Chapter 36.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„Wiem, że nie mamy wiele do powiedzenia, zanim pozwolę Ci odejść! Powiedziałem, będziesz moją dziewczyną?"

20 marca 2018

Leniwie, bardzo powoli rozchyliłam powieki, czego pożałowałam już w kolejnej sekundzie. Rolety w oknach nie zostały zasłonięte i pierwsze, nieśmiałe promyki słoneczne padły na moją twarz, wybudzając mnie.

Ból głowy był minimalny i nie miałam pojęcia, jak do tego doszło skoro pomieszałam kilka rodzajów alkoholu.
Zamrugałam kilkakrotnie, chcąc się rozbudzić i podniosłam się do pozycji siedzącej. Tym sposobem dotarło do mnie, dlaczego miałam wrażenie, że boli mnie całe ciało. Spałam na kanapie, z głową opartą na ramieniu Chrysandera, który nadal spał w najlepsze.
Dyskomfort, który odczułam sprawił, że zdecydowałam się przekręcić głowę.

Napotkałam pełne troski spojrzenie zielonych oczu i wstrzymałam oddech, nie do końca rozumiejąc własne, szalejące uczucia.
Brunet posłał mi lekki, nieco kąśliwy uśmiech i podniósł się z fotela, kierując się w stronę kuchni.

Bez większego namysłu uczyniłam to samo. Z tą różnicą, że robiłam to dłużej, nie chcąc obudzić brata.

— Woda? Piwo? Cola? — zapytał, otwierając lodówkę.

Nie uraczył mnie nawet spojrzeniem jakby zawartość sprzętu AGD była ciekawsza jak ja.
Westchnęłam cicho.

— Cola — odparłam, licząc na to, że napój z dodatkiem cukru nieco mnie rozbudzi.

Nie czułam się bardzo źle, ale jednak mój żołądek sugerował, że nie powinnam szaleć z większą dawką alkoholu.
Ciemnowłosy podał mi jedną puszkę, a drugą otworzył dla siebie.
Oparł się o blat kuchenny i spojrzał na mnie.

— Jak wielkim skurwielem muszę być skoro nawet teraz myślę o tobie w niewłaściwy sposób? —Sceptycznie uniósł brew, przy okazji upijając spory łyk napoju.

Ja byłam dopiero na etapie otwierania go.

— Słucham? — rzuciłam mu pełne niezrozumienia spojrzenie.

Nie byłam pewna, o czym on w ogóle mówił?

— Myślę o tym czy warto wkurzać cię próbą pocałunku — wyjaśnił bez owijania w bawełnę, a ja zakrztusiłam się colą, której łyk pociągnęłam.

Adrien podszedł do mnie i poklepał mnie po plecach, gdy ja prychałam, krztusiłam i starałam się nie popluć podłogi.
Takiego wyjaśnienia nie spodziewałam się.
Gdy już udało mi się uspokoić zatrzymałam wzrok na jego przystojnej twarzy i potrząsnęłam głową. Nie było to żadne zaprzeczenie, ale nie wiedziałam, co tak właściwie chciałam tym wyrazić.

— Sądziłam, że jesteśmy przyjaciółmi — wymamrotałam w końcu, po dłuższej chwili, wiedząc, że nie jest to najlepsza odpowiedź.

Brunet zaśmiał się i opuszkami palców przesunął po moim policzku, wpatrując się we mnie.

— Aniołku, myślałem, że się nie oszukujemy — oznajmił z rozbawieniem.

— Mój mąż umarł...

— Wiem — wszedł mi w słowo cofając swoją dłoń — uwierz mi, że wiem. I chociaż to tobie jest najtrudniej, nie tylko tobie jest ciężko — zauważył, a ja nie mogłam się z tą myślą nie zgodzić.

— To nie jest dobry czas na takie rozmowy — zauważyłam niechętnie, wiedząc, że naprawdę codziennie mogłam używać tej wymówki, ale alkohol i zmęczenie sprawiał, że nie myślałam do końca trzeźwo.

Zbyt łatwo chciałam się poddać i oddać chwili zapomnienia.
I dokładnie to byłoby moją zgubą.
Zapominanie o kimś, pozwalanie komuś odejść zawsze kiepsko kończyło się jeśli dodawało się do tego procesu jakąś kolejną osobę.

— Samiro — pokręcił z niedowierzaniem głową — nigdy nie będzie dobrego czasu.

— Wiem, ale to na pewno nie dziś. Nie teraz.

— Uciekasz — podsumował niechętnie, mierząc mnie wzrokiem.

Wsunął dłonie do kieszeni swoich spodni i wzruszył lekko, dość obojętnie ramionami jakby naprawdę mu na tym nie zależało.
Odpuścił mi i machnął lekceważąco ręką, kierując się w stronę drzwi.

— Nasz czas minął, mój czas minął — oznajmiłam pewnie, wpatrując się w jego plecy.

— Gówno prawda, zamykasz się na świat, bo cię boli. Rozumiem, cierpienie nie jest fajne, ale to element życia. Cierpiąc doceniasz szczęście, bo czymże by ono było bez bólu? Powiesz mi? — spojrzał na mnie poprzez ramię i zatrzymał się, by jednak wrócić do mnie. — Masz niespełna dwadzieścia dwa lata, przeszłaś przez piekło, które niektórym nie trafia się nigdy w ciągu całego życia, ale cholera... Samiro! Obudź się. Otwórz oczy! Albo będzie za późno! Nic nie trwa wiecznie i nikt nie czeka wiecznie, bo nikt nie ma tyle czasu... nawet miłość — dorzucił, mierząc mnie wściekłym wzrokiem.

Palcem wskazującym dźgnął mnie w obojczyk i westchnął ciężko, przy okazji przeczesując palcami swoje zmierzwione włosy.

— Adrien — pisnęłam, wypowiadając przy okazji jego imię, nie do końca potrafiąc opanować emocję, które we mnie wzbudzał.

Chociaż głównie była to złość. Wtrącał się. I śmiał mi grozić. Akurat teraz.

— Nieważne, po prostu to przemyśl, bo cholera, kocham cię, no, kocham cię, ale gonienie króliczka kiedyś przestaje cieszyć — przyznał i nie czekając już na mój kolejny komentarz, wyszedł z kuchni zostawiając mnie samą.

Wywróciłam teatralnie oczami, ponieważ nie miałam do tego siły.
Każdy wymagał ode mnie zrozumienia, czy tego, że będę wiedziała, o co chodzi. Bądź, jak żyć?
A to pytanie, niezależnie jak długo szukałam rozwiązania, nadal pozostawało dla mnie okrutną zagadką.

Westchnęłam, przetarłam dłonią czoło i poddałam się.
Musiałam ochłonąć.
Musiałam stąd wyjść.
I musiałam spełnić wolę Sebastiana i pojawić się wieczorem na spotkaniu.

✖✖✖

Powoli, niechętnie, właściwie bez entuzjazmu powłóczyłam nogami i zmierzałam na wyznaczone miejsce niczym skazaniec na podest do kata. Mieszkanie brata opuściłam tuż po niefortunnej rozmowie z Włochem, więc kolejne godziny spędziłam na mieście, odwlekając moment powrotu do mieszkania.

Nie spędzałam czasu w apartamencie, który oficjalnie należał do mnie.
Nie zdecydowałam się nawet na wyrzucenie rzeczy Wagnera. Tkwiłam w błędnym kole.
Unikałam bólu i cierpiałam przez to mocniej, chociaż w jakimś stopniu, pozwalałam Sebastianowi odejść.
Spełniałam jego wolę.
Godziłam się z jego brakiem.

Po prostu nie umiałam wyrzucić definitywnie jego rzeczy, chociaż progresem było spakowanie ich.
I najpewniej poradziłabym sobie z tym szybciej, gdyby nie całe mnóstwo wspomnień, które zalewały moje myśli za każdym razem, gdy tylko weszłam do jakiegoś pokoju, bądź ujrzałam jakąś rzecz.

Zwyczajny wazon potrafił wywołać we mnie płacz, ponieważ Bastek lubił przynosić do domu kwiaty, zupełnie bez powodu, twierdząc, że lubi widzieć mój uśmiech.

— Kurwa, dość — skarciłam się na głos, orientując się, że po raz kolejny zaczynam poddawać się bólowi, który próbowałam przezwyciężyć.

Mój mąż chciał mojego szczęścia.
Nie łez, czy też żalu.
Miałam żyć tak, by inni płakali po mnie, a jak na razie, to inni sprawiali, że to ja płakałam po nich.

Jęknęłam i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Zacisnęłam dłonie w kieszeni mojego płaszcza i wcisnęłam je głębiej, przy okazji przyspieszając nieco kroku.
Cel mojego spotkania był już blisko i nie było odwrotu. Musiałam zorientować się, co wymyślił Sebastian, czego ode mnie oczekiwał w kolejnych wskazówkach?

Dookoła było już ciemno i tylko uliczne latarnie sprawiały, że wiedziałam dokąd powinnam iść.
Nie miałam pojęcia czego spodziewać się teraz, ale sam fakt, że Bastek uznał, że powinnam dać szansę Adrienowi sprawiał, że nie próbowałam nawet zgadywać, co dalej?

Pokonałam ostatni zakręt parku i dotarłam na plac, który znajdował się w głębi, orientując się, że na jednej z ławek już ktoś siedzi.

Mężczyzna, dość wysoki, całkiem nieźle zbudowany, chociaż tego jedynie się domyślałam, ponieważ nie widziałam go zbyt wyraźnie.
A i tak wydawał się być znajomy.

— Muszę przyznać, że nie doceniałem Sebastiana — usłyszałam głos, który doskonale znałam.

Pozbyłam się resztek wątpliwości, co do tego, kim był mężczyzna, który najwyraźniej na mnie czekał.

— Jak to? — spytałam głupio, pokonując dzielącą nas odległość.

Z mocno bijącym sercem usiadłam na ławce tuż obok niego, zachowując jednak należytą przestrzeń między nami.
Miałam mieszane uczucia.
Rano od niego uciekłam, a wieczorem wróciłam, nieświadomie, ale jednak.

— Zaplanował to wszystko. Domyśliłem się już jak dostałem ten list od prawnika, ale... zaskoczył mnie. W życiu, w żadnym wypadku nie pomyślałbym o tym, by cię komukolwiek oddać, niezależnie jak idiotycznie to brzmi — podsumował swoją myśl i wygiął cynicznie kąciki ust do góry.

Wyglądał przy tym naprawdę dobrze, więc na moment zatrzymałam wzrok na jego ustach i odetchnęłam cicho.
Rozumiałam go, aż za dobrze.
W naszym egoizmie byliśmy podobni, dość zaborczy. To tylko blondyn zadawał się być ponad to. Jego charakter był tak wyjątkowy i dobry, że ciężko o drugą taką osobę.
Tego byłam świadoma.
I wiedziałam, że nigdy, ale to naprawdę nigdy nie trafię już na drugiego Sebastiana i powinnam dziękować losowi za to, że mogłam go spotkać.

Postawiono go na mojej drodze i chociaż nasze małżeństwo trwało krótko, dał mi szczęście.

— Co ci napisał? — spytałam wyraźnie zainteresowana tym, że i brunet dostał wiadomość.

Moja poruszyła mną do głębi, ponieważ była bardzo osobista. Byłam ciekawa, czy i Adrien otrzymał coś podobnego.

Otworzysz oczy, zrozumiesz. I jej już nie będzie — powiedział spokojnie, wpatrując się wprost w moje oczy.

Zdecydował się oprzeć rękę na mojej dłoni i pogładzić jej wierzch.

— Dwa pieprzone zdania, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że to zawsze byłaś i będziesz ty. I wiem, że to kiepski czas, wiem, że to najgorszy moment, ale Mira, masz pewność, że będzie lepszy? Że mamy jakikolwiek czas prócz tego, co tu i teraz? — przekręcił się i przysunął do mnie bliżej, by móc cofnąć rękę.

Z kieszeni swojego ciemnego płaszcza wyjął coś i ponownie połączył swoje spojrzenie z moim.
Zamrugałam pospiesznie powiekami, ponieważ Sebastian zacytował moje słowa. I przekazał je Adrienowi, by ten również zrozumiał. W dodatku, naprawdę nie radziłam sobie z natłokiem emocji.

Opuściłam wzrok i oparłam czoło na jego ramieniu, biorąc głęboki wdech.
W moje nozdrza uderzył znajomy, kojący zapach mężczyzny, a ja zadrżałam.
I nie miało to żadnego związku z zimnem.

Ciemnowłosy nie ociągał się zbyt długo, zmniejszył odległość między nami do minimum i objął mnie ramieniem, dociskając mnie do swojego boku. Oparł podbródek na czubku mojej głowy i dłonią gładził moje włosy, tuląc mnie do siebie.

Rozumiał mnie. Albo bezbłędnie odczytywał sygnały, które nie do końca świadomie wysyłałam.

— Przepraszam — wymamrotałam cicho, nie do końca nad sobą panując.

Oczywiście zwalczyłam w sobie chęć płaczu, ale czułam znajome szczypanie w oczach, które świadczyło o tym, że łzy planowały wydostać się z moich oczu.

— Mogę cię o coś poprosić?

— Możesz — odpowiedziałam automatycznie, wiedząc, że moja relacja z brunetem ewoluowała przez wiele poziomów i właściwie, nie do końca byliśmy tylko przyjaciółmi, ale łączyło nas tak wiele, że nie wyobrażałam sobie, by jakkolwiek go odtrącać.

— Wysłuchaj mnie, a potem zrobisz co zechcesz, okej? — odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie ponownie, przy okazji decydując się na lekki, nieznaczny uśmiech jakby nie miał pewności, czy tłumaczenie mi czegokolwiek ma sens.

— W porządku, mów — wykonałam jakiś niezidentyfikowany ruch dłonią, pozwalając mu tym samym na mówienie.

— Nie przerywaj mi, a przynajmniej się postaraj — poprosił i przetarł dłońmi twarz jakby zbierał w sobie siły do tego, by jakkolwiek przemówić.

Nie należał do osób, które miały problem z wyrażaniem swoich opinii, ale w ciągu tych lat, w których go poznawałam miałam pewność, że w uczuciach i ich wyrażaniu zdawał się być niczym dziecko, które dopiero stawia pierwsze kroki w jakiejś dziedzinie.

— W porządku, postaram się — skinęłam lekkim ruchem głowy, słysząc jego słowa i przekręciłam się.

Podkurczyłam nogę w kolanie i objęłam ją dłońmi, splatając ze sobą swoje palce.

— Kocham cię, kurwa, tak zwyczajnie — zaczął mocno, dosadnie, akcentując to wyznanie, więc jakoś tak automatycznie wyprostowałam się i zacisnęłam usta w wąską linię.

Sądziłam, że skupi się na pogadance motywacyjnej, ale on jak zwykle zaskakiwał.

— Jak normalny człowiek. Jak wariat. Jak szaleniec. Nie wiem, bo jestem niezdecydowany. Ale chcę ciebie. Nie do manipulacji. Nie wykorzystuje cię. Nie mógłbym nigdy więcej. Nie potrafiłbym — dodał po chwili, nieco ciszej i potrząsnął głową jakby rozumiał jak idiotycznie to brzmi.

I w jakiś sposób pięknie, ponieważ nasza przeszłość udowadniała nam, że komunikacja nie zawsze nam wychodziła dobrze.

— Nie jestem tobą zafascynowany. Po prostu, stałaś się dla mnie ważna. Najważniejsza. I nie jestem chłopaczkiem, który nie zna swoich uczuć, Samiro — spojrzał na mnie na moment, chcąc tym sposobem udowodnić, że jest szczery.

Najpewniej taki był. Od incydentu z Aurelią miałam wrażenie, że nie okłamuje mnie już w niczym jakby zrozumiał, że to się nie opłaca. Nie ze mną. W dodatku, sama miałam w tym spory udział, ponieważ zraniłam go dotkliwie, nie myśląc nawet o drugiej szansie. Poślubiłam Sebastiana i tak po prostu skreśliłam bruneta z mojego życia.
I nie mogłam kwalifikować tego jako błędu, aczkolwiek nie mogłam powiedzieć, że tego czasami nie żałowałam. I był to egoizm i wykazywało to jak wielką suką byłam. Nie żałowałam poślubienia Bastka, aczkolwiek żałowałam, że straciłam Adriena.
Coś na wzór tego, że chciałam mieć ciastko i jeść ciastko.
Egoistycznie.

— Jednak to, co uwielbiam to cynizm, spontaniczność, czy wredność. I tak wiem, że nie powinienem, ale kocham cię. Całą. I przez to wiem, że cię potrzebuję. Żadnej innej — dopowiedział, zerkając na mnie ponownie.

Ja po prostu siedziałam, nie bardzo wiedziałam jak powinnam reagować na takie wyznania, w tym momencie, gdy widziałam, że on jeszcze nie skończył.

— Nic nie powiesz? — spytał cicho, podnosząc się z miejsca, by móc zrobić kilka nerwowych kroków.

Spuściłam wzrok i wbiłam go w kostkę, którą wysadzany był plac dookoła nas i jęknęłam cicho.
Moje serce wariowało w mojej klatce piersiowej, a tętno na pewno nie było w normie, ale nie do końca wiedziałam, czy powinnam tak się czuć? Czy powinnam i czy mogłam myśleć o życiu z kimkolwiek innym ledwo kilka miesięcy po tym jak zostałam wdową?
Jęknęłam ponownie i potrząsnęłam głową, z trudem powstrzymując łzy.
Zagryzłam dolną wargę pomiędzy zębami i milczałam.

— Cholera, przepraszam, nie chcę na ciebie naciskać, ale cholera, musisz to wiedzieć, jesteś tą jedyną, jesteś moją osobą, moją kobietą i albo się z tym pogódź, albo daj mi odejść, bo zwariuję! — Adrien podszedł do mnie i przykucnął przede mną, opierając dłonie na moich kolanach.

Zmusił mnie do zmiany pozycji i tego bym na niego spojrzała.

— Nie umiem sobie wyobrazić tego, że cię nie ma w moim życiu... — zaczęłam, ale przerwałam, wpatrując się w jego szklące się, zielone oczy.

Sebastian oczekiwał ode mnie bym żyła dalej.
I chociaż nadal bolało mnie to, że go nie było, Adrien miał rację. Nie mogłam zamykać się na życie. Nie miałam dwudziestu dwóch lat, a zachowywałam się jak zgorzkniała i nie wierząca w miłość staruszka.

— Samiro, określ się!

— Kocham cię — potwierdziłam i nie czekając już na nic przysunęłam twarz do jego ust, by móc go pocałować.

Nie przewidziałam jednak tego, że zrobię to za gwałtownie i, że Nikosto nie utrzyma równowagi.
Z tego powodu on wylądował na ziemi, a ja na nim. I oboje zaczęliśmy się śmiać.

— Świetnie zaczynasz, kochanie — podsumował i przycisnął mnie do siebie mocniej, przytulając mnie.

Pisałam to tak długo, że nadal nie jestem zadowolona. Sama nie wiem, przepraszam. Został nam tylko epilog, kto się cieszy?

No i moi drodzy, Wesołego Alleluja, trochę późno, ale jednak. 🐰🐰

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro