojego dziecka dotyczące Adriena, a może i Sebastiana.

― Chyba pani nie rozumiem ― odparłam wysilając się na lekki, pobłażliwy uśmiech.

Oczywiście gotowało się we mnie od nadmiaru emocji, w dodatku ona nie ukrywała, że to wcale nie był komplement, a raczej ukryta groźba.
Nie podobało mi się to.
Nikt z całej tej rodziny nie wzbudzał mojej sympatii.

― Za tą całą fasadą słodkiej kobietki jesteś genialną manipulatorką ― podsumowała złośliwie. ― I gdyby nie konflikt interesów, sądzę że dogadały byśmy się.

― Konflikt interesów? ― powtórzyłam bezmyślnie, nie będąc zdolną do żadnej innej, sensownej relacji.

― Poślubiłaś nie tego mężczyznę, przykro mi, złociutka. I albo odejdziesz po dobroci, albo Aurelia odzyska, to co należy do niej ― wyjaśniła swoją myśl.

Sapnęłam cicho, nie kryjąc szoku. Zdecydowanie była nienormalna.

― Wie pani, znam świetnego psychiatrę, podam pani namiary ― skwitowałam, krzywiąc się lekko. ― Koniecznie powinna pani się z nim skontaktować!

― Obrażasz mnie? ― spytała zszokowana.

Jej mina była komiczna i wyrażała bardzo wiele. Najwyraźniej spodziewała się, że jej przytaknę i wyrażę chęć rozwodu. Niedoczekanie. Nie rozumiałam nigdy wyniosłości u Aurelii, ale teraz byłam niemal pewna, że miała ją we krwi. Genów nie da się oszukać.

― A czy pani mi grozi? ― odbiłam pytanie, wzruszając obojętnie ramionami.

Uśmiechnęłam się kpiąco.

― Jesteś bezczelna.

― Niezależnie jak miło się z panią dyskutuję, muszę przeprosić i iść zaczerpnąć świeżego powietrza. Czyjeś ego wysysa cały tlen ― dodałam, wcale nie kryjąc złośliwości i błysnęłam zębami w niegrzecznym uśmiechu, wymijając kobietę.

Nie zamierzałam dać się wciągnąć w zbędne dyskusje. Faktem było, że dawniej nie unikałam konfrontacji, ale z biegiem czasu doceniłam umiejętność gryzienia się w język. Zdecydowanie się przydawała, szczególnie gdy miało się ważniejsze zmartwienia na głowie. Czcze groźby pani Ferro nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia.
Kilka kroków później stałam już obok Nikosto. Wzrokiem przesunęłam po jego sylwetce, przyznając, że nadal prezentował się doskonale i jedynym mankamentem był smutek tkwiący w jego zielonych oczach, który i tak całkiem sprawnie tuszował. Zawadiacki uśmiech charakterystycznie zdobił jego wargi.

― Dobry wieczór ― przywitałam się, spoglądając na otaczających go dwóch mężczyzn. ― Mogła bym pożyczyć na moment pana Nikosto?

― Jest pani pewna, że to nie mnie chce pożyczyć? ― zapytał żartobliwie ciemny blondyn, stojący po prawej stronie Włocha.

Prezentował się nieźle, chociaż nie był w moim typie. Nie wynikało to nawet z tego, że był zbyt metroseksualny. Raczej jego pewnej postawy, która rażąco mnie drażniła. Nawet jeśli zazwyczaj ceniłam takie cechy.

― Proszę wybaczyć mojemu przyjacielowi brak manier, ale zawsze głupieje na widok pięknych kobiet ― wtrącił drugi, czarnowłosy, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. ― Łukasz Borowski ― wysunął dłoń w moim kierunku.

― Samira Wagner ― podałam mu rękę.

― A to Eryk Lewandowski, skoro już skończyliśmy z tą szopką, chodźmy ― dodał Adrien, wtrącając się z niecierpliwością.

― Jesteś tajemniczą żoną Sebastiana?

Gdy tylko padło to pytanie, brunet zacisnął usta w wąską linię i nie czekając na żadną reakcję, ujął mój łokieć, by odciągnąć mnie na bok. Nie było to zbyt grzeczne, ale trudno było mi zaoponować, gdy moje ciało zareagowało tak intensywnie na jego dotyk.
Niepotrzebnie, ale przypomniało mi to o tym, że chcąc, nie chcąc nadal miał nade mną przewagę.
Nie podobało mi się to, ale dobrze było móc mieć tę świadomość. Mogłam unikać jego bliskości i zachować na tyle zdrowego rozsądku, na ile to w ogóle było możliwe.

― Zachowałeś się okropnie ― zauważyłam spokojnie, chcąc narzucić jakiś temat, a raczej zacząć jakkolwiek rozmowę.

― Nie zamierzam patrzeć jak ktokolwiek cię podrywa, sądziłem, że chociaż tego jesteś świadoma ― uciął krótko, nie próbując nawet udawać, że mu się to podobało.

Dotarł w kąt pomieszczenia i przekręcił się tak, by stać przede mną. Cofnął rękę i poluźnił uścisk palców, oczywiście, przesuwając nimi po moim łokciu, nim w ogóle mnie puścił.
Nie to było jednak tematem, który chciałam z nim poruszyć, więc wywróciłam tylko teatralnie oczami w ramach komentarza i wygładziłam materiał sukienki, chcąc nieco zyskać na czasie.
Łatwiej było zaplanować, że z nim porozmawiam jak faktycznie się za to zabrać.

Zwłaszcza, że z perspektywy czasu ta decyzja traciła jakikolwiek sens, ponieważ jaki cel miała ona w sobie? Co mogła zmienić skoro nosiłam już na palcu obrączkę i złożyłam przysięgę wiążącą mnie na resztę życia? Po co miałam cokolwiek rozumieć, skoro z góry, narzucone było, że nawet jeśli bym mu wybaczyła, nie było żadnej przyszłości, w której on mógłby istnieć obok mnie. A na pewno nie ze mną.
Jęknęłam cicho, odkrywając jak bzdurne przekonanie towarzyszyło mi w ostatnich kilkunastu godzinach. Z drugiej strony, chciałam znać prawdę. Chciałam wiedzieć, czym się kierował? Co skłoniło go do zdeptania moich uczuć i złamania mi serca? Co było ważniejsze jak miłość, którą podobno mnie darzył? Miliardy pytań przelatywało mi przez głowę i choćby dlatego musiałam się z tym zmierzyć. Z nim. Widmem mojej pierwszej, prawdziwej miłości.

― Chciałam tylko poprosić o spotkanie ― wyjaśniłam.

Nie kłamałam. A z drugiej strony, zyskiwałam trochę czasu. Nie miałam siły, ani odwagi by słuchać czegokolwiek tak ważnego tu, ani teraz.

― Myślałem, że...

― Chcę przyjść do twojego biura. I porozmawiać na spokojnie. Bez tabuna ludzi dookoła, masz któryś dzień nie zapchany...

― Zadzwoń do Anety, powiem jej, że ma cię wpisać kiedy zechcesz ― przerwał mi tym razem on i wygiął lekko, dość nieznacznie kącik ust do góry.

Wyciągnął rękę przed siebie z zamiarem dotknięcia mojego policzka, ale na szczęście porzucił ten pomysł, widząc moją minę. Przerażoną, pełną chęci ucieczki.

― Dawniej nie bałaś się mojego dotyku ― westchnął ciężko.

― Dawniej to ty byłeś... dawniej nie miałam męża ― wyprostowałam, wzruszając dość obojętnie ramionami, co przyszło mi z wielkim trudem.

Wcale nie było łatwo rozmawiać z nim. Tak po prostu.

― Samiro, ja...

― Mira, cholera, chodź ― jakby znikąd pojawił się obok nas Chrysander i złapał mój nadgarstek, próbując pociągnąć mnie w swoją stronę.

Straciłam równowagę, ale na szczęście oparłam się na torsie brata dłońmi, co pozwoliło mi na odzyskanie jej.

― San! ― rzucił ostrzegawczo Adrien.

― Spadaj, Sebastian źle się czuje, chodź ― mój brat nie przejął się tonem przyjaciela.

I w momencie, gdy padło imię mojego małżonka wyprostowałam się nagle i rozejrzałam się dookoła jakbym mogła odnaleźć go w tłumie ludzi.

― Co mu jest? ― spytałam z przejęciem, przypominając sobie, że jednak nie powinnam była odchodzić i zostawiać go tylko po to, by porozmawiać ze swoim byłym.

― Źle się czuje, zasłabł, chodź ― pospieszał mnie blondyn.

Bez najmniejszego oporu złapałam jego rękę i ruszyłam z nim w kierunku, który wybrał.
I jak się okazało po kolejnych kilku minutach był to taras, na którym znajdowały się leżaki. I na jednym z nich przysiadywał Sebastian w towarzystwie Aurelii. I normalnie najpewniej byłabym wściekła, ale w tym momencie byłam jej wdzięczna, ponieważ pilnowała go.

― Kochanie! ― rzuciłam z przerażeniem, dopadając do niego.

Odepchnęłam czerwonowłosą i sięgnęłam po rękę męża, przy okazji opierając dłoń na jego ramieniu. Spojrzałam na niego i zlustrowałam go wzrokiem, chcąc dostrzec, co mogło z nim być? Wyglądał normalnie. Przystojnie jak zawsze, chociaż blado. Ale poza tym, wyglądał naprawdę idealnie. Zmierzwione włosy układały się dokładnie tak jak na samym początku, a uśmiech, który zdobył jego usta zdawał się być tak znajomy i naturalny, że odetchnęłam z ulgą.

― Co się stało?

― Zakręciło mi się w głowie, a twój brat...

― Nie zamierzam kontynuować dziwnej mody na okłamywanie najbliższych, nawet jeśli moja siostrzyczka ją reklamuje i promuję na każdym kroku ― oznajmił ostro Chrysander, mierząc nas wściekłym spojrzeniem. ― Poza tym, straciłeś przytomność, takie rzeczy nie dzieją się przypadkiem.

― Błagam, nie kłóćmy się, co się stało? ― zignorowałam oskarżenie, które padło z ust mojego brata i westchnęłam ciężko, siadając na kawałku leżaka, który był wolny.

Ulokowałam się tuż przy biodrze Sebastiana.

― Za dużo pracy i wrażeń, nie codziennie twoja żona próbuje godzić się z facetem, który był jej pierwszą miłością. I nie codziennie twoja psychiczna była grozi twojej żonie ― wyjaśnił wściekle Sebastian.

Strząsnął moją dłoń ze swojego ramienia i podniósł się z miejsca, spoglądając na nas.

― Słucham?! ― spytałam głupio, ponieważ nie do końca go zrozumiałam.

― To nadal nie jest dobre wytłumaczenie ― wtrącił jak dotąd cichy Nikosto, sprawiając, że musiałam dostrzec jego obecność.

Byłam pewna, że nie ruszył za nami, a tu taka niespodzianka.

― Och, nie wpieprzaj się tu, gdzie cię nikt nie chce ― powiedział jasnowłosy, mierząc wściekłym spojrzeniem bruneta.

Zrobił krok w jego stronę i zacisnął dłonie w pięści, nie ukrywając wcale jak bardzo wściekły był. Takiego wydania w jego wykonaniu jeszcze nie widziałam.
Zmarszczyłam brwi, wiedząc, że jeśli nie wkroczę, może to się skończyć całkiem kiepsko.
Podniosłam się z miejsca, ale mój brat zatrzymał mnie jakby chciał pozwolić im rozstrzygnąć to między sobą, co zdecydowanie było głupim pomysłem.

― Sander, puść mnie ― poprosiłam, chcąc się wyrwać, ale niestety, mój brat miał więcej siły.

― Nie, daj im to załatwić, cicho ― pokręcił w ramach zaprzeczenia głową i uśmiechnął się do mnie pewnie jakby wcale nie był świadkiem tego jak dwaj mężczyźni mierzą się wzrokiem i zygają do siebie niczym dwa koguty, które walczą o terytorium.

Westchnęłam ciężko biorąc głęboki wdech.
Nie podobało mi się to.

― Twoja żona sama do mnie przyszła ― odparł dumnie Nikosto, nie przejmując się tym, że jeszcze chwilę wcześniej Wagner nie czuł się najlepiej.

Aurelia również nie robiła nic. Stała i wpatrywała się w nich z uśmiechem tkwiącym na jej ustach jakby bawiła się w najlepsze, co byłam w stanie uwierzyć. Ją to mogło bawić.

― Bo jest dobrą, jest dla ciebie za dobra ― ostrzegł jasnowłosy, zaciskając szczękę.

Był wściekły.
Naprawdę nie widziałam takiego wydania Bastiana, nigdy.
Adrienowi oczywiście zdarzało się to dość często, więc byłam do tego przyzwyczajona, był temperamentnym człowiekiem, ale Sebastian słyną ze spokoju i opanowania.

― Gówno wiesz o... ― i nim Włoch zdołał chociażby dokończyć, blondyn wyprowadził cios i trafił go prosto w szczękę.

I użył całkiem sporo siły, ponieważ ciemnowłosy cofnął się o krok i złapał za brodę, ścierając opuszkami palców ślad krwi, który pojawił się w kąciku jego ust.
Uniósł wzrok i zmarszczył brwi, układając wargi w cynicznym uśmiechu.

― Zasłużyłem na sporo więcej jak tylko to ― przyznał, nie próbując nawet oddać drugiemu.

To dopiero mnie zaskoczyło.
Serce galopowało mi w piersi, a krew wrzała w moich żyłach.
Byłam wzburzona. Nie rozumiałam, co właśnie się działo?
Dlaczego mój opanowany mąż atakował narwanego byłego, a ten nie reagował? Kiedy świat zdołał, aż tak bardzo zwariować.

― Nawet nie wiesz jak bardzo ją zmiażdżyłeś ― rzucił oskarżycielsko Sebastian, podchodząc do Adriena ponownie.

Dźgnął go palcem w pierś.

― Nawet nie wiesz jak bardzo siebie za to nienawidzę ― odparł spokojnie brunet i pokręcił z niedowierzaniem głową.

― Co? ― spytała bezmyślnie Aurelia, przerywając ciszę, która nastała po tych słowach.

Skoro ona była zaskoczona, nie miałam pojęcia jak określić mój stan.

― Nie zrozumiesz jak to jest musieć żyć ze świadomością, że zrujnowałeś swój cały świat. I, że twój cały świat żyje z kimś innym. Uszczęśliwia kogoś innego. Nie zrozumiesz i nigdy nie zrozumiesz jak to jest żyć ze świadomością, że miłość twojego życia cię nienawidzi, słusznie ― dorzucił Adrien, odwracając się.

Wsunął dłonie w swoje włosy i przesunął nimi tak jakby chciał je sobie wyrwać.

― Nikt, kurwa, nie zrozumie jak to jest wyrwać sobie serce, wyrzucić je i patrzeć jak przygarnia je ktoś inny! Nikt, kurwa, nikt! ― dodał pospiesznie, rzucając mi pełne bólu spojrzenie i nim zdołałam chociaż zareagować opuścił taras.

I zostałam ja, w uścisku mojego brata, mój zszokowany mąż, który oddychał z trudem, nadal nad sobą nie panując. I Aurelia, która również nie potrafiła otrząsnąć się z szoku. I mój brat, który skomentował to krótkim, ale jakże właściwym: „o kurwa".


Ech. Miało być lepiej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro