Chapter 7.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

„To już inny rozdział, ale książka jest ta sama."

Pierwszy szok minął w ciągu zaledwie kilku sekund, nie dlatego, że byłam na tyle opanowała, a z powodu determinacji czarnowłosej kobiety, która uznała, że najwyższa pora przestać się przejmować i przejść do porządku dziennego nad tą konfrontacją. Być może było jej łatwiej, ponieważ Aurelia nie była przyczyną pasma nieszczęść w jej życiu, ale niesprawiedliwe byłoby uznać, że była odpowiedzialna za każdą z moich przelanych łez. Nie tylko ona zawiniła, właściwie kogoś innego starałam się nienawidzić z tego powodu. Nie do końca skutecznie, ale jednak słusznie. O ile można doszukiwać się sprawiedliwości w takich odczuciach. Wróciłyśmy do stolika, zajmując własne miejsca, przerywając tym samym rozmowę naszych mężów.

— Co nas ominęło? — zaganęła wesoło brunetka, spoglądając docelowo na swojego małżonka.

On posłał jej tylko uśmiech, w którym bez trudu można było zauważyć całe mnóstwo miłości jaką ją darzył i jak gdyby nigdy nic, wzruszył ramionami.

— Dyskutowaliśmy o doborze kochanek — oznajmił spokojnie, bez zająknięcia.

— I doszliśmy do wniosku, że żadna nie jest ani lepsza, ani ładniejsza jak nasze żony — podłapał wątek Sebastian i dopiero wtedy zrozumiałam, że to był żart.

Szczególnie że Eva od razu zaczęła się śmiać. Szturchnęła przy okazji Kevina łokciem w bok. Najpewniej była przyzwyczajona do takich odpowiedzi. Ja oczywiście myślami nadal byłam gdzie indziej, ale na szczęście opanowałam robienie dobrej miny do złej gry.

— Powinnam się bać? — spytałam, marszcząc nieznacznie brwi. — Podejrzanie wiele komplementów dzisiaj słyszę.

— Kochanie  — zaczął Sebastian, w teatralnym geście łapiąc się za lewą stronę klatki piersiowej — ranisz moje uczucia.

— Uważaj, bo się przejmę — odparłam z sarkastycznym uśmieszkiem i oparłam się wygodniej na krześle, sięgając po kieliszek.

Upiłam łyk wina i uniosłam sceptycznie brwi, widząc spojrzenie blondyna.

— Faktycznie, masz zadziorną żonę — zauważył Kevin, zerkając wymownie na drugiego mężczyznę — wracając jednak do tematu, myśleliśmy o jakimś rejsie, wspólnym, kilkudniowym, co wy na to?

— Rejsie? Rejsie czym? — spytała czarnowłosa z entuzjazmem.

Widać było, że sam pomysł bardzo jej pasował.

— Jachtem — odpowiedział krótko Seba.

— Sebastian ma jeden, zaprosił nas, kilka dni z dala od ludzi, cumowanie gdzie dusza zapragnie — wyliczał mężczyzna z szerokim uśmiechem na ustach.

Ponownie zmarszczyłam brwi i spojrzałam pytająco na męża.

— Jacht? — powtórzyłam głupio.

Zdawałam sobie sprawę z tego, że jego konto nie świeciło pustkami, ale nie sądziłam, że rozdaje pieniądze na taką skalę, że na tyle może sobie pozwolić. Z drugiej strony, prawie nic o nim nie wiedziałam. Poznanie kogoś w pół roku to nie lada wyczyn, nadal uczyliśmy się siebie nawzajem.

— Takie hobby z dawnych lat, z tatą robiliśmy sobie wycieczki... i z biegiem czasu powiekszyliśmy rozmiar statku — przyznał blondyn, mrugając do mnie okiem jakby to było całkiem normalne i każdy tak robił.

Zamrugałam pospiesznie powiekami, przyswajając tę informację.
— Świetny pomysł! Kiedy wyruszamy?

Optymizm Evy sprawił, że przeniosłam na nią wzrok i skupiłam na niej swoją uwagę. Powinnam reagować jak ona?

— Tymczasowo z Samirą cały wrzesień musimy spędzić w Polsce, ale w październiku jesteśmy gotowi, tak sądzę — powiedział Bastian, spoglądając na mnie kątem oka.

Oparł dłoń na moim kolanie i ścisnął je. Nie miałam pojęcia, czy była to forma przeprosin za stawianie mnie przed faktem dokonanym, czy jednak ochota na dotknięcie mnie.

— Zdecydowanie będziemy w kontakcie...

— O tak! — Pani Mendez przerwała mężowi i klasnęła w dłonie jakbyśmy jeszcze nie zdołali zauważyć jak bardzo była na tak.  Przypominała małe dziecko, które zawsze marzyło o zabawce, a którą właśnie miało otrzymać.
Uśmiechnęłam się sama do siebie.
Wiedziałam, że kolejne trzy tygodnie to mój czas na naprawianie szkód, a cały ten wyjazd miał być nagrodą. Albo pocieszenia, albo za to, że dałam radę. Próbowałam, starałam się, ale tylko Emilia nie była na mnie wściekła. W dodatku odbywała staż w Hiszpanii, co nie pomagało w niczym. Odległość była próbą dla wielu relacji. I chociaż byłam pewna, że nasza przyjaźń przetrwa, miałam wrażenie, że nasze życia nas od siebie odsuwają. Ja musiałam nauczyć się funkcjonować w małżeństwie, ona tworzyła nowy związek. I zdecydowanie moja pół roczna nieobecność nam nie pomogła w utrwalaniu przyjaźni.

— Świetnie. Na nas już pora, ale Sebastianie, przyślij umowę, zdecydowanie ją podpiszemy — oświadczył pewnie Kevin i podniósł się z miejsca, by móc odsunąć stołek żonie.

My również wstaliśmy. Mój małżonek ze względu na dobre wychowanie, ja ponieważ również miałam ochotę wyjść, a nawet chociaż pożegnać się jak należy z naszymi towarzyszami.
Mężczyźni zajęli się sobą, a Eva podeszła do mnie i oparła dłonie na moich ramionach.

— Cudownie było cię poznać — oznajmiła, na co oczywiście energicznie przytaknęłam ruchem głowy.

Zgadzałam się z tym.

— Koniecznie musimy wypić kiedyś kawę. Do zobaczenia — ucałowała mój policzek i uśmiechnęła się do mnie, odsuwając się.

— Jestem na tak — rzuciłam, odwzajemniając jej gest i wycofałam się, by stanąć u boku Sebastiana.

— Samiro...

— Kevinie...

— Do zobaczenia — mężczyzna ścisnął moją dłoń i rzucił jeszcze spojrzenie Sebastianowi, który żegnał jego żonę.

Po chwili zostaliśmy sami.

— Więc masz jacht?

— Więc jesteś zaskoczona? — odpowiedział pytaniem na pytanie i uśmiechnął się pobłażliwie, odsuwając mi krzesło. 

Usiadłam i sięgnęłam po kieliszek z winem.

— A nie powinnam?

— Przecież mogłaś przejrzeć dokumenty i...
— Mówiłam. Nie poślubiłam twoich pieniędzy — przypomniałam, wznosząc oczy do góry jakbym traciła do niego siły.

— Wiem. Mam też domek w Aspen, posiadłość w Miami i niczym więcej cię nie zaskoczę — oświadczył, uśmiechając się pewnie.

— A helikopter? Jestem rozczarowana, Grey miał helikopter — rzuciłam z rozbawieniem.

— I czerwony pokój! Chcesz przemalować sypialnię?

Prychnęłam w ramach odpowiedzi i dokończyłam pić wino.

— Tak myślałem, wychodzimy?

— Tak. Muszę się wyspać, jutro jadę na grób taty, najwyższa pora — skinęłam głową i podałam mu rękę, gdy już odsunął mi krzesło.

Jedną z jego cech, do których byłam już przyzwyczajona to właśnie taka dżentelmeńska grzeczność. Lubiłam to w nim, właściwie momentami kupował tym moje serce.

— Jechać z tobą?

— Wolę załatwić to sama.

— Oczywiście — uśmiechnął się ze zrozumieniem, nieco mocniej zaciskając palce na mojej dłoni jakby chciał okazać mi pełne wsparcie.

Co by się nie działo i tak byłam pewna, że będzie stał za mną murem.
Ruszyliśmy w kierunku drzwi, aczkolwiek nie dotarliśmy do nich. Drogę zatorował nam mężczyzna po pięćdziesiątce, z widocznym brzuszkiem oraz rzadkimi, czarnymi włosami, które były raczej efektem ingerencji jakiegoś fryzjera, a nie natury. W dodatku jego opalenizna wcale nie dodawała mu seksapilu. Wyglądał przeciętnie, chociaż garnitur, który miał na sobie był z najwyższej półki. Nauczyłam się dostrzegać takie rzeczy. Uśmiechnął się, pogłębiając tym sposobem swoje mimiczne zmarszczki i wysunął dłoń w kierunku blondyna. Ten ją uścisnął.

— Martin.

— Sebastian — rzucił nazbyt entuzjastycznie starszy, potrząsając energicznie dłonią mojego męża. — Cóż za niespodzianka, nie miałem pojęcia, że jesteś w kraju.

— Przyspieszyłem przylot o kilka tygodni, co słychać? — wyjaśnił blondyn, uśmiechając się nieco.

Nie do końca szczerze, w dodatku nie puszczał mojej ręki jakby sądził, że zacznę uciekać.

— Aurelia ucieszy się, powinieneś wiedzieć, że...

— Martin, poznaj moją piękną żonę — przerwał mu młodszy i gestem dłoni wskazał na mnie — Samirę.

— Och — zaciął się nieznajomy i zwrócił na mnie uwagę.

Dłuższy moment wpatrywał się we mnie w ciszy, aż odzyskał fason i wysunął w moim kierunku dłoń.

— Gdzie moje maniery, jestem Martin Ferro, bardzo mi miło — przedstawił się.

— Samira Wagner — odparłam, leciutko rozchylając usta w reakcji na nazwisko oraz wcześniej wspomnianą rudowłosą. — Jest pan ojcem Aurelii?

— Chrzestnym, bratem jej ojca. Znasz moją bratanice?

— Miały okazję się poznać, wybacz, ale spieszymy się — zauważył Sebastian, przysuwając się do mnie.

Objął mnie w pasie i przycisnął do swojego boku. Dość zaborczo, co nie było w jego stylu, ale przemilczałam to. Najwyraźniej jasnowłosy nie darzył sympatią drugiego mężczyzny. Ja sama też jakoś nie czułam się zbyt swobodnie.

— Oczywiście, do zobaczenia na przyjęciu mojego brata, miłego wieczoru — rzucił czarnowłosy, uśmiechając się krzywo.

— Na razie — rzekł blondyn i pociągnął mnie w stronę drzwi.

Nie oglądałam się za siebie.

— Przyjęcie?

— Najwyraźniej, o nim zapomniałem. Coroczny bal, najgorsze jest to, że powinienem tam być. I jestem zmuszony prosić byś poszła ze mną — westchnął, kręcąc z rezygnacją głową.

— Nie lubisz ich?

— Łączą nas interesy, muszę ich tolerować, ale niekoniecznie muszę lubić — przyznał, wzruszając ramionami.

— Rozumiem, a będę mogła się upić? — spytałam, unosząc jedną z brwi.
Oczywiście nie planowałam takiego rozwiązania, ale marzyć zawsze można.

— Mira... — pokręcił głową blondyn, uśmiechając się.

W ramach odpowiedzi zaśmiałam się, ale w momencie uśmiech zamarł mi na wargach, gdy moje oczy spotkały się z zielonymi tęczówkami. Ten człowiek mnie prześladował. Wytrzymałam oddech i zatrzymałam się, co zmusiło Sebastiana do rozejrzenia się.

— Nikosto.

— Państwo Wagner, cóż za niespodzianka — odparł sarkastycznie Adrien, wpatrując się we mnie.

Intensywnie, tak jakby próbował prześwietlić mi myśli. Jego ton zupełnie mi się nie spodobał, ale wybrałam opcję milczenia.

— Gdzie Aurelia? — spytał cynicznie Sebastian.

Celowo. Chciał wbić drugiemu przysłowiową szpilkę, ale brunet nie zareagował. Nawet nie mrugnął okiem.

— Ty mi powiedz, z tego co mi wiadomo, jesteś jej aktualnym obiektem westchnień — odparł złośliwie Adrien i ponownie spojrzał na mnie. — Aniele, wyglądasz przepięknie, jak zawsze, ale choć chciałbym dłużej na ciebie patrzeć, interesy wzywają — dodał po chwili, posyłając mi bezczelny uśmiech.

Zacisnęłam usta w wąską linię, nie planując dać się sprowokować.

— Choć jesteś idiotą, masz rację, moja żona wzbudza zachwyt. Bywaj, Nikosto — skwitował jasnowłosy, ponownie ciągnąc mnie do drzwi.

Tym razem opuściliśmy lokal, chociaż zupełnie zignorowałam pożegnanie, które rzucił do nas mężczyzna witający gości przy drzwiach. Byłam pod wrażeniem, w dodatku serce, które galopowało w mojej klatce piersiowej niczego nie ułatwiało. Mogłam przekonywać rozum, że nienawidzę tego mężczyzny, ale serce i tak nadal wiedziało swoje. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Sebastiana. Poczucie winy uderzyło we mnie, na moment odbierając mi oddech. To jego żoną byłam, o nim powinnam myśleć i z nim miałam zamiar spędzić resztę życia. Mimo to myślałam o tym jak idealnie prezentował się ciemnowłosy.

— Wszystko w porządku? — zapytał Bastian, zamykając za mną drzwi do samochodu.

Obszedł go i zajął swoje miejsce. Przekręciłam głowę i posłałam mu delikatny uśmiech.

— Oczywiście, męczy mnie to, że zawsze na niego trafiam. Dlaczego to nie mój brat się tutaj pojawił?

— Ponieważ Adrien jest najlepszy. I Ferro to docelowo jego klient — zauważył szczerze blondyn.

Nawet jeśli nie darzył go sympatią, widać było, że sporo o nim wie i docenia przeciwnika.

— Mniejsza o to, Chrysander mnie unika.

— Mogę ci pomóc, porozmawiam z nim — zaproponował, spoglądając na mnie.

Wyjechał z parkingu i włączył się płynnie do ruchu.

— Nie — odparłam momentalnie, tak pospiesznie, że Sebastian posłał mi zdumione spojrzenie, marszcząc brwi.

Zaskoczyła go moja reakcja.

— Chodzi mi o to, że chcę to zrobić sama. By wiedział, że mi przykro, że staram się... sam wiesz. Zależy mi na tym. To mój błąd i...

— Poślubienie mnie to błąd?

— Sebastian! — jęknęłam z politowaniem, kręcąc głową. — Nie mówienie prawdy to błąd. Powinnam powiedzieć najbliższym o ślubie — rozwinęłam myśl i opadłam na fotel, przekręcając głowę w bok.

Zatrzymałam spojrzenie na szybie i wpatrywałam się w budynki, które mijaliśmy.

— Powiesz mamie?

— Jak tylko wrócą z podróży. Tak. To nie tak, że chcę to ukrywać. Po prostu chciałam spokoju, chwili na dojście do siebie — wytłumaczyłam, chociaż nie miałam pewności, czy nie mówiłam tego na głos, by przekonać do tego samą siebie.

Z upływem czasu i tak nie było łatwiej. Godziłam się z brakiem taty i nie dostrzegłam, że moim sposobem tracę inne, bliskie mi osoby.
Westchnęłam ciężko.

— Wiem, nigdy nie podejrzewałem, że się mnie wstydzisz — powiedział spokojnie. — No bo popatrz na mnie. Chodzący seks! — dodał żartobliwie, poruszając brwiami.

Zaśmiałam się cicho i już miałam komentować, gdy przypomniałam sobie słowa bruneta.

— Co Nikosto miał na myśli, mówiąc, że jesteś obiektem westchnień rudej siksy? — zapytałam, krzyżując dłonie na wysokości klatki piersiowej.

Z trudem było w ogóle o tym myśleć, ale ciekawość wzięła górę.

— Powiedzmy, że proponuje mi romans — odparł, nie wysilając się nawet na ukrycie niesmaku.

Zmarszczyłam brwi i rozchyliłam usta z niedowierzaniem. Miała tupet.

— Co? — spytałam głupio.

— Zaręczyła się z Nikosto, by wzbudzić we mnie zazdrość — zaczął nieco zakłopotany Sebastian.

Nie do końca w to wierzyłam, ponieważ Adrien nie mógł pozwolić na bycie pionkiem. Nie on. Nie tak.

— Dlaczego?

— Bo ubzdurała sobie, że ją kocham. I chciała... cóż, chce twojego miejsca i jeśli mam być szczery, nie poślubił bym jej nawet, gdyby była ostatnią kobietą na tej planecie.

— Dlaczego mi nie powiedziałeś? — spojrzałam na niego oskarżycielsko, z trudem panując nad swoim tonem.

Nie podobało mi się to. Nieświadomie znów brałam udział w zawodach, w których ona chciała wygrać.

— Nie było takiej potrzeby. Liczysz się ty. Byłem skupiony na udowadnianiu tobie, że jestem ci pisany — skwitował prosto, wzruszając ramionami.

Jakby to było takie proste. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i palcami potarłam skroń, jakby miało mi to pomóc pozbierać rozgonione myśli.

— Powinieneś był mi powiedzieć — zasugerowałam chociaż miałam pewność, co do tego, że tak powinno być.

— Samira, umarł twój tata, naprawdę sądzisz, że powinienem mówić coś takiego, w takim momencie? — westchnął nieco rozdrażniony, zaciskając palce na kierownicy.

Jęknęłam cicho, ale nie odpowiedziałam.
On miał swoje rację,  ja swoje.

— Lepiej powiedz mi, czy powinienem być zazdrosny — zmienił temat.

— Słucham?

— Mówię o Adrienie — sprostował.

— Z tego, co pamiętam to twoje nazwisko noszę i to twój pierścionek tkwi na moim palcu — by potwierdzić swoje słowa, machnęłam mu ręką przed twarzą, by pokazać mu obrączkę i pierscionek zaręczynowy.

— Wiem, po prostu nie chce cię stracić — przyznał, a w moim gardle pojawiła się gula, którą z trudem przełknęłam.

Poczucie winy zżerało mnie od środka, przenikało do głębi i katowało nie tylko moje myśli, ale i duszę.
Przymknęłam powieki, czując jak oczy zaczynają mnie szczypać.

— Nie stracisz — wyszeptałam.

Oparłam dłonie na kolanach, starając się zapanować nad ich drżeniem. Nie kłamałam, nie byłam tylko pewna, czy mówię prawdę.
Między nami pojawiło się milczenie, chociaż grobowa cisza zdawała się być lepszym określeniem.
Sebastian najwyraźniej przetwarzał w głowie moje słowa, a ja nie umiałam się odezwać, wiedząc jak bardzo zagubiona byłam. Miałam tego świadomość. I wiedziałam również, że potrzebowałam konsekwencji.
Po kilkunastu minutach byliśmy już na podziemnym parkingu. Wysiedliśmy z samochodu i dotarliśmy do windy. Dopiero tam, gdy jej drzwi się zamknęły, Sebastian przygwoździł mnie swoim ciałem do ściany i zacisnął palce na moich biodrach.

— Co robisz? — spytałam nieco zaskoczona jego zachowaniem.

Zadarłam brodę do góry, by na niego spojrzeć, ale zamiast odpowiedzi otrzymałam głęboki, dość zaborczy pocałunek.
Poddałam się temu, wplatając dłoń w jego włosy. Sama tego potrzebowałam. Chwili zapomnienia.
Dźwięk windy zmusił nas do oderwania się od siebie. Jasnowłosy schylił się, by móc porwać mnie w ramiona w stylu panny młodej i z uśmiechem wysiadł na naszym piętrze.

— Żono, klucze mam w kieszeni — rzucił wesoło.

Oczywiście wyciągnęłam je bez najmniejszego trudu i otworzyłam drzwi.
I nim zdołałam chociażby ponownie się odezwać Sebastian wrócił do całowania mniem jednocześnie ciągnąc w stronę sypialni. Chociaż i tak szybko się rozmyślił. Posadził mnie na stole w salonie i odsunął się nieznacznie, spoglądając na mnie ciemnymi z pożądania oczami.

— Pragnę cię — oznajmił po prostu i, nie czekając na moją reakcję uwięził moją dolną wargę pomiędzy swoimi zębami, zasysając ją. Jęknęłam cicho i zsunęłam z niego marynarkę...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro